poniedziałek, 28 kwietnia 2014

82. "Not quite normal people."

~ Harry ~

- Harry? - usłyszałem cichy głos dziewczyny. Spojrzałem na nią pytająco. - możemy zacząć od nowa?

Przez chwilę siedziałem cicho, wciąż wpatrując się w dziewczynę. Biłem się z myślami. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Nie miałem tak naprawdę pojęcia czego chcę. Z jednej strony Patty była dla mnie bardzo ważną osobą. Nikt nigdy nie działał na mnie tak jak ona. I mimo, że skrzywdziła zarówno mnie, jak i moich przyjaciół, pragnąłem się z nią widywać. Pragnąłem poznawać jej inną, lepszą stronę. Wierzyłem, że takowa istnieje. Gdyby było inaczej, nie przeprosiłaby mnie. Prawda? 
Odetchnąłem i upiłem łyk już całkiem zimnej kawy. Skrzywiłem się i wyjrzałem przez okno. Ona siedziała cicho, nie poruszyła się nawet. Jak gdyby czekała na wyrok. W końcu nasze oczy się spotkały. Zatopiłem się w szarości i blasku jej tęczówek i oblizałem dolną wargę. 

- sam nie wiem. - zacząłem w końcu. - ja jestem w stanie przeżyć to jak mnie traktowałaś. Ale nie mogę wypowiadać się za Anę. A na niej bardzo mi zależy. A co za tym idzie, zależy mi by i ona ci wybaczyła.
- tak, rozumiem. - rzuciła cicho - chciałam do niej zadzwonić. Ale postanowiłam najpierw porozmawiać z tobą. 
- dobrze więc. najpierw porozmawiaj z nią. Ja osobiście muszę zastanowić się czy chcę mieć jeszcze z tobą cokolwiek wspólnego. - rzuciłem i położywszy pieniądze na stół, podniosłem się. Nie spojrzałem na dziewczynę, bo byłem pewny, że jeśli to zrobię, nie uda mi się odejść tak po prostu. Przekroczyłem próg kawiarni i odetchnąłem głęboko. Byłem dumny sam z siebie, że udało mi się zachować w taki sposób w stosunku do osoby, która od zawsze sprawiała, że byłem totalnie ogłupiały. 


***

Dni mijały w zastraszającym tempie. Nikt tak naprawdę nie zauważyłby tego, gdyby nie mały. Po dzieciach dopiero widzimy jak szybko toczy się nasze życie. Frank rósł jak na drożdżach. Byłam niesamowicie szczęśliwa mając przy sobie swoich ukochanych mężczyzn i przyjaciół, którym wiodło się coraz lepiej. Niall i Zoey zachowywali się jak stare dobre małżeństwo. Zayn z Jo, byli niczym nastoletnia, zakochana w sobie para. A  i Harry ostatnimi czasy chodził coraz weselszy. Liam świetnie dogadywał się z John'em i widziałam jak ich miłość kwitnie. Szkoda było mi jedynie tego, że muszą się tak naprawdę ukrywać. Przecież nie powinno się kryć z uczuciem. Bali się reakcji mediów, jednak najbardziej reakcji fanek. Przecież na nich zależało im najbardziej. 

Jak zwykle, siedzieliśmy całą grupą w naszym domu i wygłupialiśmy się. Kiedyś sądziłam, że nikt nie jest w stanie przebić wygłupów Louis'a. Tego dnia Zayn udowodnił, że jest inaczej. Nie wiem czy to ciągłe przebywanie z moim ukochanym, czy też z dzieckiem sprawiało, że mulat swoim zachowaniem coraz bardziej przypominał swojego przyjaciela. Przebrali Frank'a w kolejny genialny strój, który zakupił mu ojciec i biegali z nim po całym pokoju, albo wylegiwali się na podłodze, robiąc jakieś głupie miny. Powoli zaczynałam się bać, że małemu coś się stanie od wiecznego śmiechu. Niall oczywiście nie pozostawał inny. Szybko dołączył do swoich normalnych inaczej przyjaciół. Mogłam być pewna, że obowiązek zabawiania dziecka nie należy już do mnie.

Liam rozmawiał z John'em i raz na jakiś czas spoglądali z pożałowaniem na przyjaciół. Harry siedział z nosem w telefonie, raz na jakiś czas popijając piwo. Ja starałam się rozmawiać z dziewczynami, jednak nie wychodziło nam to za dobrze, bo wciąż odwracałyśmy wzrok na chłopaków, którym z każdą sekundą odwalało coraz bardziej. 

- tacy wujkowie to skarb. - stwierdziła z ironią Jo, oglądając kolejne występy chłopaków.
- coraz częściej zaczynam bać się co wyrośnie z małego, jeśli będzie tyle czasu spędzał z chłopakami. - rzuciłam, po czym wszystkie wybuchłyśmy śmiechem. Nagle rozdzwonił się mój telefon.

- zamknijcie się bo nic nie słyszę! - krzyknęłam, kiedy śmiech Niall'a i Louis'a zagłuszał wszystko inne dźwięki. Uśmiechnęli się do mnie szeroko i wrócili do swoich wygłupów. Pokręciłam głową i odbierając, weszłam do kuchni.

- słucham?
- witaj Ana. - kiedy usłyszałam ten głos, moje serce od razu stanęło, a mnie samej zrobiło się gorąco.
- Patt?
- tak. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
- nie.. - odpowiedziałam cicho, bo wciąż nie mogłam uwierzyć kto do mnie dzwoni.
- chciałabym z tobą porozmawiać. Masz czas, by się spotkać?
- ja.. um.. sama nie wiem..
- nie bój się. - jej głos zmienił się na serdeczny i taki jak kiedyś. Odetchnęłam cicho. - chcę tylko pogadać.
- no dobra.
- spotkamy się za dwie godziny w kawiarni na rogu XX Street? - przez moment zapomniałam jak się mówi. Zastanawiałam się czy to oby na pewno dobry pomysł, by spotykać się z osobą, która zniszczyła mi życie. 
- An?
- okej. - wydukałam w końcu.
- świetnie. to do zobaczenia. - rzuciła wesołym głosem i rozłączyła się. Odłożyłam telefon na blat i oparłam się o niego dłońmi. Starałam się uspokoić coraz szybsze bicie serca i myśli szalejące w mojej głowie. Znowu się zaczyna? Znowu ta sama historia? Przecież nie mogę pozwolić, by znów wszystko się spieprzyło. Może po prostu nie pójdę na to spotkanie. Może to będzie najlepsze rozwiązanie. 

- dobrze się czujesz mała? - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos. Odetchnęłam ostatni raz i odwróciłam się w stronę Harry'ego. Przytaknęłam i przywołałam na twarz sztuczny uśmiech.
- kto dzwonił? - spytał, podchodząc bliżej.
- Patty..
- ach, czyli jednak. to dobrze. - stwierdził, uśmiechając się
- co? - uniosłam brew ze zdziwienia. Oparł się plecami o blat, tuż obok mnie i założył ręce na klatkę piersiową. 
- widziałem się z nią. Gadaliśmy. Jestem w szoku, bo mnie przeprosiła. - z każdym kolejnym słowem chłopaka moje oczy powiększały się do wielkości monet. Patt i takie zachowanie? Nie mogłam w to uwierzyć. - powiedziałem jej, że najpierw musi porozmawiać z tobą. 
- Harry? - stanęłam na przeciwko chłopaka
- hm?
- czy ty chcesz pakować się ponownie w to samo? - spytałam, patrząc prosto w jego zielone oczy. 
- sam nie wiem.. Ona.. wydaję mi się, że się zmieniła.
- a tobie na niej chyba wyjątkowo bardzo zależy. - dodałam.
- tak, chyba tak. Ale jeśli ty nie..
- przestań Hazza. Nie uzależniaj swoich decyzji ode mnie. - zbliżyłam się do niego i ułożyłam ręce na jego ramionach. Było to dość trudne, wiec musiałam stanąć na palcach, by w ogóle dosięgnąć. Widząc co robię, chłopak ukazał dołeczki i sekundę później straciłam grunt pod nogami.

- spotkasz się z nią? - spytał
- zastanawiam się czy to dobry pomysł.
- myślę, że warto. Ona chyba naprawdę żałuje tego co ci, co wam zrobiła.
- no dobra. - westchnęłam, robiąc dziwną minę. W odpowiedzi usłyszałam śmiech i Harry wtulił twarz w zagłębienie między moim ramieniem, a linią szczeki.


***

Dotarłam do umówionego miejsca, nie śpiesząc się bo byłam pewna, że Patt się spóźni. Przecież zawsze tak było. Kiedy jednak weszłam do kawiarni, doznałam szoku. Ona już tam była i niecierpliwie wyglądała przez okno. Kiedy mnie dojrzała, uśmiechnęła się i pomachała. Odetchnęłam po raz ostatni i ruszyłam w jej stronę. 

- cześć - rzuciła cicho, lecz radośnie.
- hej. - usiadłam na przeciwko dziewczyny i od razu odwróciłam wzrok. 
- nic ci nie zamówiłam, bo nie wiedziałam na co masz ochotę. - stwierdziła po parudziesięciu sekundach milczenia.
- okej. - posłałam jej słaby uśmiech i przywołałam kelnera. Kiedy złożyłam zamówienie, odważyłam się spojrzeć na dziewczynę. Jak zwykle piękna, makijaż dopracowany w każdym calu. Niesamowite włosy, które od zawsze uwielbiałam i ten uśmiech, który na wejściu powalał. Poczułam jak w moim brzuchu dzieje się coś dziwnego. Szybko spuściłam wzrok i odetchnęłam delikatnie. 

- Ana, nie będę owijać w bawełnę. - zaczęła, przez co mój wzrok powrócił do jej twarzy. - chciałam cię przeprosić. naprawdę bardzo żałuję tego co się stało. Wiem, że nie można cofnąć czasu, ale gdybym tylko mogła, wszystko potoczyłoby się inaczej. Na pewno nie spieprzyłabym ci najważniejszego dnia w twoim życiu. -  kiedy to mówiła, ja coraz bardziej nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. - mimo wszystko cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Że masz piękne dziecko..
- skąd..
- media. - uśmiechnęła się.
- ach.. Patty, ja.. nie wiem co powiedzieć i nie wiem co myśleć. To dla mnie trudna, ale przede wszystkim bardzo dziwna sytuacja. 
- rozumiem cię. naprawdę. mimo to pragnę byś mi wybaczyła. Chciałabym normalnie rozmawiać, widywać się.. poznać małego.. - kiedy wypowiedziała ostatnie słowa poczułam jak moje myśli wariują. Ona rzeczywiście się zmieniła. Nigdy nie lubiła dzieci, a teraz, kiedy mówi o Frank'u jej oczy świecą. Nigdy bym się nie spodziewała.

- An, wybaczysz mi? - usłyszałam. Spojrzałam jej w oczy i odetchnęłam. No tak. Jestem zbyt uległa i nie potrafię być zła na osoby, na których mi zależy w mniejszym czy większym stopniu. Przytaknęłam głową, a w następnej chwili usłyszałam śmiech i poczułam jak dziewczyna obejmuje mnie swoimi chudymi rękami. Zrobiła to tak gwałtownie, że nasze kubki pospadały z hukiem na podłogę. Spojrzałyśmy najpierw na nie, później na siebie nawzajem. W jednym momencie wybuchłyśmy śmiechem. Już dawno nie śmiałam się wspólnie z nią. Może to nowy początek przyjaźni?


~ Zoey ~

Każda kolejna minuta spędzana z tymi chłopakami, sprawiała, że mój mózg był w coraz gorszym stanie. Ich zachowanie było coraz głupsze. Byłam pełna podziwu ich niekończącym się pomysłom. Z początku myślałam, że robią to wszystko dla Frank'a. Jednak później stwierdziłam, że oni po prostu nie są normalni i to ich natura. To znaczy wiedziałam, że są inni niż wszyscy ludzie, jednak nie sądziłam, że w aż tak wielkim stopniu. Zayn w końcu zmęczył się tańczeniem. Na polu bitwy został jedynie Louis i mój kochany chłopak. Włączyli muzykę i zaczęli tańczyć. To znaczy ruszać się w przeróżny sposób, co później nazwali tańcem. Spojrzałam na Jo. Widać było po jej minie, że ma bardzo podobne przemyślenia do moich. Pokiwałyśmy jedynie głowami i westchnęłyśmy.

- Oni naprawdę powinni się leczyć. - stwierdziła blondynka. W tym właśnie momencie Niall spróbował zrobić gwiazdę, a Lou rzucił się na niego z poduszką.

Tak bardzo współczuję sobie i Anie. 


czwartek, 24 kwietnia 2014

81. "New beginning."

~ Harry ~

Leżałem na swoim łóżku i wpatrywałem się w sufit. W głowie miałem mnóstwo myśli, jednak wszystkie były tak poplątane, że nie potrafiłem skupić się na choćby jednej z nich. Palcami wystukiwałem rytm pisoenki, która właśnie leciała i myślałem. Byłem cholernie szczęśliwy, że u moich przyjaciół wszystko znów pięknie się układa. Że mają cudowne dziecko, które ich pogodziło.Byłem również cholernie zazdrosny. Najbardziej zazdrościłem Louis'owi. Udało mu się znaleźć, całkiem przypadkiem, tak niesamowitą dziewczynę. Dziewczynę, która odwzajemnia jego uczucia, która dała mu ślicznego syna. Dziewczynę, z którą zawsze dobrze się czuje i nie ma żadnych wątpliwości. 

Śpiewałem właśnie refren ulubionej piosenki, kiedy usłyszałem płacz dochodzący z dołu. Wstałem w pośpiechu i wybiegłem z pokoju. Kiedy znalazłem się na dole, moim oczom ukazała się Jo trzymająca Frank'a na rękach i usilnie starająca się go uspokoić. Obok stał Zayn i robił głupie miny, którymi starał się rozbawić małego. 

- widzę, że mamy gościa. - zaśmiałem się i podszedłem do przyjaciół. - witam pana - uścisnąłem delikatnie malutką rączkę chłopca, a jego zapłakane oczy zwróciły się w moją stronę
- Harry, błagam cię uspokój go.. nie mam pojęcia co się dzieje.. - mówiła Jo zrezygnowanym głosem. Zaśmiałem się jedynie i zabrałem jej malca. Zasiadłem na kanapie i zacząłem się z nim bawić. Usłyszałem dwa, głośne odetchnięcia, a chwilę potem kanapa ugięła się pod ciężarem moich przyjaciół. 

- o! a kogo my tu mamy! - krzyknął Niall i podbiegł do nas. Ucałował małego w główkę i zasiadł na przeciwko. 
- a gdzie rodzice? zgubili się? - spytała z uśmiechem Zoey
- Louis chciał zabawić się w romantyka, to trochę mu pomogłem - stwierdził Zayn, robiąc dziwną minę w kierunku Frank'a. 

Zaczęliśmy bawić się z małym. Odkąd wziąłęm go na ręce, ani razu nie zapłakał. Czułem na sobie czyjś wzrok. Uniosłem głowę. Zo wciąż przyglądała mi się z uśmiechem.

- coś nie tak? - spytałem
- wszystko okej. Po prostu muszę stwierdzić, że będziesz świetnym ojcem. - rzuciła, posyłając mi uroczy uśmiech. Odwzajemniłem go i wzrokiem wróciłem do małego. 

Przy zabawie z Frank'iem nie zauważyliśmy jak szybko minął nam czas. W końcu do domu wrócił Liam i on również dołączył do niańczenia małego. Nagle poczułem jak wibruje mi telefon. Oddałem malca Zayn'owi i wyszedłem z pokoju. Okazało się, że dostałem wiadomość. Kiedy jednak zobaczyłam od kogo, moja mina automatycznie zrzedła. 

"Słuchaj mały, ostatnio miałam mnóstwo czasu na wszelkiego rodzaju przemyślenia. Doszłam do pewnych wniosków i chciałabym się nimi podzielić. Wiem, że z pewnością nie masz ochoty się ze mną widzieć, jednak chciałabym pogadać."

Bardzo długo zastanawiałem się co odpisać i czy w ogóle. Zdziwiłem się jej miłym "tonem" i tym, że w ogóle odważyła się przemyśleć cokolwiek względem nas. Bo niby o czym innym chciała pogadać? Odetchnąłem głęboko i odpisałem. Schowałem telefon i przetarłem twarz dłońmi. Boże, czemu ja jestem taki uległy.. przecież nigdy w życiu taki nie byłem. Ta dziewczyna robi ze mną cuda. Poprawiłem włosy i przywoławszy uśmiech na twarz, wróciłem do salonu, gdzie trwała wielka zabawa. 

~ Zayn ~

Ponieważ Harry musiał wyjść wieczorem, a Jo następnego dnia miała mieć dyżur w szpitalu, ponownie na mnie spadła opieka nad Frank'iem. Ponieważ był to w sumie mój mały, miniaturowy Zayn tak bardzo wczułem się w rolę opiekuna, że zacząłem zachowywać się jak jego ojciec. Nie wiem dlaczego, ale Niall, Zo i Liam nie mogli przestać śmiać się z moich prób przewijania małego. No dobra, może nie jestem w tym dobry, ale wszystko wymaga treningu! 

W końcu, po parunastu minutach prób udało mi się przewinąć Frank'a. Wróciłem do salonu i wręczyłem go Liam'owi. Trochę się bałem dawać go Niall'owi. Nie wiem dlaczego, może podpowiadał mi to rozum. Poszedłem do kuchni po coś do picia i kiedy wróciłem, moje przewidywania się sprawdziły. 

Liam śmiał się w niebo głosy, Zo siedziałam z twarzą schowaną w dłoniach. Wydawało mi się, że jest chyba bardzo zażenowana zachowaniem swojego chłopaka. Niall bowiem zaczął swoje popularne tańce i tym
razem wczuwał się jeszcze bardziej. Do tamtej pory nie wiedziałem, że kilku miesięczne dziecko potrafi się tak głośno śmiać. Z wujkiem Horanem chyba do końca życia będzie miało taki ubaw. Pokiwałem głową z zażenowaniem i dołączyłem do przyjaciół. 

- Horan, jesteś coraz lepszym tancerzem. - stwierdziłem, opadając na kanapę. On jedynie wyszczerzył się do mnie i kontynuował swój pokaz. Zwróciłem się do wciąż załamanej Zoey. - współczuję. naprawdę. i łączę się z tobą w bólu. - zaśmiałem się
- och, jest czego. w co ja się wpakowałam.. - stwierdziła cicho, jednak widziałem jak na jej twarz wkracza coraz większy uśmiech. 


~ Harry ~

Stałem przy jednej z kawiarni, zakładając ręce na klatkę piersiową i opierając się o budynek, czekałem na Patt. Spóźniała się, a ja z każdą kolejną minutą miałem wrażenie, że postąpiłem bardzo źle. Przez cały czas starałem się nastawiać na bycie twardym, nie uległym. Kiedy jednak zobaczyłem jak wysiada z taksówki, poczułem jak nogi się pode mną uginają. Może i widzieliśmy się całkiem niedawno, ale ona tak na mnie działa, że moje serce automatycznie biło szybciej. Kiedy nachyliła się do środka auta, wyciągając z niego torebkę, sukienka, którą miała na sobie ledwo zakrywała jej pośladki. Miałem wrażenie, że ubrała się tak specjalnie, by łatwiej było jej mnie przekabacić. Ale nie ma tak łatwo! Styles, musisz być silny! 

 - witaj Harry. - rzuciła szeptem, patrząc mi w oczy. 
- cześć. - odpowiedziałem szybko i odwróciłem się. - wchodzimy tu? - wskazałem na kawiarnię.
- chętnie. - rzuciła nieco głośniej.

Zasiedliśmy przy stoliku obok okna, na przeciwko siebie. Zamówiliśmy kawę i zapadła między nami niezręczna cisza. Czułem jak pod stołem jej stopa dotyka moich nóg. Szybko odsunąłem się i odwróciłem wzrok. Usłyszałem cichy śmiech i powoli wróciłem wzrokiem na dziewczynę. Jej oczy świeciły, jej pełne, czerwone usta układały się w kuszący sposób. Bawiła się kosmykiem włosów i uśmiechała do mnie zawadiacko.

- może w końcu powiesz mi po co tak właściwie się spotkaliśmy. - rzuciłem.
- ach tak. - odetchnęła i chwyciła za kubek z kawą, którą sekundę wcześniej podała nam kelnerka. - słuchaj mały..
 - nie mów tak do mnie. - przerwałem jej.
- przepraszam. - spojrzała mi w oczy. - tak więc Harry.. przemyślałam dogłębnie nasze relacje. Moje zachowanie względem ciebie i Any. I z ogromnym trudem to mówię, ale musisz wiedzieć, że żałuję. Naprawdę. - kiedy wypowiedziała ostatnie słowa, mnie zatkało. Spojrzałem na nią, robiąc wielkie oczy. Ona żałuje? Nieprawdopodobne.

- chciałam cię przeprosić Styles. Ciebie i Anę. Nie powinnam była tak postępować. Źle czuję się z tym, że zepsułam jej najważniejszy dzień. I równie źle czuję się z tym, że cię wykorzystywałam. - odetchnęła i ponownie spojrzała mi w oczy  - widziałam jak świetną tworzycie rodzinę. Widziałam jaki naprawdę jesteś.
- co? jak to widziałaś? - uniosłem brew ze zdziwienia
- no wiesz. jesteście sławni. nie zawsze udaje się wam ukryć życie prywatne. - jej kąciki ust lekko się uniosły. - jestem przekonana, że mi nie wybaczysz. Chciałam jednak byś wiedział. Przepraszam. - rzuciła i spuściła wzrok. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Czułem jak moje serce bije coraz szybciej. Nie potrafiłem uwierzyć w to co słyszę. 

- Harry? - usłyszałem cichy głos dziewczyny. Spojrzałem na nią pytająco. - możemy zacząć od nowa? 


~ Zayn ~

Nie wiem jakim cudem udało mi się uśpić małego bez żadnych problemów. Ponieważ nie posiadam żadnego
łóżeczka, ułożyłem go obok siebie, na łóżku. Oczywiście swoją pomoc zaoferowali mi wszyscy, ja jednak miałem pewne obawy co do powagi Niall'a. Zoey udało się zaciagnąć go do spania, więc tak naprawdę w mojej sypialni zostaliśmy we trójkę. Ja, mały Zayn i Liam. Zanim jeszcze malec usnął ,mieliśmy z nim niezłą zabawę. Opowiadaliśmy mu o poczynaniach jego ojca, mimo, że wiedzieliśmy, że on tak naprawdę nic z tego nei rozumie. Przynajmniej sami mieliśmy niezły ubaw. Później Liam stwierdził, że jest zmęczony i pożegnał się z nami. Wpadłem na pomysł zaśpiewania mu czegoś fajnego. I to na co wpadłem bardzo mu się spodobało. W pewnym momencie zaczął nawet ze mną "śpiewać". Nie ma co, Tomlinson potrafi robić utalentowane dzieci. Zanim jeszcze Frank usnął, postanowiłem zadbać o to by mieć pamiątkę z tego dnia. Mały zajęty był zabawką, jednak kiedy ustawiłem telefon do zdjęcia, spojrzał prosto w obiektyw. Zaśmiałem się i zrobiłem nam zdjęcie.

- no przystojniaku, czas w końcu spać. - rzuciłem do chłopca, układając go na poduszce i całując w czoło. 

wtorek, 22 kwietnia 2014

80. "Odkąd Cię kocham zawsze byłeś. I przedtem też. Bo tak naprawdę to nie było „przedtem” przed Tobą. "

Krzątałam się w kuchni, przygotowując chłopakom coś do jedzenia. Zostałam oczywiście sama, bo Frank przyciągnął uwagę wszystkich swoich szalonych wujków i ojca. Właśnie starałam się sięgnąć do najwyższej półki, kiedy usłyszałam czyjś śmiech. Odwróciłam się z groźną miną. Niall opierał się o framugę i przyglądał mi się uważnie.

- i z czego się cieszysz? - posłałam mu zabójcze spojrzenie.
- bo to zabawnie wygląda. Jesteś taka malutka - stwierdził podchodząc bliżej
- sam jesteś malutki. - udałam obrażenie i ponownie wspięłam się na palce, by dosięgnąć szafki.
- może pomogę. - zaśmiał się, po czym zdjął potrzebną mi rzecz.
- nie wiem gdzie Louis miał mózg urządzając kuchnie. chyba wszystko robił pod was. - stwierdziłam pokazując blondynowi język
- mnie to pasuje. - wyszczerzył się i zwrócił w kierunku lodówki.
- nie podjadaj, bo zaraz kolacja.
- ale jestem głodny. nie wytrzyma..
- nie gadaj, tylko mi pomóż. - przerwałam mu, pociągając go za rękę. Parę minut później wnosiliśmy już dwie miski z makaronem do wielkiego salonu, w którym panowała kolejna, bezsensowna bitwa. Zapewne to mój ukochany ją zainicjował. Jedynie Liam siedział zażenowany i wpatrywał się w przyjaciół.

- jedzenie! - krzyknął blondyn i od razu zasiadł przy stole. Miałam nadzieję, że pomoże mi z resztą, jednak był chyba zbyt głodny.

- pomóc? - usłyszałam za plecami.
- byłabym wdzięczna. - posłałam Zayn'owi uśmiech. 

Dzięki pomocy mulata w końcu mogłam usiąść z małym przy stole. Panowie rzucili się na jedzenie jak gdyby byli głodzeni przez niewiarygodnie długi czas. Tak naprawdę to powinnam się już do tego przyzwyczaić, jednak wciąż nie mogłam w to uwierzyć. 

Po paru godzinach musiałam wygonić moich kochanych przyjaciół, bo nadeszła pora usypiania Frank'a. Pożegnałam się z nimi czule i ruszyłam do sypialni. Zanim jeszcze wyszłam z pokoju, zauważyłam jak Louis rozmawia o czymś z Zayn'em. Byłoby to całkowicie normalne, gdyby nie rozmawiali szeptem i nie rozglądali się na boki. 

- Lou? Zayn? coś się stało? - spytałam w końcu. 
- nic kochanie. - rzucił szybko brunet, wyszczerzając się do mnie. Objął mnie ramieniem i pożegnawszy się z przyjacielem, zamknął drzwi.

- Loui, co ty kombinujesz? - rzuciłam, kiedy wchodziliśmy do sypialni.
- dlaczego od razu podejrzewasz takie rzeczy? nie można pogadać z przyjacielem? - opadł na łózko, ściągajac koszulkę. Miałam mu coś odpowiedzieć, jednak widok jego nagiego torsu wprawił mnie o chwilę zamyślenia. Tyle razy już go widziałam, jednak wciąż działał na mnie niesamowicie mocno. 

- ja wiem, że masz na mnie ochotę. ale najpierw wypadałoby ululać małego - wyszczerzył się, wyciągając mnie z mojego własnego świata. Prychnęłam i pokazując mu język, ruszyłam do łóżeczka małego. 


***

Kolejny dzień na planie teledysku. Wszystko szło bardzo fajnie, nawet pogoda dopisywała. Niestety, kiedy nadeszła pora na scenę, którą chłopcy mieli kręcić wieczorem, rozpadał się okropny deszcz. Schowałam się z małym w jednej z bram. Tym razem udało mi się panować nad niesamowitym, wokalnym talentem naszego syna. Mimo wszystko, chłopcy mieli okropny ubaw. 

Nigdy nie sądziłam, że będę kiedykolwiek zazdrosna o starszą kobietę. W scenach, które chłopcy kręcili z miłymi, starszymi paniami Louis bardzo się wczuwał, przez co nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Muszę stwierdzić, że te właśnie sceny były najlepsze. Szczególnie kiedy pozwolono chłopakom wsiąść na małe skuterki, na których wcześniej jeździły owe panie. Wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa zabawa. Miałam pewne wątpliwości co do wieku i normalności wszystkich. Nigdy nie widziałam tak dobrego ubawu z jazdy na czymś takim. Jakby każdy z nich dostał małpiego rozumu, lub umysłowo wrócił do przedszkola. W niektórych momentach musiałam aż zakrywać Frank'owi oczy.

- lepiej żebyś nie widział poczynań swojego ojca. - stwierdziłam, widząc jak po raz kolejny Louis wjeżdża na Niall'a. 

Z każdą minutą ulewa robiła się coraz większa. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Wszyscy świetnie się bawili. Nie będę wspominała o chłopakach, bo dla nich kręcenie jakiegokolwiek teledysku to najlepsza zabawa na świecie. 


Kiedy wróciliśmy po wszystkim do domu, wysłałam wciąż roześmianego Louis'a do łazienki. Był całkowicie przemoknięty i bałam się, że będzie chory. On jednak nie przejmował się niczym, prócz ciągłego gadania o teledysku. 

- Louis! won do łazienki! - krzyknęłam w końcu- albo będziesz grzeczny albo będę musiała zachować się jak twoja matka! - chłopak nic sobie nie robił z mojego bulwersu. Tańczył na środku pokoju i uśmiechał się do mnie radośnie. 

- Tomlinson! bo sama cię rozbiorę! - krzyknęłam. W jednej sekundzie znalazł się tuż przede mną. Czułam jego szybki oddech i zapach jego perfum zmieszany z zapachem deszczu. 

- jestem cały twój mała. - wyszczerzył się i ułożył dłonie na moich biodrach.
- a ty wciąż o jednym..- pokiwałam głową. Chwyciłam za jego koszulkę i ściągnęłam ją. Miałam wrażenie, że szeroki uśmiech nie znika z jego twarzy.

- jeszcze spodnie kochanie. - rzucił
- masz rączki to sobie poradzisz, ja muszę isć do Frank'a. - pokazałam mu język i wręczyłam mu jego mokrą koszulkę. 


***

Kilka dni później w końcu zakończyliśmy kręcenie teledysku. Wszystko wyszło niesamowicie i byłam dumna z każdego z chłopców. Ponieważ Paul poprosił mnie o załatwienie czegoś ważnego musiałam zostawić małego z Louis'em. Będę szczera - trochę się tego bałam. Ale przecież to jego ojciec. Małemu nic nie grozi. Przynajmniej sama siebie do tego przekonywałam.

Do domu wróciłam wieczorem. Wysiadłam z samochodu przed naszym domem i zaskoczyła mnie prawdziwa cisza. Zdumiona, ruszyłam w stronę drzwi. W przedpokoju panowała kompletna cisza. W tle było jedynie słychać coś na podobieństwo muzyki. Rozebrałam się i ruszyłam głębiej. 



Kiedy weszłam do salonu, doznałam ogromnego szoku. Świeczki stojące w różnych miejscach i nadające nikłe światło w pomieszczeniu, piękna piosenka w tle i Louis, stojący na środku pokoju i uśmiechający się w moją stronę. 

- co tu jest grane? – spytałam cicho, podchodząc do chłopaka.
- chciałem wykorzystać wolny wieczór. Tak dawno nie mieliśmy okazji spędzić czasu tylko i wyłącznie ze sobą.
- gdzie Frank?
- Zayn i Jo się nim zajmują. Przestań na chwilę myśleć o małym. Chodź. – uśmiechnął się i pociągnął mnie delikatnie za rękę. 

Objął moje biodra i przyciągnął do siebie. zaczęliśmy się powoli ruszać, w rytm piosenki. Odetchnęłam i zetknęliśmy się czołami, wpatrując się sobie w oczy. Nie było pośpiechu, nie było płaczu, hałasu. Była jedynie wolna muzyka, blask świec i jego obecność. Tak bardzo kochałam jego cudowny zapach. Zaciągnęłam się nim i z niewiadomych mi powodów z moich oczu poleciały łzy. Kiedy Louis się zorientował, odsunął twarz od mojej i chwytając ją w swoją dłoń, wytarł kciukiem strumyki powolnie spływające z moich oczu. Ucałował mnie w usta i przyciągnął do siebie najbliżej jak tylko mógł. Oplotłam ręce wokół jego szyi i zbliżyłam twarz do jego.


- kocham cię niewyobrażalnie mocno. – wyszeptał po chwili – jesteś całym moim światem. Chciałbym by ten moment trwał wieki.
- Louis.. – spojrzałam w jego oczy. Uwielbiałam ich wesoły blask, cudowny kolor i głębie. W tym momencie uświadomiłam sobie jak cholernie bardzo go kocham. Nie pamiętałam już czasów sprzed naszego poznania. Nie pamiętałam tych złych sytuacji, które miedzy nami zaistniały. Dla mnie liczyło się jedynie tu i teraz.

 - Odkąd Cię kocham zawsze byłeś. I przedtem też. Bo tak naprawdę to nie było „przedtem” przed Tobą. – wyszeptałam mu do ucha, po czym delikatnie ucałowałam jego rozgrzany policzek. Przyciągnął mnie do siebie i objął. Zrobił to tak mocno i tak szczelnie, jakby chciał mnie ochronić przed całym światem. Wtulił twarz w moje włosy i odetchnął powoli, a ja poczułam jak się uśmiecha.

- jesteś najcudowniejszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałem. Wiem, że to nie kwestia posiadania, ale cieszę się, że jesteś tylko moja. Że największy skarb świata jest właśnie tutaj, obok mnie. – mówił cicho, a ja czułam jak całe moje ciało wypełniają przyjemne ciarki.

Tańczyliśmy powoli, nie odrywając się od siebie ani na moment. Nigdy nie posądziłabym Louis’a o taki romantyzm. Nigdy nie spodziewałabym się, że zorganizuje tak piękny wieczór. Cholernie się cieszyłam, że jesteśmy razem. Że go mam. Że jest moim oparciem, moim szczęściem. Całym moim życiem. 


Czułam na swoich biodrach jego dłonie, czułam pod swoimi ustami jego gorące ciało. Nie potrafiłam nacieszyć się tym momentem. Nie potrzebowałam niczego innego. Nigdy nie czułam się tak cholernie szczęśliwa. Warto było wycierpieć tyle, by w końcu poczuć prawdziwą miłość. 


+18.

Nagle poczułam Jak Louis podnosi głowę. Chwycił moją twarz w dłonie i złożył na moich wargach gorący pocałunek. Chwilę potem straciłam grunt pod nogami. Zaniósł mnie do naszej sypialni, nie zaprzestając całowania. Ułożył mnie na łóżku z taką delikatnością, jak gdybym była z porcelany. Kiedy nachylił się nad moją twarzą, ułożyłam dłoń na jego rozgrzanym policzku. 

- Kocham cię. - wyszeptał, a jego usta powędrowały na moją szyję. Całował mnie powoli. Schodząc niżej, zrzucił moją koszulkę. Pieścił ustami każdy kawałek mojej skóry. Był cholernie czuły. Jego dłonie błądziły od mojego brzucha do piersi, ściskając je delikatnie. W końcu powrócił na górę, a ja ułożyłam dłoń na jego torsie. Dotykałam opuszkami palców każdego skrawka jego klatki piersiowej, czując pod palcami jego delikatnie drżące ciało. Oboje byliśmy cholernie stęsknieni za swoją bliskością. Jednym ruchem sprawiłam, że teraz on był pode mną. Całowałam, lizałam i pieściłam jego tors, brzuch, podbrzusze. Nawet nie zauważyłam kiedy ponownie znalazłam się tuż pod nim. Kreśląc mokre ślady na moim brzuchu, ściągał moje spodnie i majtki. Językiem zszedł niżej, a sekundę potem poczułam jego gorąco w sobie. Z początku ruszał językiem bardzo powoli, patrząc mi prosto w oczy. Jednak chwilę potem przyśpieszył, a ja zacisnęłam dłonie na pościeli. 

Gdy ponownie znalazł się nade mną, był już całkowicie nagi. Nie mogłam powstrzymać się od zlustrowania jego cudownego ciała. Wbił się w moje usta i namiętnie całując, wszedł we mnie bardzo powoli. Jego ruchy były pełne czułości i bardzo intensywne. Nie odrywał ode mnie wzroku, podpierając się łokciami i trzymając moją twarz w dłoniach. W pierwszych chwilach był bardzo wolny, jak gdyby chciał przyzwyczaić moje ciało do swojej obecności. Jednak widząc moje reakcje i zmrużone oczy, przyśpieszał. Z każdym ruchem czułam go coraz głębiej. Teraz jego usta ssały delikatnie moje sutki, a tempo poruszania się było coraz szybsze. Wplotłam palce w jego włosy i wczuwałam się w każdy jego najmniejszy ruch. Ponieważ robił to coraz mocniej, nie mogłam powstrzymać coraz głośniejszych jęków wydobywających się z moich ust. W końcu moje dłonie przeniosły się na jego plecy. I wtedy właśnie, jednym ruchem zmienił pozycję. Teraz ja znajdowałam się na nim. Oparłam się o jego tors i zaczęłam poruszać biodrami. Z początku były to powolne ruchy w górę i w dół. Jednak kiedy ścisnął moje piersi, automatycznie przyśpieszyłam. Moje biodra poruszały się również na boki, w górę i w dół. Zamknęłam oczy i całkowicie się wczułam. Jego gorący członek był coraz głębiej, a ja odpływałam. Odchyliłam się i odgarnęłam włosy rękami. Czułam na sobie wzrok chłopaka. Ułożył dłonie na moich biodrach i pomagał mi utrzymać na sobie równowagę. 

Nie tylko ja przyśpieszałam. On również niewyobrażalnie szybko poruszał biodrami, co wprawiało mnie w jeszcze większą ekstazę. Nachyliłam się nad jego uchem i jęknęłam. Najwyraźniej nakręciło go to jeszcze bardziej, bo zacisnął dłonie na moich biodrach, a jego ruchy były tak szybkie i tak mocne, że nie potrafiłam złapać tchu. 

W końcu poczułam jak całe moje ciało oblewa przyjemne ciepło, jak cała drętwieje i opadam bez sił na spoconą klatkę piersiową chłopaka. Jak się okazało oboje zaznaliśmy końcowej ekstazy w tym samym momencie. Uśmiechnęłam się, czując jego pulsującego, powoli uspokajającego się członka. Ułożyłam głowę na jego torsie i wsłuchiwałam się w szybkie bicie jego serca. Objął mnie ramieniem i odetchnął. Odgarnął kosmyk włosów, opadający na moje czoło i ucałował mnie. 

Nasze oddechy powoli się uspokajały. Kreśliłam palcem nieznane kształty na jego torsie, dotykając jego niesamowitych tatuaży. Mimo, że leżeliśmy już dobrych parę minut, on nie zamierzał ze mnie wyjść. Ja sama tego nie chciałam. Czułam się niesamowicie będąc z nim tak blisko. Bo tutaj nie chodzi o sam seks. Jego bliskość była tym czego potrzebowałam i pragnęłam najbardziej. Jego zapach, jego pot, bicie jego serca. Po prostu cały Louis. 


środa, 16 kwietnia 2014

79. „Midnight memories.”

~ Harry ~

Nie mogłem się ruszyć. Jej dotyk mnie totalnie sparaliżował. Nie sądziłem, że po takim czasie będzie na mnie jeszcze w jakikolwiek sposób działała. Jakie życie jest niesprawiedliwe. Wyszedłem na spacer, mając nadzieję, że o niej zapomnę. Że uporządkuje myśli. A los zsyła mi ją tuż przed nos. Patrzyła na mnie swoimi wielkimi, szarymi oczami, wywiercając w mojej głowie dziurę. Z jednej strony strasznie mnie pociągała. Nie tylko z wyglądu. Cała była niesamowicie intrygująca. Otrząsnąłem się jednak, przypominając sobie, że nie jestem sam na nieudanym spacerze. W tym samym momencie Frank zaczął płakać.
- sory, ale muszę iść. Cześć. – rzuciłem odwracając wzrok od dziewczyny i odchodząc, nie czekając na jej reakcję. Coś za mną krzyknęła, jednak ja zająłem się już małym i nie zrozumiałem jej słów. Postanowiłem wrócić do domu. Nie miałem pojęcia dlaczego Frank zaczął płakać, ale bardzo mi to pomogło. Chwyciłem go za rączki i zacząłem się z nim bawić i coś mówić, by się uspokoił.


***

Siedzieliśmy z Louis’em, wpatrując się w telewizor i korzystając ze spokoju. Nagle usłyszeliśmy otwierane drzwi, a chwilę potem krzyk.

- wujek Harry i super Frank wrócili!

Zaśmiałam się i wstałam, ruszając do holu. Hazza męczył się z wyjęciem małego z nosidełka. Chciałam mu pomóc ale wyglądało to tak uroczo, że oparłam się o ścianę i z założonymi na klatce piersiowej rękoma, wpatrywałam się z szerokim uśmiechem w jego poczynania. Kiedy w końcu zorientował się, że stoję naprzeciwko, spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

- pomocy.. – rzucił cicho. Zaśmiałam się i podeszłam do chłopaka.
- jak się udał spacer? – spytałam, całując Frank’a i spoglądając na przyjaciela.
- całkiem fajnie. – rzucił szybko Harry i rozebrawszy się, ruszył za mną do salonu.
- witam przystojniaka – uśmiechnął się Louis, wyciągając ręce przed siebie.
- a dzięki, siema stary – wyszczerzył się Styles
- nie mówiłem do ciebie, tylko do mojego syna. – Lou udał poważny ton i zabrał mi małego, kładąc go sobie na kolanach. Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do Harry’ego.

- masz na coś ochotę? – spytałam
- jak macie, to coś mocniejszego. – rzucił, opadając na fotel, a ja widziałam w jego oczach smutek.
- z mocniejszych rzeczy to mamy tylko energetyki – uśmiechnęłam się
- może być. – odwzajemnił gest
- Hazza, w porządku? – spytałam w końcu, kucając przed nim i opierając się o jego kolana. Spojrzał na mnie z żalem, ale przytaknął. Pokiwałam głową i wstałam. Ruszając w stronę kuchni, poczochrałam jego misternie ułożone loki.

Po godzinie zostaliśmy sami. Wspólnymi siłami uśpiliśmy małego i opadliśmy na kanapę. leżałam na kolanach Louis’a i zaciągałam się moim ulubionym zapachem, zapachem jego ciała. Siedzieliśmy wsłuchując się w ciszę i ciesząc się swoim wzajemnym towarzystwem. On gładził moje włosy, nie odrywając ode mnie swoich niebieskich tęczówek. Ja bawiłam się jego ręką, dotykając pojedynczo każdego z tatuaży. Mimo, że od naszego pogodzenia się minął miesiąc, ja wciąż nie mogłam nacieszyć się jego towarzystwem. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że jednak wszystko się ułożyło. Że jest tak niesamowicie. Tak jak nie śmiałam nawet marzyć.

Podniosłam się nagle i spojrzałam w zdziwioną twarz Lou. Uśmiechnęłam się i zbliżyłam. Oblizałam dolną wargę i delikatnie wbiłam się w jego miękkie usta. Złapał moją twarz w dłonie, a mnie przeszły ciarki, kiedy poczułam jego dotyk. Wplotłam ręce w jego misternie ułożoną fryzurę i całując go, jednocześnie bawiłam się pojedynczymi kosmykami jego włosów. On objął mnie w pasie, a jego długie palce kreśliły delikatne wzory pod moją koszulką. W pewnym momencie odsunęłam się od niego i zlustrowałam od góry do dołu. Przygryzłam wargę i ściągnęłam z Louis’a koszulkę. Dotknęłam jego torsu i poczułam pod palcami gęsią skórkę chłopaka. Uśmiechnęłam się pod nosem i nachyliłam. Całowałam powoli miejsce na jego klatce piersiowej gdzie widniały tatuaże. Jednocześnie dotykając opuszkami palców jego brzucha, lizałam i muskałam ustami jego ciało. słyszałam jego przyśpieszony oddech i pomrukiwanie. W końcu, kreśląc mokre ślady ustami, doszłam do jego podbrzusza. Poczułam jak chłopak wstrzymuje oddech. Chwyciłam za pasek jego spodni, a w tym samym momencie usłyszeliśmy donośny płacz.

- no nie, błagam.. – usłyszałam załamany głos Louis’a.
- przykro mi kochanie, chyba nam się znowu nie uda. – zaśmiałam się, układając dłoń na jego rozgrzanym policzku i całując go w nos.
- ale ja tak bardzo cię pragnę.. – rzucił cicho, wpatrując się w moje oczy i przygryzajac wargę.
- a ja ciebie. – ucałowałam jego usta. – kto idzie tym razem do małego? – wyszczerzyłam się po chwili. Nie odpowiedział nic, wstając niechętnie i szurając, podążył do pokoju Frank’a.


***

Kilka dni później dostałam telefon od Paul’a. Okazało się, że chłopcy mają nakręcić teledysk do nowego singla. Ucieszyłam się, że mogę w końcu wrócić do pracy. Naprawdę bardzo ją lubiłam, poza tym dawno nie widziałam się z całą ekipą.

Od samego rana chodziłam po całym domu, zastanawiając się co na siebie włożyć i jakie rzeczy dla Frank’a będą mi potrzebne. Koło dziewiątej rano, stwierdziłam, że pora obudzić moje dwa śpiochy. Najpierw ruszyłam do Louis’a. wybudzenie go zajęło mi chyba z dziesięć minut, ale w końcu udało mi się wyciągnąć go za nogę z łózka. Później zajęłam się naszym synem.

Godzinę później wsiadaliśmy już do busa, którym przyjechała po nas reszta. W parędziesiąt minut dojechaliśmy do studia nagraniowego, gdzie miało rozpocząć się kręcenie. Rozłożyłam się gdzieś w kącie i wzięłam małego na ręce. Chłopcy rozmawiali już z reżyserem, który przedstawiał im całą koncepcję. Byłam strasznie ciekawa, wiec podeszłam po cichu i przysłuchiwałam się.

- to brzmi świetnie – rzuciłam nagle i dopiero wtedy wszyscy zauważyli moją obecność. Louis od razu do mnie podszedł i kładąc rękę na moim ramieniu, zaprowadził mnie do reżysera. Przedstawił nas sobie, by chwilę potem zabrać mi Frank’a. kiedy ja rozmawiałam z mężczyzną, on latał po całym pomieszczeniu chwaląc się przed wszystkimi swoim synem.


Zasiadłam gdzieś w kącie, usypiając małego, a kręcenie już dawno rozpoczęło się na
dobre. Byłam zdziwiona, że Frank’owi nie przeszkadzają hałasy jakie dochodzą z planu. Widać, że jest synem artysty i przyzwyczaja się do takiego rumoru. Oglądałam poczynania chłopaków i nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Przy kręceniu teledysków było zawsze więcej zabawy niż to było konieczne. Widząc ukochanego, skupionego na „grze” coraz trudniej było mi powstrzymywać się od wybuchnięcia śmiechem. jego mina pełna skupienia, udawanie poważnego i subtelne spoglądanie w naszą stronę. Za każdym razem kiedy nasze wzroki się spotkały posyłałam mu całusa. Pierwsze sceny w końcu zostały nakręcone zgodnie z koncepcją reżysera. Zarządzono więc krótką przerwę. Chłopcy od razu podbiegli do mnie z szerokimi uśmiechami.

- i co myślisz? – spytał Niall, podjadając chrupki, które wcześniej trzymał.
- moim zdaniem macie niesamowity talent aktorski – zaśmiałam się. cała piątka wypięła dumnie piersi, a Louis złożył na moich ustach soczystego buziaka. Nie zdążyliśmy się rozgadać, kiedy usłyszeliśmy nawołujący głos reżysera. Okazało się, że kolejna scena kręcona będzie na zewnątrz. Ubrałam więc małego i wspólnie z innymi, wyszłam na ulicę. Zdążyło się już ściemnić. Stanęłam tuż za kamerą i z zaciekawieniem przyglądałam się kolejnym wygłupom chłopaków. Nadeszła pora na refren i kiedy tylko zaczęli go śpiewać, ja doznałam ogromnego szoku. Wszyscy spojrzeli w moją stronę, a z twarzy Louis’a nie schodził niesamowicie szeroki uśmiech. Okazało się bowiem, że Frank się obudził i zaczął „śpiewać” wraz z chłopakami. Na swój własny, dziecięcy sposób. Musze jednak powiedzieć, że trzymał się melodii. Spojrzałam na niego zdumiona, a on wlepił we mnie swoje ogromne ślepia.

- chyba odziedziczyłeś talent po mamusi – zaśmiałam się, łapiąc go za rączkę.
- rośnie nam kolejny artysta! – zaśmiał się Paul, który wyrósł spod ziemi, stając tuż obok mnie. chwilę potem wszyscy zaczęli się śmiać, a Lou, wypinając dumnie pierś, podszedł i ucałował swojego syna w malutkie dłonie.

Jak się później okazało, za każdym refrenem Frank zachowywał się tak samo. Przez niego nikt nie mógł się skupić, bo wszyscy wciąż się śmiali. Musiałam więc wrócić do środka i znów go uśpić. Ten dzień minął bardzo szybko, a chłopcom poszło świetnie. Byłam dumna z każdego z nich. W nagrodę za świetną robotę postanowiłam zaprosić wszystkich na kolację. Najpierw jednak pozałatwiałam wszystkie sprawy, za które, jak menadżerka chłopaków, byłam odpowiedzialna.


------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, że rozdział jest taki sobie, ale obiecuję, że następny będzie o wiele ciekawszy!
Kocham Was i buziaki ;) 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

78. „Child inside.”

Następne dni spędzaliśmy wspólnie, całą grupą. Nie spodziewałabym się, że chłopaki tak polubią opiekę nad Frank’iem. Mogłabym nawet powiedzieć, że czasem aż bili się o to kto się nim zajmie. Cieszyłam się, bo wcześniej byłam pewna, że sama będę musiała zajmować się małym. Jednak pomijając wszystkich, najbardziej zszokował mnie mój Louis. Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo przejmie się rolą ojca. Oczywiście, zawsze wygrywała jego dziecięca natura, więc wygłupom praktycznie nie było końca, jednak z każdym dniem upewniałam się w tym, że on jest naprawdę niesamowitym ojcem. Dokładnie tak jak mężczyzną.

Obudził mnie cichy śpiew Lou. Otworzyłam oczy. Naprzeciwko mnie leżał mały, a za nim Louis. Uśmiechnęłam się, bo ten widok był naprawdę uroczy. 


- dzień dobry – szepnęłam
- witam śpiącą królewnę. – wyszczerzył się i złapał mnie za dłoń.
- dziwne, że mały nie płakał..
- bo go nakarmiłem i przewinąłem. – przerwał mi. Moje oczy powiększyły się do wielkości monet.
- ale..
- tak słodko spałaś, że nie chciałem cie budzić. W ogólne dziwne, że cię nie obudził płacz. – zaśmiał się i wycelował we mnie aparatem.
- co ty robisz? – uniosłam brew.
- zdjęcie moim dwóm największym skarbom. – wyszczerzył się. – synu! pokaż na co cię stać! – rzucił i chwilę potem zrobił zdjęcie.
- jesteś nienormalny, wiesz? – zaśmiałam się.
- powtarzasz mi to milion razy dziennie wiec już zapamiętałem. – wyszczerzył się. najpierw ucałował Frank’a, a później nachylił się nade mną i złożył na moim czole gorącego buziaka.

Jak się później okazało spałam naprawdę długo. Na tyle długo, że kiedy weszłam do pokoju, siedziała w nim cała ekipa One Direction, dziewczyny, a nawet Paul. Zdziwiłam się na widok tego ostatniego.

- cześć wszystkim – rzuciłam i zasiadłam na kanapie, obok Harry’ego, który od razu obdarzył mnie buziakiem. – Paul, co tu robisz?
- cóż za powitanie – uśmiechnął się – chciałem zobaczyć małego Tomlinsona. No i mam parę spraw do ciebie.
- patrz jaki mój syn jest przystojny! – rzucił Louis i podał małego mężczyźnie. Znowu zaczęła się ogólna radocha i zabawa z naszym synem.

- możemy gdzieś na spokojnie porozmawiać? – spytał Paul po godzinie wygłupów.
- jasne, chodźmy do ogrodu. – uśmiechnęłam się – a może masz ochotę na coś do picia?
- dziękuję – pokręcił przecząco głową i ruszył za mną. Zasiedliśmy przy małym stoliku, a ja odpaliłam papierosa. pierwszego od dziewięciu miesięcy, więc zanim w ogóle się odezwałam trochę to potrwało. Tak dawno nie miałam tego przyjemnego uczucia. Tak bardzo się wczułam, że zapomniałam o obecności Paul’a.

- mam do ciebie parę spraw. – zaczął, a ja dopiero wtedy na niego spojrzałam.
- no co tam?
- po pierwsze, chodzi mi o dziennikarzy i ogólną ciekawość fanów. Wydaję mi się, że powinniście oficjalnie potwierdzić swój związek i istnienie Frank’a. – czułam jak wielka gula rośnie mi w gardle. Znowu to samo. Znowu zaczynałam bać się reakcji fanek. Niby powinnam się już przyzwyczaić do tego całego świata, jednak ja wciąż miałam wrażenie, że mnie to nie dotyczy. Ale Paul miał racje. Skoro jestem z Louis’em, skoro mamy dziecko, fani chłopaków powinni co nieco wiedzieć.

- no dobrze. Skoro taki jest przymus. – rzuciłam, zaciągając się.
- super. – uśmiechnął się do mnie. – a teraz druga sprawa. – nie dokończył, bo przerwał mu przeraźliwy krzyk Louis’a.
- boże, co tam się dzieje! – rzuciłam i wstałam szybko. Kiedy wbiegłam i zobaczyłam co dzieje się w środku, myślałam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Louis latał po całym pokoju z Frank’iem, którego przebrał w strój supermana.

- Louis’ie Williamie Tomlinson! Do cholery! – krzyknęłam, a oczy wszystkich skierowały się w moją stronę – czy ty chcesz żebym dostała zawału?!
- zobacz! Nasz syn jest super bohaterem! – zaśmiał się brunet, a ja jedynie przewróciłam oczami. Widząc moje zdenerwowanie, podszedł do mnie i ucałował w usta.
- wybacz. – wyszczerzył się, a ja poczułam jak moje serce rośnie. Uwielbiałam jego uśmiech. On zawsze sprawiał, że mogłam wybaczyć chłopakowi naprawdę wiele.
- dobra, ale już więcej mnie nie strasz. Liam – spojrzałam na przyjaciela – jesteś najbardziej ogarnięty z nich wszystkich. Weź przypilnuj małego Tomlinsona.
- ale przecież ja się nim zajmuję – oburzył się Lou
- chodziło mi o ciebie. – rzuciłam poważnym tonem. Wszyscy wybuchli śmiechem, a Liam przytaknął głową. Wróciłam do ogrodu i zasiadłam obok Paula.

- przepraszam, ale ojciec mojego dziecka trochę szaleje.
- normalka – zaśmiał się mężczyzna
- to o czym jeszcze chciałeś porozmawiać?
- no właśnie. Chłopaki niedługo zaczynają występy. Na początek to będzie tylko kilka miast w Anglii, ale chciałem spytać czy nie mogłabyś nam pomóc. Wiem, że masz małego na głowie, ale wszystko co będę od ciebie chciał, będzie w granicach rozsądku.
- bardzo chętnie wrócę do pracy. Siedząc w domu dostaje już kota. – stwierdziłam – a jeśli chodzi o Frank’a.. myślę, że będę mogła go ze sobą wozić. W końcu to dziecko artysty, musi od małego zobaczyć świat w jakim pracuje jego ojciec. – uśmiechnęłam się.
- same dobre wiadomości dzisiaj – zaśmiał się Paul. – bardzo się cieszę. Zadzwonię do ciebie jutro i umówimy się na przegadanie paru kwestii. A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia – stwierdził, wstając i patrząc znacząco na dom.
- przyda się, oj przyda. Dzięki – zaśmiałam się. Pożegnaliśmy się i Paul wyszedł. Ja postanowiłam zostać jeszcze w ogrodzie i powdychać świeżego powietrza.

Przechadzałam się bosymi stopami, brodząc w zielonej trawie. Nagle usłyszałam jak ktoś za mną chodzi. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Harry, również bez butów.

- świetne jest takie łażenie. – stwierdził.
- ja wiem co dobre. – zaśmiałam się. – czy coś się stało?
- nie. wszystko w porządku. – rzucił szybko
- Hazza, przecież widzę. Już dawno chciałam z tobą pogadać. Usiądziemy?
- gdzie? Tu? – wskazał na trawę, a ja pokiwałam radośnie głową. Wzruszył ramionami i rozłożyliśmy się na trawie.
- jak się trzymasz? – spytałam, siadając na przeciwko chłopaka.
- dobrze. Bo przecież jakoś muszę. Szczerze, to już powoli o niej zapominam. Przepraszam, że przeze mnie o niej myślisz. Nie powinnaś. Teraz masz rodzinę. Nie możesz zajmować i przejmować się mną.
- przestań Styles. Wiesz dobrze, że zawsze będę. – uśmiechnęłam się. zbliżyłam się do bruneta i przytuliłam go mocno. Przez chwilę trwaliśmy w swoich ramionach, po czym odkleiłam się od niego i ułożyłam głowę na jego udach.

- jesteś dla mnie jak młodszy brat i wiedz, że zawsze będę starała się ci pomóc. – mówiłam, bawiąc się źdźbłem trawy. Harry patrzył w przestrzeń przed sobą, bawiąc się moimi włosami.  – może powinieneś poszukać kogoś innego, komu powierzyłbyś swoje serce?  - spojrzał na mnie, a jego ręka opadła bezwiednie na moje ramie.
- ale ja nie chce nikogo szukać. Ona sama powinna się znaleźć. Takie poszukiwania są bez sensu. – mówił. Chwyciłam jego dłoń i bawiłam się delikatnie jego długimi palcami.
- wiem, że jesteś silny i wiem, że bardzo dobrze potrafisz udawać. Widzę, że jesteś samotny. A kiedy to widzę, to moje serce krwawi. – spojrzałam w górę, w jego zielone tęczówki – bardzo bym chciała by każdy z was był szczęśliwy. – chłopak ukazał swoje urocze dołeczki, a ja wtuliłam się w jego brzuch, obejmując jego talię.

- chyba potrzebuję trochę samotności. Takiej całkowitej. – stwierdził, gładząc moje włosy.
- a co powiesz na towarzystwo Frank’a? – uśmiechnęłam się do niego, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – może chciałbyś zabrać go na spacer? Trochę się o niego boję, bo jeśli jeszcze dłużej zostanie w towarzystwie tamtych – kiwnęłam znacząco na dom – to sam stanie się trochę nienormalny. A tego chciałabym uniknąć. Chociaż geny..
- bardzo chętnie. Lubię towarzystwo dzieci. – wyszczerzył się.
- a one uwielbiają twoje. Będziesz chyba ulubionym wujkiem małego – zaśmiałam się. Harry zareagował tak samo. Nagle poczułam jak wstaje, bierze mnie na ręce i przerzuca sobie przez ramię.
- ej, a to niby co?! – krzyknęłam, starając się wydostać. Nie odpowiedział nic, wzruszając jedynie ramionami.


~ Harry ~

Do spaceru z małym zostałem naprawdę porządnie przygotowany. Niby Ana nie wydawała się być przewrażliwioną matką, jednak to jak przygotowała Frank’a trochę mnie przeraziło. Miałem wrażenie, że ona uważa, że jest sroga zima. Nie mogłem jednak nic na to poradzić. Wzruszyłem jedynie ramionami i założyłem na siebie nosidełko. Louis włożył małego Tomlinsona i oboje rodziców pożegnali się z nim jak gdybym zabierał go na rok. Zaśmiałem się jedynie i machając wszystkim, wyszedłem z domu. 

Sam nie wiedziałem gdzie idę. Potrzebowałem samotności i nie posiadania konkretnego celu podróży. Najpierw postanowiłem pokazać Frank’owi pobliski park.

- widzisz mały? Tutaj będziemy przychodzić kiedy trochę podrośniesz. Mówię ci, będzie zabawa w dechę! – zaśmiałem się, a on spojrzał na mnie, przeszywając mnie swoimi ogromnymi brązowymi oczami.

Szliśmy ulicami Londynu, a ja wciąż do niego mówiłem. Wiem, że to może wydawać się głupie, ale chyba tego właśnie potrzebowałem. Jestem wdzięczny Anie, że wpadła na taki pomysł. Nie obyło się oczywiście bez spotkania fanów. Jednak akurat ten fakt wcale mi nie przeszkadzał. Kochałem ich wszystkich więc z chęcią porobiłem sobie z nimi parę zdjęć i wymieniłem parę zdań na jakiś temat. Zostałem zasypany mnóstwem pytań, typu czy to moje dziecko, z kim je mam. Kiedy fanki dowiedziały się prawdy, zaczęły bawić się z małym. Chciało mi się śmiać, widząć jak wszystkie są nim zachwycone, a on sobie nic z tego nie robi. Cholera, jest naprawdę podobny do Louis’a. zna swoją wartość i gra niedostępnego. Śmiejąc się, pożegnałem się ze wszystkimi i ruszyłem w dalszą, nieznaną mi drogę.

- no, no. – nagle usłyszałem za sobą znajomy, kobiecy głos. Poczułem jak wielka gula podchodzi mi pod gardło. Odwróciłem się powoli. Naprzeciwko mnie stała Patty z założonymi na klatce piersiowej rękoma i miną tak cholernie cwaniacką i pewną siebie.

- widzę, że poszalałeś. – stwierdziła, podchodząc do mnie powoli.
- odwal się. – rzuciłem przez zęby i szybko odwróciłem.
- nie dasz mi poznać twojego dzieciaka? – uśmiechnęła się pod nosem.
- on nie jest mój i ty dobrze o tym wiesz. – zbliżyła się do mnie i gdyby nie Frank, nasze ciała z pewnością by się zetknęły.

- myślałam o tobie mały. – szepnęła i musnęła mój policzek. Jej głos był cholernie seksowny, a jej dotyk znowu sprawił, że poczułem ciarki. 



piątek, 4 kwietnia 2014

77. „Znów tak pięknie.”

Nie przespałem w nocy choćby jednej godziny. Frank wciąż dawał mi się we znaki. Po trzeciej w nocy już się nawet nie kładłem. Ustawiłem sobie fotel pod łóżeczkiem i czekałem tylko aż mały zacznie swój koncert. Podziwiałem rodziców, którzy mają po kilkoro dzieci.

W końcu udało mi się uśpić małego. Z braku innych pomysłów zacząłem mu śpiewać jedną z naszych piosenek, byłem na tyle nieprzytomny, że nic innego nie wpadło mi do głowy. Jednak ten pomysł okazał się być świetny. Najpierw mały zrobił coś na podobieństwa uśmiechu, a później spokojnie usnął. Chyba spłodziłem kolejnego fana.
Uśmiechnąłem się pod nosem i niemalże od razu zasnąłem na fotelu, na którym przesiedziałem pól nocy.


***

Każdego dnia byłam odwiedzana przez moich kochanych chłopców i przyjaciół. One Direction miało na szczęście urlop, więc mogli pozwolić sobie na tak częste wizyty. I bardzo się z tego cieszę bo chyba bym zwariowała siedząc sama pośród tych przeraźliwych, białych ścian.

Czułam się coraz lepiej, chociaż podobno mój stan wcale się nie polepszał. Mimo wszystko mój spokój psychiczny dawał mi naprawdę wiele. Cieszyłam się, że odzyskałam Louis’a, że na świecie pojawił się Frank i wszyscy są naprawdę szczęśliwi. No prawie wszyscy. Widziałam, że z Harry’m nie jest za dobrze. Postanowiłam porozmawiać z nim kiedy tylko wyjdę ze szpitala. Jego cierpienie to poniekąd moja wina.

Nareszcie nadszedł dzień, w którym mogłam z uśmiechem opuścić szpital. Po spakowaniu wszystkich swoich rzeczy, stanęłam przy oknie i podziwiałam widoki. Nagle usłyszałam szelest i odwracając się zauważyłam Louis’a z Frank’iem. Automatycznie zaczęłam się śmiać.

- widzisz? Mówiłem, że mama będzie się z nas śmiać. – Lou zwrócił się do małego – nieładnie, nieładnie. – wyszczerzył się do mnie, machając palcem. Dlaczego nie mogłam powstrzymać się od takiej reakcji? Frank siedział w nosidełku, które zawieszone było na klatce piersiowej bruneta. Mimo, że mnóstwo razy widziałam takie obrazy, Louis w takim wydaniu wydał mi się wyjątkowo zabawny. Podszedł do mnie i ucałował w czoło, łapiąc za dłoń. Przywitałam się z Frank’iem i uśmiechnęłam.

- to co? gotowa? – spytał Louis
- nawet nie wiesz jak bardzo. – rzuciłam od razu i chwyciłam za torbę ze swoimi rzeczami.

Wyszliśmy z budynku, wciąż nie puszczając swoich rąk. nie mogłam się opanować przed ogromnym uśmiechem, za każdym razem gdy patrzyłam na nowo upieczonego ojca, dumnie podążającego ze swym synem na klatce piersiowej. Nagle zatrzymaliśmy się przed dużym, białym Range Rover’em.

- co..
- postanowiłem ułatwić nam trochę życie, kupując mały samochód. – przerwał mi, posyłając swój słynny, cwaniacki uśmieszek
- mały.. bardzo mały. – stwierdziłam pod nosem, lustrując auto.
- zapraszam królową – wyszczerzył się, otwierając mi drzwi. Zaśmiałam się i przejęłam małego, siadając z nim z tyłu. Po parunastu minutach zatrzymaliśmy się przed dużym, białym domem. Kiedy wysiadłam, aż zaparło mi dech w piersiach.

- ale tu pięknie – stwierdziłam, rozglądając się po okolicy. Osiedle domków jednorodzinnych, mnóstwo kolorów i piękne ogródki.
- ja po prostu mam gust. – rzucił całkowicie poważnie i objął mnie ramieniem. Wzięliśmy Frank’a i wolnym krokiem weszliśmy do domu. To co tam zastałam, sprawiło, że znów zapomniałam jak się oddycha. Nigdy bym się nie spodziewała, że Louis potrafi tak dobrze o wszystko zadbać.

- zapraszam do salonu – uśmiechnął się tajemniczo. Ruszyłam więc za nim, a kiedy weszliśmy zza kanapy wyskoczyli wszyscy nasi przyjaciele. Podbiegli do mnie i zaczęli całować i przytulać.
- witamy w domu! – rzucił Niall, całując mnie po policzkach
- nareszcie – zaśmiała się Jo, robiąc to samo co blondyn. Wyściskałam się ze wszystkimi i zasiadłam na kanapie, a z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy wzruszenia. Nigdy bym się nie spodziewała czegoś takiego. Muszę przyznać, że to naprawdę miłe i urocze. Jak dobrze, że mam takich przyjaciół.

- to co, impreza! – krzyknął Louis, opadając obok mnie i obejmując mnie ramieniem.
- chyba z butelką i pampersami kochanie – rzuciłam, zabierając chłopakowi małego i czując niezbyt piękny zapach. Wszyscy wybuchli śmiechem, a ja podniosłam się z miejsca. – gdzie w tym domu jest łazienka?
- zaprowadzę. – Louis poruszył śmiesznie brwiami i chwytając mnie za rękę, pociągnął za sobą.

Kiedy weszliśmy do ogromnego pomieszczenia, ułożyłam małego i już miałam brać się za przewijanie, gdy poczułam na swoich biodrach dłonie bruneta, a na szyi jego delikatne pocałunki. W pierwszej chwili, wczułam się w jego gorące usta, wodzące po moim karku, jednak szybko się ogarnęłam. Odwróciłam twarz w stronę Louis’a, tym samym napotykając jego cudowną twarz, na której rysowało się lekkie rozczarowanie.

- przykro mi kolego, ale nie możemy. Nie przy twoim synu – wyszczerzyłam się, całując chłopaka w nos.
- wiesz, chyba nadeszła pora spania, może ułóżmy go..
- nie ma szans – zaśmiałam się, przerywając jego entuzjastycznie wypowiadane słowa. – a teraz, może mi pomożesz? Słyszałam, że bardzo dobrze ci to szło – podniosłam w górę pieluszkę
- wiesz, ja… um. Idę zrobić coś do jedzenia! Goście na pewno się niecierpliwią – rzucił szybko i wybiegł z łazienki. Pokręciłam głową i wróciłam do małego.
- widzisz jak można liczyć na twojego tatusia. – zaśmiałam się, całując rączkę Frank’a.

Przewinąwszy i nakarmiwszy malucha, wzięłam go na ręce i wróciliśmy do całego towarzystwa. Wszyscy śmiali się i wygłupiali. Spojrzałam na Louis’a i gdyby nie Frank na moich rękach, wykonałabym face palma.

- patrz co przyniósł Niall! – krzyczał do mnie brunet, unosząc w górę kolorową piniatę i śmiał się jak głupi. 
- zdaję się, że miałeś zająć się gośćmi – stwierdziłam, rozglądając się i nie zauważając żadnych szklanek, napojów, kompletnie niczego.
- oni się sami obsłużą – zaśmiał się. zabrał mi Frank’a i układajac go na kanapie, zaczął się wydurniać.
- naprawdę współczuję. – usłyszałam za plecami głos Jo, a chwilę potem klepała mnie po ramieniu z szerokim uśmiechem.
- ja sobie tez.. – pokręciłam głową, widząc zachowanie swojego ukochanego i ruszyłam na poszukiwania kuchni.

 Byłam w szoku bo lodówka była wyjątkowo pełna. Chyba dziewczyny za bardzo mu pomagały. Przygotowałam napoje i trochę przekąsek, przecież nie mogę dopuścić do tego, by moi przyjaciele, a szczególnie Niall, głodowali.Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś głowę i znajomy zapach. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam twarz. trafiłam na wesołe, czekoladowe oczy Zayn’a.

- jak się czujesz mała? – spytał cicho.
- wyjątkowo dobrze. Cieszę się, że jesteście tu wszyscy. Że wszystko się układa.
- a ja się cieszę twoim szczęściem – uśmiechnął się i odsunął, by umożliwić mi dalsze przygotowania.
- Zayni, dziękuję. – rzuciłam, odkładając talerz i zbliżając się do mulata. Ten uniósł brew ze zdziwieniem. – dziękuję, że jesteś. po prostu. I za to, że miałeś racje. – uśmiechnęłam się. objęłam jego talię i wtuliłam się w jego ciepły tors.
- pamiętaj, że zawsze będę. – szepnął i wtulił twarz w moje włosy.  


***

Nadszedł wieczór, a wszyscy nasi przyjaciele powrócili do domów. Położyliśmy Frank’a i zasiedliśmy przed telewizorem, wtuleni w siebie. Louis przełączał kanały, a ja ułożywszy głowę na jego torsie, bawiłam się jego długimi palcami. Uniósł moją dłoń i zaczął całować pojedynczo, wszystkie moje palce. Ułożyłam drugą dłoń na jego policzku i uśmiechnęłam się. okazało się, że Lou zatrzymał się na jakimś kanale plotkarskim. To co usłyszeliśmy trochę zmieniło mój humor.

„Po nieudanym ślubie i długiej rozłące Luann znów istnieje. Dzisiejszego ranka widziano szczęśliwą parę wychodzącą ze szpitala. Jednak nie byli sami. Louis Tomlinson i jego partnerka dobrze ukrywali fakt, że spodziewają się dziecka. Dowiedzieliśmy się wszystkiego, jednak nie znamy jeszcze imienia maleństwa. Czyżby menadżerka One Direction złapała i zatrzymała przy sobie faceta w najstarszy sposób świata? Zdaję się, że Ana Brooks nie mogła pogodzić się z odejściem z show biznesu i łapie się wszelkich sposobów. Więcej informacji w kolejnym programie! Dziękujemy za uwagę.”

Louis szybko wyłączył telewizor i spojrzał na mnie. Siedziałam bez ruchu i wpatrywałam się tępo w ekran. Jak mogli przedstawić mnie w taki sposób? Jak w ogóle nas odnaleźli i dowiedzieli się o wszystkim? Poczułam jak Lou ściska moją dłoń. Odwróciłam powoli głowę w jego stronę.

- nie martw się kochanie. To tylko głupie plotki. Nie przejmuj się.. – zaczął, zbliżając się.
- dobrze wiedzieć, że złapałam cię na dziecko i zależy mi jedynie na sławie. – rzuciłam , podnosząc się z kanapy.
- Ana, przecież wiesz jacy są dziennikarze! Przestań. – stanął za mną i objął mnie w talii. – chodźmy spać. – wyszeptał mi do ucha. Kiwnęłam głową na zgodę i ruszyliśmy cicho do sypialni.


Siedziałam na łóżku, wpatrując się w okno i rozmyślając o słowach dziennikarki. Nagle poczułam, że Lou wchodzi na łóżko. Sekundę potem odgarniał moje włosy i całował szyję. zmrużyłam oczy i wczuwałam się w każdy jego ruch. Jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele, docierając do ramion. Składając mokre pocałunki na moim karku, zaczął powoli zsuwać ramiączko mojej koszulki. Swoje usta przeniósł na moje ramiona. Czułam jak przeszywają mnie przyjemne ciarki. tak dawno nie czułam jego ust na swoim ciele, jego dłoni. Teraz wszystko odczuwałam dwa razy bardziej, a wszystko przez tęsknotę, przez rozstanie. Poczułam jak obejmuje mnie w talii, a chwilę potem leżałam już pod nim. Uśmiechnął się szarmancko i ucałował mnie w nos. Powoli wsunął dłonie pod moją koszulkę, podążając w stronę moich piersi.
Nagle usłyszeliśmy płacz, ale Lou wcale nie zaprzestawał swoich czynności. Uniosłam głowę i przyciągnęłam jego twarz do swojej.

- Loui, mały się obudził. – wyszeptałam
- tak, wiem.. – rzucił cicho, wracając ustami na moją szyję
- trzeba do niego iść.. – mówiłam, uśmiechając się.
- wiem.. już.. – szeptał, wcale nie zamierzając przestać.
- kochanie. – rzuciłam, zbierając się na siły i odsuwając go od siebie. – im szybciej to załatwimy, tym szybciej..
- nie musisz kończyć, już lecę. – wyszczerzył się wesoło i pobiegł do małego.


Zaśmiałam się i ułożyłam głowę na poduszce. Zamknęłam oczy i nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam, w głowie wciąż mając obraz bruneta i czując na skórze jego delikatny dotyk.