sobota, 27 września 2014

13.

 Wpadłam do domu, trzaskając drzwiami. Rzuciłam torebkę w kąt. Weszłam do pokoju i oparłam się o ścianę. Osunęłam się po niej powoli i schowałam twarz w dłoniach. Nie potrafiłam płakać, a tak bardzo tego pragnęłam. Nie mogłam wymusić ani jednej łzy.  Odetchnęłam głęboko, podniosłam się i zrzuciłam z siebie wszystkie ciuchy. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej ulubioną koszulę i ubrałam się. Włosy spięłam w kok i stanęłam przed lustrem, przyglądając się sobie.


Jesteś totalną idiotką. Nie powinnaś pozwolić, by zdarzyło się coś takiego. To jest prawdziwe życie. Okrutne życie. Nie możesz nastawiać się na bajkowe momenty. Nie z taką osobą. Taką zakłamaną, dwulicową osobą.

Spuściłam wzrok, przeczesując grzywkę. Musiałam nauczyć się oddzielać pracę od uczuć. Lepiej zrobić to późno, niż wcale. Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek jeszcze zrobił ze mną to samo. Nie chciałam się nawet zastanawiać co myślał i jak się czuł Louis, kiedy całował mnie w tak czuły sposób. Musi być cholernie dobrym aktorem. Odwróciłam się na pięcie i wolnym krokiem wyszłam z pokoju. Wzrokiem odszukałam torebkę i wyjęłam z niej paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Idąc w stronę balkonu, wstąpiłam jeszcze do kuchni. W jednej z szafek odnalazłam nieotwartą butelkę wina. Otworzyłam ją i upiłam dużego łyka. Oparłam się dłonią o blat i westchnęłam. Pragnęłam w końcu zapomnieć o tym wszystkim co wydarzyło się w pieprzonym śnie. A skoro Louis okazał się zupełnie innym człowiekiem, nie będę się tym przejmowała. Jest milion innych. Skoro chce tak grać, proszę bardzo. Wyszłam na balkon, usiadłam na chłodnych płytkach i po upiciu kolejnego, dużego łyka wina, odpaliłam papierosa.  Nagle usłyszałam jak ktoś wykrzykuje moje imię. Podniosłam się i wychyliłam przez barierkę. Tuż pod moim balkonem stał Louis i przechodząc nerwowo z nogi na nogę, krzyczał.
- Ana! Wpuść mnie! Musimy pogadać! - Zaśmiałam się z ironią, odwróciłam na pięcie i weszłam z powrotem do mieszkania, zamykając za sobą szklane drzwi. Opadłam na kanapę z butelką w ręku i włączyłam telewizor. Zaraz potem na moje kolana wskoczył Will, ocierając się, mrucząc i mrużąc oczy. Podrapałam go po główce i spojrzałam na ekran telewizora. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy rozległo się walenie do drzwi i krzyki. Dokładnie takie same jak spod balkonu. Chwyciłam za pilota i podgłośniłam maksymalnie dźwięk. Po kilku minutach dobijanie do drzwi ustało. Odetchnęłam z ulgą i położyłam się, patrząc w sufit. Musiałam uspokoić i opanować samą siebie, by kolejnego dnia móc stanąć z nimi wszystkimi twarzą w twarz.
Usłyszałam dźwięk telefonu. Nie poruszyłam się nawet, mrużąc oczy. Byłam pewna, że to Lou. Poczułam jak Will wgramolił się na mój brzuch. Ułożyłam dłoń na jego miękkim futerku i drapałam go za uchem. Telefon rozdzwonił się po raz kolejny, a kot uniósł gwałtownie głowę, rozglądając się. Uspokoiłam go i odwróciłam twarz w stronę ekranu. Po kilku minutach ponownie usłyszałam ten sam dźwięk. Westchnęłam ciężko, podniosłam się leniwie i odszukałam komórkę.
- Słucham? - Rzuciłam dalekim od miłego tonem.
- Ana, co się stało? - Usłyszałam zatroskany głos Zayn'a.
- Odpuść.
- Nie odpuszczę, bo nie wiem o co ci chodzi. Wszyscy się martwimy. Co takiego wydarzyło się u Paul'a?
- Nieważne. - Odburknęłam.
- Ana, no proszę cię, po..
- Dajcie mi spokój! - Przerwałam chłopakowi. - Dajcie mi wszyscy spokój. - Rzuciłam słuchawką, nie czekając nawet na odpowiedź. Wróciłam do salonu i opadłam na fotel. Nachyliłam się po pilot, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Wkurzona, podniosłam się gwałtownie i ruszyłam w ich stronę. Byłam pewna, że to Louis, albo któryś z chłopaków. Miałam zamiar otworzyć i wykrzyczeć im żeby sobie w końcu odpuścili. Kiedy jednak otworzyłam drzwi, moim oczom ukazała się uśmiechnięta Monika.
- Ach, to ty.. - Szepnęłam i odwróciłam się, wchodząc do pokoju.
- Co się stało? - Spytała, zamykając drzwi.
- Nasłali cię na mnie? - Rzuciłam z ironią, opadając po raz kolejny na fotel.
- Kto i dlaczego? - Uniosła brew, stając przede mną.
- Nieważne. Napijesz się czegoś? - Uniosłam w górę butelkę wina, patrząc na ciemnowłosą.
- Nie. Przyszłam bo się stęskniłam. Miałyśmy się spotkać, czekałam na twój telefon. - Usiadła na kanapie, głaszcząc Will'a po główce i przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Przepraszam. Zapomniałam. Co słychać? Jak z ojcem? - Odetchnęłam dyskretnie i spojrzałam w niebieskie oczy dziewczyny.
- Nie nazywaj go tak. - Rzuciła od razu, przeczesując długie, czarne włosy. - Od kilku dni nie ma go w domu, więc mam spokój. Nie wiem co będzie, jeśli wróci ze swojej tygodniowej wiecznej imprezy. - Wzruszyła ramionami, uciekając wzrokiem.
- Wiesz, że jakby co, możesz zamieszkać tutaj? - Podniosłam się powoli i usiadłam obok Moniki.
- Jesteś za dobra. - Uśmiechnęła się. - Nie będę zwalała ci się na głowę. Szczególnie, że już masz sublokatorkę.
- Przestań. - Wywróciłam oczami, upijając duży łyk wina. - Sarah niedługo się wyprowadza. Na całe szczęście. Jeszcze jej mi brakuje do tego wszystkiego.
- Powiesz mi co się stało? Jesteś jakaś strasznie drażliwa dzisiaj.
- Nie warto o tym mówić.. - Oparłam się i odchyliłam głowę do tyłu, mrużąc oczy.
Resztę wieczoru spędziłyśmy na rozmawianiu o wszystkim i o niczym. Dzięki Monice, pierwszy raz tego dnia mogłam się śmiać. Piłyśmy, jadłyśmy, oglądałyśmy głupie programy w telewizji. Po prostu dobrze się bawiłyśmy. Właśnie dzięki temu zapomniałam o cholernym kłamstwie Tomlinsona.

~*~ 

Gdy uchyliłam powieki, niemal od razu zamknęłam je z powrotem. Ostre, jasne światło poraziło moje oczy i momentalnie zaczęła boleć mnie głowa. Przeciągnęłam się, ziewając. Po kilku minutach zmuszania się, w końcu otworzyłam oczy. Od razu spojrzałam na miejsce obok siebie. Monika spała słodko, z ręką na moim brzuchu i lekko rozwartymi wargami. Uśmiechnęłam się pod nosem i ostrożnie wysunęłam się spod jej dłoni. Chyba poprzedniego wieczoru wypiłyśmy trochę za dużo. Nie pamiętałam nawet momentu, kiedy zasnęłyśmy. Spuściłam nogi z łóżka i ponownie przeciągnęłam się ziewając. Bardzo leniwie podreptałam do łazienki, gdzie wzięłam długi, zimny prysznic. Ponieważ walczyłam ze swoim uzależnieniem od kawy, musiałam stosować bardziej drastyczne środki na przebudzenie. Gdy wróciłam do swojej sypialni, zastałam przebudzoną już Monikę, która wyglądała przez otwarte okno, wystawiając dłonie.
- Dzień dobry. - Rzuciłam. Odwróciła się gwałtownie i schowała coś za plecami.
- Hej. - Posłała krótki uśmiech, uciekając wzrokiem.
- Co tam chowasz? - Ruszyłam powoli, patrząc z zaciekawieniem,
- A nic. Wydawało ci się. - Powiedziała to tak szybko, że prawie jej nie zrozumiałam. Nie odpuszczając, zbliżyłam się, stając praktycznie nos w nos z dziewczyną, założyłam ręce na klatkę piersiową i spojrzałam na nią wyczekująco. Westchnęła dyskretnie i wyjęła zza pleców to, co trzymała.
- No ładnie. - Stwierdziłam, patrząc na żarzącego się skręta. Spojrzałam na Monikę. Jej mina zmieniła się diametralnie na wyraz twarzy małej dziewczynki przyłapanej na czymś bardzo złym. Zaśmiałam się i pokręciłam głową. - Nie podzielisz się?
- Co? - Spojrzała na mnie robiąc wielkie oczy.
- Przydałoby mi się małe odstresowanie przed dzisiejszym dniem pracy. - Stwierdziłam, wskakując na parapet, nie odwracając wzroku od dziewczyny.
- Naprawdę chcesz? - Na jej twarzy powoli pojawiał się uśmiech. Przytaknęłam i chwilę później dostałam do ręki małego skręta. Zwilżyłam wargi i zaciągnęłam się, zatrzymując dym w płucach. Uchyliłam wargi i wypuszczając go, spojrzałam na Monikę.
- Nie wiedziałam, że już od samego rana palisz. - Stwierdziłam, przeczesując włosy dłonią, układając nogi na parapecie i opierając się o ścianę.
- Tak jakoś wyszło. Nauczyłam się przez tyle lat, że tylko dzięki temu - Uniosła skręta w górę - Mogę mieć choć odrobinę weselszy dzień.
- Dzisiaj mnie to również się przyda. - Westchnęłam głośno, wyglądając przez okno.
Ponieważ nie pozwoliłam Monice wrócić do domu, zaciągnęłam ją do swojej pracy. Chyba potrzebowałam kogoś obok, kiedy będę mierzyła się z piątką kłamców. Nie miałam pojęcia czy dam radę, a Monika dawała mi w pewnym sensie siłę. Postanowiłyśmy przejść się do studia na piechotę. Całą drogę miałyśmy świetną zabawę. Czułam jak brzuch zaczyna boleć mnie od ciągłego śmiechu. Szłyśmy pod rękę, komentując względnie dyskretnie każdego, kto nas mijał. Na miejsce dotarłyśmy z małym opóźnieniem, o którym poinformował mnie sam Paul.
- Aż godzina spóźnienia? - Pokręcił głową, lustrując mnie i Monikę.
- Wybacz. - Rzuciłam krótko i zaśmiałam się, spoglądając na dziewczynę. Złapałam ją za rękę i wprowadziłam do pokoju, gdzie miało znajdować się całe One Direction.
- Cześć! - Krzyknęła, uśmiechając się szeroko. Niall w kilka sekund znalazł się obok niej. Harry i Liam również podeszli, by przywitać się z ciemnowłosą, Zayn podszedł nieśmiało do mnie, a Louis siedział na kanapie z założonymi na klatce piersiowej rękoma i wpatrywał się we mnie niczym obrażone dziecko.
- Hej mała. - Szepnął Zayn i ucałował mnie w policzek.
- Co tak zawadiacko? - Zaśmiałam się, oblizując bezwiednie wargę. Spojrzał na mnie, lustrując od góry do dołu i uniósł brew. - Co?
- Czy ty się zjarałaś? - Lekko przechylił głowę w bok, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Skąd tak bzdurne wnioski mój drogi? - Ułożyłam dłonie na biodrach, robiąc z głową dokłądnie to co mulat.
- Właśnie stąd. - Zaśmiał się. Wzruszyłam ramionami i jak gdyby nigdy nic, odwróciłam się w stronę Paul'a, patrząc na niego pytająco.
Kiedy wyjaśnił mi co dokładnie należy do moich obowiązków tamtego dnia, usadziłam Monikę miedzy chłopakami i zajęłam się pracą. Omawianie kolejnych formalności, dat koncertów w mieście, krótka trasa po kilku miastach Anglii, sesja zdjęciowa i dwa wywiady. I to wszystko oczywiście na mojej głowie. Coraz rzadziej czułam się studentką na praktykach, a coraz częściej pełnoetatową menadżerką popularnego zespołu, która ma coraz mniej czasu na własne sprawy.
Szłam szybkim krokiem długim, jasnym korytarzem. W jednej ręce trzymałam niemały plik kartek i karteluszek, w drugiej wielki kubek z kawą. Monika pewnie świetnie się bawiła, zabawiana przez popisującego się Horana, a ja musiałam wykonywać swoje obowiązki. Jednak lubiłam to mimo, że nie miałam nawet czasu się podrapać.
- Ana. - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się gwałtownie. przestraszyłam się, wpadając na Louis'a i wylewając na niego połowę kawy.
- Co? - Rzuciłam krótko, uciekając wzrokiem.
- Możemy porozmawiać? - Spytał, poprawiając grzywkę. Kiedyś ten gest wydawał mi się uroczy, od razu chciałam go całować. Teraz jedyne na co miałam ochotę to wylać cały kubek kawy na jego głowę.
- Nie sądzę. Jestem zajęta. Nie to co niektórzy. - Stwierdziłam, odwracając się na pięcie.
- Proszę cię tylko o kilka minut. - Odetchnęłam głęboko, wpatrując się w podłogę. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie potrafiłam mu odmówić. Kiwnęłam głową na zgodę i ruszyłam w stronę pierwszych lepszych drzwi.


Odłożyłam kawę na szafkę i usiadłam na fotelu, patrząc na Louis'a.
- No więc? O czym chciałeś gadać mój drogi? - Spytałam ze sztucznym uśmiechem.
- O nas. - Usiadł na przeciwko, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Ta.. - Zaśmiałam się z ironią, podkulając nogę.
- Dlaczego tak się zachowujesz? W ogóle się do mnie nie odzywasz. - Zaczął poważnym tonem.
- A teraz to niby co robię? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, bawiąc się palcami.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi.
- No nie bardzo. - Wzruszyłam ramionami, nie podnosząc wzroku.
- An. - Usłyszałam jak podjeżdża na krześle, by chwilę potem złapać mnie za dłoń i zmusić do spojrzenia na siebie. - Co takiego powiedział ci Paul?
- Nie dotykaj mnie. - Wyrwałam dłoń z jego uścisku i odsunęłam się. - I przestań w końcu udawać.
- Co udawać? - Uniósł brew ze zdziwienia.
- Daruj sobie, bo zaczynasz robić się żałosny. Jakoś nie chce mi się wiierzyć, że nie wiesz o co chodzi. Może spytaj Eleanor. - Podniosłam się z krzesła, obdarzając chłopaka zabójczym spojrzeniem.
- Słucham? - Podniósł się gwałtownie, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Powiedziałam coś. - Wysyczałam,  wyrywając rękę. - Nie rozmawiam z kłamcami. A teraz wybacz, mam ważniejsze sprawy niż rozmowy z tobą.
- Nie tak prędko. - Rzucił przerażająco niskim głosem i ponownie złapał mnie za nadgarstek. Ale tym razem zacisnął na nim palce tak mocno, że zmrużyłam oczy z bólu.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czas na wielki powrót. Mam nadzieję, że będzie naprawdę wielki. Trzymam kciuki, by rozdział się spodobał i do kolejnego. ;) 
Buziaki. 

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)
    Zaczyna robić się coraz ciekawiej.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały!! *-*
    Coś się dzieje i mi się to podoba. *-*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny *-* :33

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział ;)czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę doczekać się następnego :) Uwielbiam Twoje blogi.... tylko z Horanem nie mogę czytać ;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto bylo czekać :D super rozdział :3 Biedna An.. jestem tylko ciekawa, co takiego powie jej Lou :D
    Z niecierpliwością czekam do następnego ;)
    Weny życzę! :D


    /Elliott
    Xx

    OdpowiedzUsuń
  6. przepraszam za spam
    " [...]Jestem osobą, jak to oni mówią? Pokrzywdzoną przez los?
    Taa, można tak powiedzieć.
    Żyje pod hasłem "Przeżyć dzień."
    I tak codziennie, w dzień w dzień.
    Mój psycholog mówi mówi że powinnam zmienić moje motto.
    Nie ma racji.
    Nie zna mnie.
    Wiele osób próbowało mi pomóc: szkolny psycholog, wychowawca, masę lekarzy...
    Moja przyjaciółka.
    Wszyscy mnie nie rozumieją.
    Skończyło się na tym że obiecałam się nie okaleczać.
    Na razie jest dobrze.
    Nie mogę powiedzieć co będzie jutro.

    Mam na imię Ally Rose, choć tak naprawdę Alice Hypnos.
    Moja rodzina jest z rodu Hypnos - magicznych stworzeń pilnujących waszych snów.
    My nie śnimy.
    My śnimy wasze sny.
    Mówiące jacy jesteście na prawdę, jakie są wasze problemy, z czym się borykacie.
    Bo sny są odzwierciedleniem nas samych.
    Nas głęboko wciśniętych w nasze serca.

    My, tylko my rozumiemy wasze sny.
    I naszym obowiązkiem jest wam pomagać ze swoimi problemami.
    Słowa mojej mamy, nie moje!
    Która przez tą ideę, jest psychologiem pomagającym wszystkim wokół.
    Piękna myśl, prawda?
    Ta, tylko że przez tą myśl w ogóle nie myśli o swojej rodzinie. Cały czas jej życie krąży wokół pracy, po tym jak mój kochany ojciec popadł w alkoholizm, a potem umarł.

    Nie mówmy teraz o tym.
    Nie mam dzisiaj na to siły.
    Na pewno kiedyś dowiecie się o mojej, strasznej i trudnej, przeszłości.
    Kiedyś.
    Nigdy.

    O czym to ja...?
    A tak!
    Moja mama żyję pracą, przez co chce być najlepszą hypnoską ze wszystkich.
    Ze wszystkich rodzin.
    Przez co mnie totalnie olewa i vice versa.
    Dlaczego?
    Jako jedyna z jej cudownego potomstwa, nie umiem oprzeć się waszymi snami.
    Czyli?
    Czyli kiedy czuję że któryś z przyziemnych zasypia, ja razem z nim.
    Nigdy wcześniej to się nie zdarzało.
    Moja siostra mówi że nie-zasypianie jest jak oddychanie.
    No to ja bym dawno nie żyła.
    I właśnie przez tą wadę mnie "odziedziczyła".
    Nie powiem to bolało, boli i będzie boleć.

    Jedynie z rodziny babcia jest ze mną.
    Osoba bardzo chora.
    A kiedyś,
    kiedyś tata... [...]

    [...]
    Więc...
    Nazywam się Ally Rose i tak jestem pokrzywdzona przez los.
    Teraz otworzę oczy, wstanę.
    I poraz etny powiem sobie...

    Przeżyj ten dzień [...]"

    http://alice-in-dreamsland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń