środa, 28 maja 2014

2.

Obudziło mnie przeraźliwe miauczenie Willa. Uchyliłam powieki, czując jego łapki na swoim brzuchu. Spojrzałam na niego. Myślę, że chyba nazbyt go rozpieściłam. Był zbyt gruby, ale ja nigdy nie potrafiłam odmówić mu jedzenia. Podniosłam się do pozycji siedzącej, tym samym  zrzucając z siebie zwierzaka. Kiedy znalazł się na podłodze, przez swoją uroczą puszystość, ledwo podniósł się na łapki i spojrzał na mnie wyczekująco. Zeskoczyłam z łóżka i podchodząc do niego, podrapałam go po brzuszku. Automatycznie
zmrużył oczka i wystawił język. Dobrze wiedziałam, że uwielbia takie pieszczoty. Zaśmiałam się i klepiąc go po główce, wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. 

Czując na nogach presję spowodowaną ocieraniem się Will'a, szybko przygotowałam dla niego jedzenie. Kiedy obsłużyłam swojego zwierzaka, zrobiłam sobie kawę i chwytając za kubek i ogromną miskę płatków, zasiadłam przed telewizorem. Udało mi się trafić na swój ulubiony serial, więc szczęśliwa, pogrążyłam się w oglądaniu. Parędziesiąt minut później skończyłam śniadanie, odłożyłam do zmywarki miskę i z kubkiem wyszłam na ogromny balkon. Usiadłam na pufie i odstawiając kawę, odpaliłam papierosa. Wcześniej oczywiście włączyłam muzykę. To był mój poranny rytuał. Nakarmienie Willa, zjedzenie śniadania przy telewizji, wypicie kawy i zapalenie na balkonie. Uwielbiałam rozsiadać się w swojej puchatej, niesamowicie wygodnej pufie. Wystawiałam twarz na, już od rana prażące słońce i wsłuchiwałam się w muzykę, lecącą z głośników mojej wierzy.

Kończąc palenie, ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i w krótkim czasie byłam gotowa do wyjścia. Zanim jeszcze opuściłam mieszkanie, zaopatrzyłam Willa w ogromną ilość jedzenia.

- Dziś długo mnie nie będzie. Lepiej oszczędzaj. - Rzuciłam do niego, uśmiechając się i czochrając jego złocistą sierść.

~*~

Siedziałam na stole, pod ścianą, przeglądając jakieś papiery wręczone mi przez Paula. Trwała właśnie sesja zdjęciowa chłopaków, a oni jak zwykle wygłupiali się do granic możliwości. Nie musiałam nawet na nich patrzeć, by domyślać się co robią. Zerkałam znad kartek na ich poczynania, a mój wzrok wciąż zatrzymywał się na jednym z nich. Za każdym razem na mojej twarzy pojawiał się nikły uśmiech.

- No dobra panowie, parę minut przerwy! - Usłyszałam głos fotografa. Chwilę potem, wokół mnie stanęła piątka niesamowicie rozbawionych chłopaków.
- I jak ci się podoba taka praca? - Zaczął Zayn, siadając obok mnie.
- I co sądzisz o naszych niesamowitych zdolnościach pozowania? - Spytał Harry, wyszczerzając się.
- Jesteście jedyni w swoim rodzaju. - Zaśmiałam się, widząc jak Niall i Styles prężą się, wypinając dumnie pierś.
- Tacy świetni i tacy skromni. - Stwierdził Louis, wciąż mi się przyglądając i robiąc dokładnie to co jego przyjaciele.
- Bardzo skromni. - Rzuciłam poważnym tonem. Parę sekund później Liam stwierdził, że potrzebuje do dalszego życia kawy. Reszta chłopców przyznała mu rację i wszyscy, prócz Louis'a, wyszli z pomieszczenia. Usiadł tuż obok mnie. Wróciłam do przeglądania papierów, jednak wciąż czułam na sobie wzrok chłopaka.

- Czemu nie poszedłeś z nimi? - Rzuciłam, nawet na niego nie patrząc.
- Nie chciało mi się. - Zaśmiał się, a ja poczułam jak całe moje ciało przechodzą ciarki. To jak działał na mnie jego śmiech, nie było jedynie snem. Skarciłam się w duchu i patrzyłam na literki, choć i tak nie mogłam się skupić nad tym co czytam. Trwaliśmy w milczeniu. Ja udawałam, że czytam, on wciąż mi się przyglądał.

- Coś nie tak? - Spytałam w końcu, podnosząc głowę i odwracając się. Trafiłam wprost na jego oczy. Piękne, lazurowe, błyszczące oczy. Przełknęłam dyskretnie ślinę i uśmiechnęłam się.
- Wszystko okej. - Odwzajemnił gest
- To dlaczego tak mi się przyglądasz?
- Bo mam wrażenie, że gdzieś już cię widziałem.
- No tak, moja siostra..
- Nie, to nie to. - Przerwał mi, podsuwając się bliżej. Uniosłam brew ze zdziwienia.
- W takim razie co?
- Wydawało mi się, że.. Nie to głupie. Nieważne. - Stwierdził, drapiąc się po tyle głowy i zeskakując ze stołu  - Masz ochotę się przewietrzyć? - Uśmiechnął się, wyciągając rękę w moją stronę.
- Bardzo chętnie. - Odwzajemniłam gest i chwyciłam go za rękę. Pomógł mi zejść z wyjątkowo wysokiego stołu i ruszyliśmy przed siebie. W drodze do drzwi wyjściowych z budynku wciąż milczeliśmy. Kiedy jednak znaleźliśmy się na zewnątrz, Louis zaczął opowiadać o tym co mu się ostatnio przytrafiło z jedną z fanek. Tak właśnie rozpoczęła się nasza dyskusja. Spacerowaliśmy po placyku, tuż obok budynku. Tak właściwie był to parking na tyłach. Było tam spokojnie i cicho. Chodziliśmy w tą i z powrotem, wciąż się śmiejąc.

- Czuję się trochę jak na spacerniaku. - Stwierdził Lou poważnym tonem, na co ja wybuchłam śmiechem. Stanęliśmy w jednym momencie i usiedliśmy na krawężniku. Z kieszeni wyjęłam papierosa i zapalniczkę. Odpaliłam i wypuszczając dym z ust, uniosłam głowę i przymknęłam oczy. Kiedy ponownie je otworzyłam, Louis przyglądał mi się ze skupieniem.

- Co? - Zaśmiałam się.
- Ale co? - Chłopak jakby wyrwany z własnego świata, uniósł brew pytająco.
- Mogę być wścibska?
- No jasne. - Wyszczerzył się.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego masz wrażenie, że mnie gdzieś widziałeś? Nie rozumiem tego. Skoro nie chodzi o moją siostrę, to o co? 
- Jak ci powiem, to mnie wyśmiejesz. - Stwierdził, chwytając w rękę jakiś kamyk, leżący przy jego stopie.
- Obiecuje, że nie wyśmieje. - Stwierdziłam, zaciągając się papierosem i nie odrywając oczu od chłopaka. Usłyszałam jak głośno westchnął. Przerzucał kamyk między palcami, patrząc przed siebie.
- Wiem, że to chore, ale.. chyba mi się śniłaś. - Rzucił i spojrzał na mnie. Poczułam jak moje serce się zatrzymuje, a ja krztuszę się dymem. Zaczęłam się dusić i odrzuciłam papierosa. Louis klepną mnie w plecy i już był gotowy do dalszej pomocy, jednak mnie samej udało się opanować sytuację. Nabrałam powietrza i spojrzałam na niebieskookiego, zatrzymując powietrze w policzkach. Uśmiechnął się do mnie i odgarnął kosmyk opadający na moje czoło.

- W porządku? - Spytał z troską
- Jasne. - Odpowiedziałam, wypuszczając powietrze.
- Mówiłem, że to głupie.
- Nieprawda.. Mogłabym spytać cię o coś jeszcze?
- No wal. - Ponownie posłał mi swój uroczy uśmiech, podrzucając kamyk, który wciąż kurczowo trzymał.
- Kiedy ci się śniłam?
- To dziwne, ale zanim jeszcze się poznaliśmy. - Wzruszył ramionami, powracając wzrokiem na samochód stojący w oddali. Ponownie poczułam jak tracę powietrze. Jednak tym razem starałam się nie zakrztusić. To niemożliwe. Tak cholernie dziwne i chore. Co to, jakiś pieprzony film? Przecież takie rzeczy normalnie się nie dzieją.
- Ana? - Usłyszałam i ocknęłam się. - Wszystko gra? - Spytał chłopak.
- Tak, wszystko okej. - Posłałam mu nikły uśmiech i szybko sięgnęłam do kieszeni, wyjmując kolejnego papierosa.
- Znowu będziesz palić? Jesteś jak Malik. - Zaśmiał się. Odpaliłam bez słowa i wbiłam wzrok w chodnik. Zapadła między nami niezręczna cisza. Słyszałam jego powolny oddech i to jak mamrocze coś pod nosem.
- Wiedziałem, że to chore. Mogłem ci tego nie mówić. - Stwierdził w końcu.
- Przestań. - Spojrzałam na niego, ponownie trafiając na blask jego niebiesko-zielonych oczu. - To bardzo ciekawe. I wcale się nie śmiałam. - Stwierdziłam z uśmiechem. Widziałam, że chce powiedzieć coś jeszcze, jednak w tym momencie drzwi od budynku otworzyły się z hukiem i pojawił się w nich Harry.

- Koniec przerwy dzieciaczki! - Krzyknął radośnie
- Dzieciaczki? I kto to mówi. - Louis udał poważny ton, podnosząc się z krawężnika. Wyciągnął dłoń w moją stronę i pomógł mi wstać. Kiedy mijałam Stylesa, czułam na sobie jego wzrok.
- Czego się tak patrzysz? - Spytałam w końcu, kiedy zamknął drzwi i podążał za mną.
- Może poznałabyś mnie ze swoją siostrą? - Rzucił z nadzieją.
 - Przykro mi, ale to niemożliwe.
- Dlaczego? Przecież...
- Przepraszam Harry, ale nie. - Posłałam mu nikły uśmiech, by chwilę później znaleźć się z powrotem w pokoju, gdzie odbywała się sesja. Wgramoliłam się na stół i chwyciłam kartki. Spojrzałam Przed siebie, tym samym spotykając się ze wzrokiem Louis'a. Posłał mi szeroki uśmiech, co bardzo szybko odwzajemniłam. Pochyliłam się nad papierami, a fotograf włączył muzykę.

~*~

Skończyliśmy dopiero pod wieczór. Nie sądziłam, że sesje mogą trwać aż tak długo. I to nie ze względu na totalny brak powagi ze strony chłopaków. W międzyczasie zdążyłam jeszcze pojechać w dwa miejsca, by załatwić formalności związane z datą kolejnego teledysku i koncertu charytatywnego. Kiedy wróciłam do studia, chłopcy już się przebierali, a fotograf przeglądał zdjęcia. Zauważywszy, że jestem w pokoju, zawołał mnie gestem. Stanęłam przed jego laptopem i przyglądałam się zdjęciom. Musze przyznać, że wyszły naprawdę świetnie, a każdy z chłopaków jest niesamowicie fotogeniczny. Uśmiechnęłam się i pogratulowałam fotografowi dobrej roboty. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i papiery ze stołu,a w następnej minucie z garderoby wyszła jak zawsze roześmiana piątka. 

- To co dzisiaj robimy? - Spytał Zayn, zakładając na siebie bluzę.
- Proponuję jakąś imprezkę. - Stwierdził Harry, uśmiechając się szeroko. 
- I to jest odpowiedni pomysł. - Rzucił poważnym tonem Louis, po czym z niewiadomych mi powodów, cała reszta wybuchła śmiechem. W tym całkowicie prawdziwym życiu byli jeszcze dziwniejsi, niż to sobie wyśniłam. 
- Ana! - Krzyknął Niall, podbiegając do mnie z uśmiechem.
- No co tam?
- Może wpadniesz do nas na imprezę? - Spytał 
- Wybaczcie, ale nie mogę. - Posłałam każdemu nikły uśmiech, zarzucając torebkę na ramię i ruszając do wyjścia.
- Dlaczego? - Zdziwił się Liam, otwierając mi drzwi.
- Muszę wracać do mojego kota. Cały dzień się nie widzieliśmy, więc na pewno się stęsknił. Poza tym, z pewnością biedak głoduje. - Odpowiedziałam poważnym tonem. Spojrzałam po chłopakach, każdy z nich miał dziwną albo głupią minę. Roześmiałam się, co chwilę potem zrobili i oni.

- To jak? - Zaczął Louis, kiedy wyszliśmy na ulicę.
- Może następnym razem. - Uśmiechnęłam się do niego. Czekając na transport chłopaków, pogrążyliśmy się w rozmowie. Z każdą minutą uświadamiałam sobie, że chłopcy w rzeczywistości są jeszcze lepsi. A co gorsza, jeszcze bardziej nienormalni, a ich wygłupom nie było końca. Gdy wielki van podjechał, cała piątka wpakowała się do środka.

- Nie jedziesz z nami? - Zdziwił się Liam
- Przestańcie, pójdę sobie na piecho.. - Nie dane mi było skończyć, bo Zayn pociągając mnie za rękę, wciągnął do samochodu. 
- Co to było? - Spojrzałam na mulata zabójczym wzrokiem podnosząc się z jego kolan.
- Podwieziemy cię mała. - Wyszczerzył się do mnie. Pokręciłam głową z pożałowaniem i usadowiłam się między chłopakiem, a Harrym.


Paręnaście minut później byliśmy już na miejscu. Przez całą drogę nie mogłam przestać się śmiać, przez co, kiedy wysiadłam, a raczej kiedy zostałam wystawiona z auta przez Harryego, czułam, że boli mnie brzuch. 

- Dzięki za pomoc, ale sama też potrafię wysiadać. - Rzuciłam do lokowatego.
- Ale ja zawsze do usług. - Uniósł śmiesznie brwi.
- Zapamiętam. - Wyszczerzyłam się do chłopaka - Dzięki za podwózkę. Do zobaczenia. - Pomachałam wszystkim i ruszyłam w stronę budynku, w którym mieszkałam. Od samego wejścia przywitał mnie niesamowicie głośny płacz Willa. Weszłam do kuchni, gdzie leżał i ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Will bowiem leżał przy swojej misce, na plecach, z łapkami w górze i udawał chyba coś na podobieństwo umarłego. Od zawsze wiedział jak mnie przekabacić. Zdjęłam z ramienia torebkę i od razu ruszyłam w stronę szafki, gdzie trzymałam jedzenie dla kota. Nie zdążyłam nawet odejść od miski, Will juz kończył to co wsypałam mu zaledwie parę sekund wcześniej.

- Chyba musimy przejść na dietę grubciu. - Zaśmiałam się, głaszcząc go po główce. Chwyciłam za torebkę i zaniosłam ją do pokoju. Wzięłam długi prysznic i przebrawszy się w swoją ulubioną piżamę, usiadłam z miską odgrzewanego makaronu przed telewizorem. Pochłonięta głupim filmem, nie zauważyłam nawet jak do pokoju wkroczył dumny i najedzony Will. Zauważyłam go dopiero, kiedy stanął przed kanapą i starał się na nią wskoczyć. Niestety jego brzuch trochę mu to uniemożliwiał. Odłożyłam miskę i pomogłam biedakowi. Gdy znalazł się na kanapie, przytulił się do mojego uda i momentalnie zasnął. Pokręciłam z uśmiechem głową i powróciłam do oglądanego wcześniej filmu. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było grubo po jedenastej. Zdziwiona, podreptałam otworzyć. Kiedy to zrobiłam, moim oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Zayn trzymający plik kartek.

- Coś się stało? - Rzuciłam.
- No cześć. - pomachał mi, co mnie rozbawiło.
- Ćpałeś coś czy jesteś pijany? - Spytałam, powstrzymując się od śmiechu. Dawno nie widziałam, by ktoś był tak niesamowicie radosny. 
- Czemu wysuwasz takie wnioski? - Uniósł brew, siląc się na poważny ton.
- Tak jakoś.. Może wejdziesz? - Wskazałam gestem na pokój.
- Właściwie to mam ci tylko do oddania te papiery - Stwierdził, wręczając mi trzymany plik kartek.
- O matko, coś czułam, że czegoś zapomniałam. - Uderzyłam się dłonią w czoło i zabrałam to co trzymał. - Mimo wszystko, może masz ochotę wejść? - Rzuciłam, przeglądając czy na pewno wszystkie, potrzebne papiery są na swoim miejscu.
- A chętnie. - Stwierdził radośnie i wkroczył do środka. 

Zdjął kurtkę i buty i rozejrzał się. Kiedy to robił, jego usta delikatnie się otworzyły, co sprawiło, że zaczęłam się śmiać.

- U was pewnie nie jest tak biednie. - Stwierdziłam - Zapraszam do salonu. - Wskazałam chłopakowi drogę, a sama ruszyłam do kuchni. Nagle usłyszałam zduszony krzyk. Przerażona pobiegłam do pokoju.

- Co jest?! - Krzyknęłam patrząc na Zayna.
- Ale się przeraziłem... Nie mówiłaś, że masz kota! - Rzucił drżącym głosem. Spojrzałam na niego, później na mojego zwierzaka, który stał na kanapie z nastroszoną sierścią i wybuchłam śmiechem. 
- Mówiłam! 
- Dostałem zawału..
- Boisz się takiego małego kotka?
- Małego?! Kobieto, czym ty go karmisz.. - Wskazał na kota i zlustrował jego brzuch.
- Miłością Malik, miłością. - Zaśmiałam się. - Napijesz się herbaty? 
- Chętnie.. - Rzucił, niepewnie siadając obok Willa.
- Nie bój się go. On jest bardzo przyjazny. - rzekłam widząc jak chłopak powoli kładzie dłoń na główce zwierzaka. Z szerokim uśmiechem wyszłam z pokoju.

 Parę minut później siedzieliśmy już z wielkimi kubkami herbaty, a Zayn zdążył zaprzyjaźnić się z moim zwierzakiem.

- Jak on się właściwie nazywa? A może ona? - Spytał, drapiąc kota po brzuchu.
- On, Will.
- Jak dla mnie powinien nazywać się Grubas albo coś w ten deseń. Ała! - Krzyknął, bo za swój komentarz dostał ode mnie po ramieniu. - Za co to?
- Nie obrażaj miłości mojego życia. Sam jesteś grubas.. - Stwierdziłam obrażonym tonem i chwyciłam Willa, kładąc go sobie na kolanach. 
- No przecież.. Oj przestań. - Zaśmiał się, widząc moją minę. - Masz genialnego kota. - Stwierdził, przysuwając się tak blisko, że mogłam poczuć intensywność jego perfum. Odetchnęłam i spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz. Parę sekund później już dyskutowaliśmy na temat wymarzonego zwierzaka Zayna, później o jedzeniu, a na końcu włączyliśmy jakiś dziwny film, który również zaczęliśmy komentować.

- Ja się będę zbierał. - Stwierdził po dłuższym czasie, podnosząc się z kanapy i przeciągając. Przez chwilę mogłam dostrzec jego brzuch i tatuaże, przez co przygryzłam delikatnie wargę. - Wybacz, że tak długo siedziałem. Do zobaczenia. - Nachylił się nade mną i ucałował mnie w czoło. Pogłaskał Willa i ruszył ku drzwiom. Kiedy zakładał buty, stanęłam tuż obok, na rękach trzymając zwierzaka. 

- Żegnamy Malika! - Pomachałam łapką kota, kiedy chłopak wychodził za drzwi. Odmachał, śmiejąc się i zaraz potem zniknął na korytarzu. Odłożyłam Willa i ruszyłam do salonu. Posprzątałam kubki i poprawiłam poduszki na kanapie. 
Ułożyłam się wygodnie w łóżku i zamknęłam oczy. Miałam nadzieję, że szybko usnę. Niestety, nie było mi to dane. W głowie bowiem wciąż miałam to co wyznał mi Louis. Jak to się stało, że praktycznie w tym samym momencie śniliśmy o sobie nawzajem? Swoją drogą, ciekawe w jaki sposób mu się śniłam..

Odetchnęłam, uchyliłam powieki i spojrzałam przez okno, na wyjątkowo rozgwieżdżone niebo. 

piątek, 23 maja 2014

1.

Stałam przed piątką chłopaków i nie mogłam powstrzymać się od przyglądania się każdemu po kolei. To było dziwne i trochę chore, że ja znałam ich wszystkich, a oni nie mają zielonego pojęcia kim właściwie jestem. Odetchnęłam i spojrzałam na Paula, który w tym samym momencie zaczął coś mówić.

- Nie chcę cię rzucać od razu na głęboką wodę - Zwrócił się do mnie z uśmiechem - Ale już dziś będziesz mi bardzo potrzebna.
- No jasne, bardzo chętnie. Co mam robić? - Rzuciłam z uśmiechem. Wciąż czułam na sobie wzrok chłopaków.

- O kurwa! - aż podskoczyłam ze strachu, słysząc czyjś krzyk. Odwróciłam się ze zdziwieniem i spojrzałam na wpatrzonego we mnie Harryego.
- Coś nie tak? - Spytałam.
- Czy ty nie jesteś siostrą Sary? Tej Sary? - Rzucił, robiąc wielkie oczy.
- O czym ty gadasz stary? - Liam spojrzał na przyjaciela ze zdziwieniem, z resztą tak jak i reszta towarzystwa.
- Naprawdę jej nie znacie?! - Krzyknął podniecony. No tak, zupełnie zapomniałam, że moja kochana siostrzyczka jest sławną fotomodelką. Że jej wizerunek widnieje w milionach gazet, na tysiącach billboardów i na wystawach. Przez ten głupi sen, kompletnie zapomniałam o jej istnieniu. Przewróciłam oczami i westchnęłam.

- Tak, jestem jej siostrą. - Rzuciłam w końcu, a wzrok wszystkich skierował się w moją stronę. Harry podszedł tak blisko, że poczułam zapach jego perfum.
- Rany, jesteście identyczne. - Stwierdził cicho.
- Co poradzisz. - Wzruszyłam ramionami i cofnęłam się. - To co mam robić? - Zwróciłam się do Paula. Posłał mi sympatyczny uśmiech i wytłumaczył na czym będzie polegała moja dzisiejsza pomoc.

Zebrałam wszystkie potrzebne dokumenty z gabinetu Paula i pobiegłam do windy, by dołączyć do czekającej na mnie ekipy. Po drodze minęłam kilku ludzi, którzy dziwnie mi się przyglądali. Zjechałam na dół i wyszłam na parking, gdzie podstawiony był już niewielki bus. Widząc Zayn'a opartego o ścianę budynku i palącego, uśmiechnęłam się pod nosem.

- Poratuje pan jednym? - Wyszeptałam, podchodząc niezauważona. Chłopak podskoczył ze strachu, jednak kiedy zorientował się, że to ja, posłał mi uroczy uśmiech, wyciągając w moją stronę otwartą paczkę.

- A więc masz sławną siostrę.. - Zaczął, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Tego właśnie się obawiałam. Nie chciałam słuchać o Sarze, ani być do niej porównywana. Myślałam, że chociaż oni okażą trochę zainteresowania mną, a nie moją idealną siostrzyczką. Westchnęłam i przytaknęłam głową.

- Coś mi się tak wydawało, że już gdzieś cię widziałem. - Uśmiechnął się do mnie. Nie odpowiedziałam mu, bo tak naprawdę to nie miałam pojęcia co powiedzieć. Nie miałam ochoty gadać o siostrze, a jemu chyba najwyraźniej na tym zależało. Parę minut później wspólnie skończyliśmy palić i zapakowaliśmy się do busa. Wciśnięta pomiędzy Louis'a i Niall'a, patrzyłam przed siebie, zastanawiając się nad zadaniem powierzonym mi przez Paula. Przez całą drogę czułam na sobie czyjś wzrok. Spojrzałam w stronę blondyna, jednak on wpatrywał się z szerokim uśmiechem w okno. Odwróciłam się subtelnie w stronę Louis'a. I to był dobry trop. Kiedy zauważył, że i ja na niego patrzę, szybko spuścił wzrok, udając zainteresowanie własnymi palcami. Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam się o siedzenie, tym samym dotykając ramieniem chłopaka. Kątem oka zauważyłam jak zerka na mnie i subtelnie oblizuje dolną wargę.


* Przecież nie mogę sobie wmawiać, że mnie kocha! Te wszystkie piękne chwile między nami to był tylko głupi sen. Ja go nie znam, on nie zna mnie. Nie mam pojęcia jaki jest naprawdę. Nie mogę zakładać, że w ogóle się we mnie zakocha. Nie mogę być pewna, że ja zakocham się w nim. Czemu to wszystko jest takie chore?! *

Po parudziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy przed zgrabnym, ceglanym budynkiem studia nagraniowego. Ruszyłam śmiało przed siebie, znając dokładnie to miejsce. W końcu w moich snach tak często tu bywałam. Wyciągnęłam rękę w stronę klamki, ale uprzedził mnie Zayn. Uchylił drzwi i szarmanckim gestem zaprosił mnie do środka. Podziękowałam mu uśmiechem i wkroczyłam do budynku. Parę minut później siedziałam już po drugiej stronie wielkiej szyby, przyglądając się śpiewającym chłopakom. Jedyna prawdziwa rzecz z całego mojego snu, to ich kompletny brak zdolności do skupienia się. Zamiast śpiewać, robili głupie miny i stawali w jeszcze głupszych pozycjach.


Skupiona na przyglądaniu się poczynaniom wesołej piątki, nie zorientowałam się nawet, że Paul coś do mnie mówi. Dopiero kiedy poczułam szturchnięcie, spojrzałam we właściwą stronę. Mężczyzna patrzył na mnie z uśmiechem i założonymi na klatce piersiowej rękoma.

- Ano, mogłabyś pójść do Stevens'a i obejrzeć zdjęcia na okładkę płyty? - Spytał w końcu.
- No pewnie, ale..
- Pokój 14. Taki szczerbaty blondyn. - Dodał po cichu i wybuchł śmiechem.
- Okej. - Zaśmiałam się i zarzucając na ramię torebkę, wyszłam z pomieszczenia.

Reszta dnia zleciała bardzo szybko i przyjemnie. Cieszyłam się, że mogę zdobyć trochę doświadczenia i poobracać się w ciekawym świecie. Załatwiłam dla chłopaków wywiad w radio, sesję zdjęciową i kolejny termin pracy w studiu nagraniowym. Wciąż jednak nie mogłam zapomnieć o tym, że przecież bardzo podobne rzeczy już przeżywałam. Mimo wszystko, byłam bardzo ciekawa czy dalsze zdarzenia będą takie, jakie sobie wyśniłam. Po ustaleniu z Paulem planu na kolejny dzień, wróciłam do domu. Mężczyzna był na tyle miły, że poprosił jednego z ochroniarzy by mnie podwiózł. Byłam mu za to wdzięczna, bo całodzienne latanie po całym mieście, naprawdę mnie wykończyło.

Po wejściu do mieszkania, zrzuciłam buty i opadłam na fotel. Kiedy chwyciłam za pilota, na moje kolana wskoczył Will, mój kot. Spojrzał na mnie wygłodniałym wzrokiem, a ja pogłaskałam go po główce. 

- Już ci daje jeść biedaku. - Zaśmiałam się i wstając leniwie, podreptałam do kuchni. 

Szykując jedzenie dla mojego zwierzaka, uświadomiłam sobie, że moja podświadomość podpowiedziała mi jakie imię wybrać dla pupila. Spojrzałam na ocierającego się o moje nogi Williama. Identycznie błyszczące, wciąż śmiejące się oczy i ta słodkość wypisana na mordce. Zaśmiałam się sama do siebie z tego porównania. Louis i mój kot.

Po odgrzaniu sobie tego co znalazłam w lodówce, zasiadłam przed telewizorem i wpatrywałam się w poruszające się obrazki, jednak myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Moje myśli były w małym, białym domu. Miałam wrażenie, że czuje Jego dotyk na swoim ciele, Jego oddech na szyi. Odetchnęłam, mrużąc oczy i w tym samym momencie rozdzwonił się mój telefon. Nie sądziłam, że tak szybko będę rozchwytywana i niezastąpiona w nowej pracy. Zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam rozmowę z Paulem na temat najbliższej sesji zdjęciowej. 


"Ludzie poruszają się po wytyczonych przez los albo przeznaczenie – obojętnie jak to nazwać – trasach. Na mgnienie oka krzyżują się one z naszymi i idą dalej. Bardziej niż rzadko i tylko nieliczni zostają na dłużej i chcą iść naszymi trasami. Zdarzają, się jednak i tacy, którzy zaistnieją wystarczająco długo, aby chciało się ich zatrzymać. Ale oni idą dalej."

niedziela, 18 maja 2014

Reality: Wprowadzenie.

Nie wyróżniam się niczym od reszty zwykłych dziewczyn na tym niezwykłym świecie. Miałam normalne, szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców i siostrę bliźniaczkę. Kiedy byłyśmy małe bardzo dobrze się dogadywałyśmy. Uwielbiałyśmy to samo, rozumiałyśmy się bez słów i byłyśmy jednocześnie swoimi najlepszymi przyjaciółkami. Kiedy jednak dorosłyśmy, wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła. Oddaliła się od nas, stała się zadufaną w sobie, nazbyt ambitną dziewczyną. Starałam się, mimo wszystko, nie tracić z nią tego niesamowitego kontaktu, który miałyśmy za młodu. Niestety, okazało się, że z niewiadomych mi wcześniej powodów, znienawidziła mnie. Dokładnie tak samo jak rodziców. Kończąc osiemnaście lat, uciekła z domu i od tamtej pory widziałam ją tylko raz. Spotkałyśmy się przypadkiem, na ulicy. I dopiero wtedy dowiedziałam się jak mocno mnie nienawidzi za to, że podobno byłam ulubienicą rodziców, że ona od zawsze żyła w moim cieniu i miała tego dosyć. Nie miałam pojęcia dlaczego tak myśli, bo ja nigdy nie zauważyłam jakiejkolwiek rywalizacji czy faworyzowania. Po wyrzuceniu z siebie całego żalu, odwróciła się i odeszła na pięcie. 

Myślałam, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Okazało się, że mojej siostrze się powiodło. Ktoś z ogromnej agencji modelek zauważył jej urodę. Stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych foto modelek na świecie. Czasem zdarzało mi się odczuwać jak sławna jest na własnej skórze. Niektórzy sądzili, że ja to Sarah i zdarzyło mi się mnóstwo próśb o autografy lub wspólne zdjęcia. Z początku było to śmieszne, jednak później zaczęło robić się uciążliwe i denerwujące. Nigdy nie żywiłam do niej urazy, jednak po jakimś czasie i przeczytaniu paru ciekawostek na temat jej prowadzenia się, przestałam uznawać ją za wielce pokrzywdzoną. Sama była sobie winna, a to co wyrabiała przerażało mnie, do tego stopnia, że przestałam się nawet do niej przyznawać. Było to trudne, w końcu jesteśmy identyczne, jednak nie niemożliwe.


Ale dość już o mojej siostrze. Kiedy wyprowadziłam się z domu, wynajęłam przytulne mieszkanie w centrum Londynu. Studiuję dwa kierunki i dorabiałam sobie w sklepie z winylami, który jest moim ulubionym miejscem. Do czasu. Pewnego ranka dostałam telefon i to właśnie przez niespodziewaną propozycję pracy, poznałam osoby, które tak naprawdę znałam już dużo wcześniej. Dopiero teraz, całkowicie racjonalnie, a może i nie do końca, stwierdzam, że po prostu wyśniłam sobie moją przyszłość. Z tymże, realne życie okazało się o wiele mniej kolorowe. Bo we śnie nie przewidziałam istnienia mojej siostry, przez którą wszystko stało się o wiele trudniejsze niż być powinno. Czy mimo wszystko odnajdę przyjaźń po grób i miłość tak piękną jak w bajkach?



Nazywam się Ana Brooks i opowiem Wam swoją PRAWDZIWĄ historię. 


---------------------------------------------------------------------------------------------------

Jak widziecie, nie potrafię rozstać się z tym blogiem. ;) Mam nadzieję, że spodoba Wam się to co wymyśliłam. Zachęcam do odwiedzenia zakładki "Reality: Najważniejsi" Tam bowiem są bohaterzy tej częsci opowiadania. ;)
buziaczki!

sobota, 17 maja 2014

Start again?

Witajcie! O matko, stęskniłam się. Za Wami i za Luan :D wiem, że to kiepska nazwa, ale nigdy nie byłam aż tak kreatywna ;) 
Długi czas zastanawiałam się nad jedną sprawą. Naprawdę kocham tą historię i mimo, że nie jest ona idealna, jest moją pierwszą. Wciąż wracam do niej myślami i dlatego wpadłam na pewien pomysł. A mianowicie - postanowiłam napisać historię Any w alternatywny sposób. Po tym, gdy okazało się, że to wszystko co się wydarzyło, było jedynie snem. Co o tym myślicie? Tylko bardzo proszę o szczerość!

Buziaczki.


środa, 7 maja 2014

Epilog. "Znam cię. Widziałam jak kochałeś się ze mną w moim śnie."

- ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. - kapłan zwrócił się do Louis'a. Nie zdążyłam nawet nic zrobić, kiedy poczułam ciepłe usta chłopaka na swoich. Chwycił moją twarz w dłonie i całował mnie tak namiętnie i tak intensywnie jak jeszcze nigdy.
- nareszcie.. pani Tomlinson.. - wyszeptał i musnął mój policzek kciukiem. 


"Każdy sen jest jak psychoza. Ze wszystkim, co do niej należy: pomieszaniem zmysłów, szaleństwem, absurdem. Taka krótkotrwała psychoza."

Obudziłam się gwałtownie. Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz dłońmi. Wczorajszy dzień był taki piękny. Najcudowniejszy w moim życiu. Przecież wyszłam za najlepszego mężczyznę na świecie. Uśmiechnęłam się pod nosem i przeciągnęłam, ziewając. Kiedy uchyliłam oczy, doznałam ogromnego szoku. Zamiast zielonych ścian naszej sypialni, były białe, znajome mi ściany. Rozejrzałam się.

- przecież.. to moje stare mieszkanie.. - wyszeptałam do siebie. Zeskoczyłam z łóżka i przeszłam się po pomieszczeniu. Ani śladu Louis'a, Frank'a, żadnego z moich przyjaciół. 
- co tu się dzieje.. - rzuciłam, wchodząc do kuchni. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej zdenerwowana. Przecież wczoraj był mój ślub. A teraz nagle znalazłam się we własnym, starym mieszkaniu? 

Zasiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Nastawione było akurat na jakiś kanał muzyczny. Nagle ktoś zapowiedział całkiem nowy singiel One Direction. Spojrzałam ze skupieniem w ekran i ponownie doznałam szoku.

- zaraz, zaraz.. przecież robiliśmy ten teledysk dwa lata temu. Jak może być nowym... - nie dokończyłam, bo rozdzwonił się mój telefon. Zanim jeszcze odebrałam, spojrzałam na datę.
- kurwa, to niemożliwe.. - pisnęłam. Przełknęłam ślinę i odebrałam. 

- tak słucham?
- witam panią, tutaj profesor Smith. - nie potrafiłam otworzyć buzi.- jest tam pani?
- tak, tak. Dzień dobry. Czy coś się stało? - wydukałam powoli
- nie, a właściwie tak. Mam dla pani ciekawą propozycję. - stwierdził radosnym głosem. Ta rozmowa coś mi przypominała. 
- słucham?
- rozmawiałem ostatnio z moim dobrym kolegą, który jest menadżerem pewnego zespołu. Wiem, że jesteś dopiero na drugim roku, ale wiem również, że z każdym dniem robisz ogromne postępy. Mój kolega poszukuje asystentki, bo ostatnimi czasy ma bardzo dużo roboty. Postanowiłem cię polecić i tak się złożyło, że umówiłem cię z nim na spotkanie.
- s.. słucham? - nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Przecież on mówił dokładnie to samo, co..
- zgadza się pani? 
- ja.. tak, jasne.. 
- to świetnie. a teraz podam pani numer telefonu..

Stałam jak wryta i nie potrafiłam nawet poruszyć palcem. Nie mogłam uwierzyć, w to co działo się przez ostatnie sekundy. Jak gdyby deja vu? jakby ostatnie dwa lata były po prostu głupim snem! Zdenerwowana kopnęłam w szafę, z której wyleciała Hope. Chwyciłam za nią i usiadłam na podłodze.

- przecież to niemożliwe.. wszystko było takie prawdziwe..- mówiłam do siebie, szarpiąc delikatnie za struny.

Czy ja wyśniłam sobie własną przyszłość? Czy to wszystko było jedynie snem? Pięknym, zapierającym dech w piersiach, ale jednak tylko snem? 

~*~

- Ana, mogę cię prosić? – usłyszałam, a po chwili Paul uchylił drzwi i weszłam nieśmiało do środka. Wciąż starałam się uspokoić oddech. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to wszystko już kiedyś przeżywałam. Kiedy stanęłam na środku odważyłam się podnieść głowę. Moim oczom ukazała się piątka uśmiechniętych chłopaków. Byli tacy inni, tacy młodzi. Uśmiechnęłam się do nich. Oni siedzieli jak wryci, z uchylonymi wargami i wielkimi oczami. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na Louis’a. Jego cudowny uśmiech. Wciąż nie znikał z twarzy, kiedy lustrował mnie od góry do dołu.

 - widzę, że Ana zrobiła na was dobre wrażenie – zaśmiał się mężczyzna widząc miny chłopaków. – panowie, pozwólcie, że wam przedstawię, oto Ana Brooks, moja nowa asystentka. Ana, oto chłopaki – wskazał z uśmiechem na swoich podopiecznych. Przytaknęłam delikatnie głową i ruszyłam w ich stronę. Dziwnie czułam się z tym, że muszę udawać, że ich nie znam. Kiedy w końcu doszłam do Lou i spojrzałam na jego wyciągniętą rękę, odetchnęłam głęboko.

- Louis. – rzucił wesoło
- Znam cię. Widziałam jak kochałeś się ze mną w moim śnie. Widziałam jak  powoli rodzi się nasza miłość. – wyszeptałam do siebie i bardzo delikatnie uścisnęłam jego dłoń.


----------------------------------------------------------------------------

No tak, to już naprawdę koniec. Chciałam Wam bardzo mocno podziękować za bycie ze mną. Ta historia jest moją pierworodną o chłopakach i kocham ją najmocniej. Dokładnie tak jak Was ;) Jesteście moją motywacją i pocieszeniem. Dziękuję za wszystko. Kocham Was najmocniej na świecie ;* Mam nadzieję, że będziecie czasem wracać do tej historii. Albo przynajmniej, że jej nie zapomnicie. ;) 
A teraz chciałabym zaprosić Was na mojego całkiem nowego bloga. Mam nadzieje, że i jego polubicie. ;) 
http://lasthopefanfiction.blogspot.com/  oraz na moje imaginy  http://nanosekundybezciebieimaginy.blogspot.com/
Jeszcze raz - kocham Was najmocniej na świecie. Wraz z Louis'em i Aną, oraz resztą towarzystwa, żegnamy się czule! ;*
I pamiętajcie, marzenia się spełniają.











85."And this is the end."




Nie mogłam uwierzyć w to co stało się parę minut wcześniej. Wciąż stałam jak osłupiała i wpatrywałam się w niebiesko - zielone oczy mężczyzny mojego życia. Cieszyłam się i to cholernie. Jednak w głowie wciąż miałam to co wydarzyło się kiedyś. Bałam się. Mimo, że się zgodziłam, bo pragnęłam tego jak niczego innego, jednak nie opuszczał mnie strach. Ułożyłam dłoń na jego rozgrzanym policzku, przez co posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. Nie musiałam nic mówić. On chyba dobrze wiedział co w tamtym momencie miałam w głowie.

- nie martw się kochanie. - zaczął cicho i zbliżył się do mnie, tak, by nasze ciała dzieliły ułamki milimetrów. - obiecuję, że wszystko będzie dobrze. - dodał i chwytając moją twarz w dłonie, wbił się w moje usta.


Postanowiliśmy, że trzeba uczcić to co zdarzyło się między nami. Znaleźliśmy knajpkę, gdzie zatrzymaliśmy się na parę drinków. Później przechodziliśmy się nocnymi uliczkami pięknej Wenecji, by w krótkim czasie ponownie napić się w innej knajpce. Nie miałam pojęcia ile godzin spędziliśmy na mieście, jedna z każdą kolejna byliśmy coraz bardziej wstawieni. Już dawno nie bawiłam się tak świetnie. Towarzystwo Louis'a sprawiało, że nie tylko czułam się bezpiecznie, ale również nie przestawałam się śmiać. Nie wiem czy z jego żartów, które wcale nie były aż tak zabawne, czy z jego min, które powalały. W końcu stwierdziliśmy jednogłośnie, że wracamy do hotelu.

+18. 


 Kiedy weszliśmy do windy, poczułam jak Lou obejmuje mnie od tyłu, odsuwa moje włosy i całuje mnie powoli po szyi. Zmrużyłam oczy, czując jak gęsia skórka wstępuje na moje ciało z każdym jego gorącym pocałunkiem. Jego dłonie zaczęły wędrować po całym moim ciele. Zatrzymał się na piersiach i ścisnął je delikatnie. Jęknęłam cicho i gwałtownie odwróciłam się do niego. Spotkałam się z jego cwaniackim uśmieszkiem. Przygryzłam dolną wargę i wbiłam się w jego usta, tym samym popychając go na ścianę. Objął mnie w pasie i już w następnej chwili straciłam grunt pod nogami. Oplotłam nimi jego talię i pocałunkami zeszłam na szyję. Z każdą kolejną sekundą pragnęłam go coraz bardziej. Gdybyśmy byli w tej windzie jeszcze pięć minut dłużej, na pewno byłabym już dawno rozebrana. Zatrzymaliśmy się i drzwi otworzyły się powoli. Chciałam zeskoczyć z Louis'a, jednak on przytrzymał mnie tak mocno i gwałtownie, że spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Jego oczy nie były już jasne. Uśmiechnęłam się pod nosem, oblizując wargę. Wyniósł mnie z windy i szybkim krokiem podążył do pokoju. Szybkim i zwinnym ruchem otworzył kartą drewniane drzwi i wchodząc do środka, zatrzasnął je nogą. Cały ten czas, nieprzerwanie, całował moje usta. Znaleźliśmy się na środku pokoju. Wplotłam palce w jego włosy i bawiłam się kosmykami, kiedy on składał mokre i zachłanne pocałunki na mojej szyi. Chwilę później znaleźliśmy się przy łóżku. Oderwał się ode mnie. Spojrzał mi w oczy, odgarnął kosmyk włosów opadający na moje czoło i oblizał dolną wargę. W następnej chwili dosłownie rzucił mnie na łóżko, ściągnął koszulkę i znalazł się tuż nade mną. Nachylił się, a ja podnosząc głowę, przygryzłam jego wargę. Mruknął, a w następnej chwili pozbywał się już mojej koszulki. Jego usta i język delikatnie, a jednocześnie zachłannie pieściły moją skórę. Kiedy doszedł do moich spodenek, jedną ręką rozpiął je i ściągnął. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się zawadiacko. W następnej chwili całował już mój brzuch, uda. Odchylił materiał moich majtek i powoli wsunął język w moje wnętrze. Kiedy zaczął nim ruszać, z każdą sekundą przyśpieszając, zacisnęłam dłonie na pościeli i odchyliłam głowę czując niesamowitą przyjemność.

Gdy wrócił "na górę" uśmiechnął się do mnie, oblizując się ostentacyjnie. Chwyciłam go za ramiona i przyciągając do siebie, wbiłam się w jego usta. Moje dłonie powędrowały na jego tors. Dotykałam każdego skrawka jego ciała, czując pod palcami jego gorące ciało. Dotarłam na plecy i wbijając w jego skórę paznokcie, podrapałam go tak mocno, jak jeszcze nigdy. Jęknął i spojrzał mi w oczy.

- czyli tak się bawimy. - rzucił cichym, lekko zachrypniętym głosem po czym uśmiechnął się do mnie cwaniacko. W następnej chwili leżałam już całkowicie nago. Spojrzałam w dół  i oblizałam wargę widząc go w całej okazałości. Kochałam Louis'a i całe jego ciało. 
Był niesamowity i cholernie bardzo mnie kręcił. Podniosłam się i uklęknęłam przed również klęczącym na łóżku chłopakiem. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Opuszkami palców wędrowałam wzdłuż jego wyrzeźbionego torsu, docierając do brzucha. Poczułam jak wstrzymuje oddech. Chwycił moją twarz w dłonie i wbił się w moje usta. Po chwili, usiadł i złapawszy mnie w pasie, usadził na sobie. Czując jego gorącego członka w sobie, jęknęłam cicho. Odchyliłam głowę i powoli zaczęłam poruszać biodrami. Jego usta wędrowały po mojej szyi, gardle. Jego dłonie podtrzymywały mnie, a biodra ruszały się w coraz szybszym tempie. Miałam wrażenie, że im głębiej  się znajduje, tym więcej i mocniej pragnie. Oplotłam ręce wokół jego szyi. Miałam rację. Z każdą kolejną sekundą ruszał się coraz szybciej, a ja nie mogłam się już powstrzymywać od jęków. W końcu ułożył mnie na plecach i wbijając się w moje usta, wciąż poruszał biodrami. Ustami zszedł do moich piersi i językiem pieścił moje sutki. Wplotłam palce w jego włosy i wczuwałam się w każde pchnięcie. Nie musiałam nic mówić, kiedy pragnęłam by kochał mnie mocniej i szybciej. Wystarczyło, że spojrzał na moją twarz. Uśmiechał się wtedy i jego ruchy były agresywniejsze. Nie potrafiłam złapać tchu, nie panowałam nad głośnością swoich reakcji. W pewnym momencie krzyknęłam tak głośno, że ułożył dłoń na moich ustach i wyszczerzył się.

Chwyciłam go za ramiona i zwinnym ruchem sprawiłam, że teraz to ja byłam na górze. Złapał mnie za biodra, a ja zaczęłam poruszać się powoli w górę i w dół. Oczywiście, z każdą kolejną sekundą robiłam to coraz szybciej, podpierając się rękoma o jego klatkę piersiową. Nie mam pojęcia ile trwał nasz seks, ale na zewnątrz zaczęło się rozjaśniać. Do ostatecznej ekstazy doszliśmy niemalże w tym samym momencie. Wykończona opadłam na jego ciało. Odetchnęłam i oboje staraliśmy się opanować nasze przyśpieszone oddechy. Ułożył dłoń na moich włosach i powoli głaskał. Trzymając twarz na jego torsie, ukradkiem składałam subtelne pocałunki w miejscach gdzie miał tatuaże.

- kocham cię. - wyszeptał, a ja, mimo iż nie widziałam jego twarzy, byłam pewna, że szczerzy się teraz jak głupi do sera.
- a ja ciebie. - odpowiedziałam po chwili i odetchnęłam głośno.
- co? - rzucił.
- ale co? - spojrzałam na niego, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
- co tak wzdychasz? to przez moje niesamowite umiejętności? - spytał poważnym tonem.
- no pewnie. - zaśmiałam się, całując go w czoło. Podniosłam się powoli i ruszyłam w stronę łazienki. Odwróciłam się jeszcze na chwilę. Leżał z rękami pod głową i dumną miną. - nie wiem czy dzięki tym twoim umiejętnością, Frankie nie będzie miał rodzeństwa. - stwierdziłam i weszłam do łazienki.
- co?! - krzyknął za mną, a ja się jedynie zaśmiałam. Spojrzałam w lustro, a w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Louis. Objął mnie w pasie i ucałował w kark.
- ja bym się nie obraził gdybyś urodziła mi piękną córkę. - stwierdził i wyszczerzył się do mojego odbicia.
- jesteś głupi. - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę kabiny prysznicowej, a on ruszył za mną.

~*~

Po południu w końcu zadzwoniłam do Zo, by powiadomić ją o zaręczynach. Przyznam się szczerze, że przez późniejsze godziny wciąż bolało mnie ucho, po pisku jaki usłyszałam ze strony Zoey. Jestem pewna, że w bardzo krótkim czasie wszyscy nasi przyjaciele dowiedzieli się o tym co zrobił Louis. 

W Wenecji spędziliśmy jeszcze kilka dni. Było naprawdę niesamowicie. Przez kolejne dni Lou wrócił do swojego dawnego zachowania i nie było już tak romantycznie. Mnie to jednak nie przeszkadzało, bo nie lubię zbytniej słodkości i przesadzania w takich sprawach. 

Przechadzaliśmy się ulicami miasta, śmialiśmy się, Louis czasem mi śpiewał. Zdarzyło się oczywiście, że natknęliśmy się na fanki. Wszystkie spotkane tam osoby były niesamowicie miłe i przyjazne. Zdziwiłam się, kiedy jedna z dziewczyn chciała zrobić sobie zdjęcie właśnie ze mną. Wzruszyłam ramionami i zgodziłam się z uśmiechem. 

- życzymy wam szczęścia! i przekażcie synkowi buziaki od Directionerek z Wenecji! - krzyknęła ta sama dziewczyna, która chciała zdjęcie ze mną. Uśmiechnęliśmy się i pożegnaliśmy. Byłam w pozytywnym szoku. Nie sądziłam nigdy, że fanki chłopców będą tak przemiłe. Oczywiście nie zakładałam, że wszystkie z nich to zazdrosne zołzy, ale żeby być aż tak niesamowicie uroczym? 

- widzisz? ciebie też kochają. - stwierdził Louis, obejmując mnie ramieniem i wyszczerzając się. 
- to chyba za dużo powiedziane.
- nie gadaj, tylko chodźmy coś zjeść pani Tomlinson. - rzucił poważnym tonem i ruszyliśmy w stronę pobliskiej restauracji. 

~*~

Wróciwszy do Londynu, natknęliśmy się na imprezę niespodziankę. Wszystko urządzone, nie gdzie indziej tylko u nas. Z jednej strony miałam wrażenie, że wszyscy nasi przyjaciele uważają nasz dom z jakiś dom do schadzek i imprez, ale z drugiej strony bardzo się z tego cieszyłam. Uwielbiałam spędzać z nimi czas i wybuchać niekontrolowanym śmiechem, kiedy robią z siebie idiotów. 

Bardzo stęskniłam się za Frankie'm i myślałam, że on również. Jak się okazało, nie odstępował Zayn'a na krok. Nawet nie zauważył kiedy wrócili jego prawdziwi rodzice. Spojrzałam na mulata, kiedy bawił się z małym. Zachowuje się niesamowicie i będzie świetnym ojcem. Dokładnie tak jak Harry, który zrobił z siebie drugą niańkę. Chyba muszę zgodzić się z Louis'em, że Frank będzie bożyszczem tłumów. Skoro zaczarował nawet swoich wujków i ciotki i to już od samego początku. 

 Siedzieliśmy w naszym ogródku, rozkoszując się piękną pogodą i kawą. Ja rozmawiałam z dziewczynami, a chłopcy ganiali się z Frankie'm. W pewnym momencie Louis podszedł do mnie i bez słowa podniósł z krzesła, usiadł i ułożył mnie sobie na kolanach. To samo zrobił Niall, Harry zasiadł obok Patty na trawie, na kolanach trzymając małego. Zayn usiadł przed Jo, opierając się o jej nogi, a Liam na krześle obok mnie. Odetchnęli ze zmęczenia.

- co, starość nie radość ? - zaśmiała się Jo
- oj tak, to już nie te lata to ganiania za dzieckiem. - stwierdził poważnie Zayn, po czym wszyscy wybuchli śmiechem. Zaczęliśmy rozmawiać i oczywiście temat ślubu nie mógł być pominięty. Odniosłam wrażenie, że wszyscy inni bardziej się tym ekscytują niż ja i Lou. 
- a właśnie, kogo bierzecie na świadków? - spytał Niall, wyszczerzając się cwaniacko
- zabawne, że o to pytasz - zaśmiałam się, spoglądając znacząco na ukochanego. 
- no Horan, szykuj garniturek. - stwierdził Lou, ukazując rząd białych zębów
- Zo, Niall.. chcielibyście? - uśmiechnęłam się do przyjaciół
- o matko! - rudowłosa krzyknęła tak głośno, że wszyscy aż podskoczyli. - naprawdę?
- owszem - zaśmiałam się, a chwilę potem poczułam jak dziewczyna sprawia, że tracę powietrze. 


Tygodnie mijały, a my staraliśmy się nie przedkładać przygotowań do imprezy, ponad obowiązki chłopaków. Próbowaliśmy również ukryć ślub przed mediami i innymi. Stwierdziliśmy, że wszystko odbędzie się w naszym towarzystwie. My, nasi przyjaciele i rodzina. Wszystko w kompletnej tajemnicy. 

~*~

W końcu nadszedł tak długo wyczekiwany przez nas dzień. Od świtu nie mogłam już spać. Mimo, że nie musiałam wcześnie wstawać, już od piątej byłam na nogach. Najpierw ganiałam po całym domu, wmawiając sobie, że trzeba posprzątać, że to, że tamto. Teraz już wiem, że okropnie się denerwowałam i potrzebowałam jakiegoś zajęcia. Zrobiłam sobie ogromny kubek kawy, chwytając za papierosa i nakładając na siebie bluzę Louis'a, usiadłam na tarasie. Oparłam nogi o drugie krzesło i wpatrywałam się w śpiewające ptaki. Usłyszałam szuranie i chwilę potem poczułam na policzku ciepłe usta Louis'a.

- dobry mała - rzucił zaspanym głosem
- witam
- czemu już nie śpisz? - spytał, podnosząc mnie, siadając i usadawiając mnie sobie na kolanach. 
- nie mogę..- rzuciłam, wypuszczając dym z ust.
- coś się stało? - przeszył mnie swoimi pięknymi oczami. 
- chyba się denerwuję..
- czym?
- no ślubem..
- a to dziś? - udał poważny to, za co dostał ode mnie w głowę - żartowałem - zaśmiał się, masując miejsce, w które dostał i całując mnie. - nie ma się co denerwować. Już dzisiejszego wieczoru będziesz dumną panią Tomlinson - wyszczerzył się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i odetchnęłam. Kolejne paręnaście minut przesiedzieliśmy w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem i pięknym dniem.


Przez połowę dnia, nie mogłam włożyć nic do ust. Jeszcze nigdy aż tak bardzo niczym się nie denerwowałam. Trzy godziny przed ślubem ruszyliśmy w drogę. Rozłożyliśmy się w salce obok kościoła, przeznaczonej właśnie dla par młodych. Chłopaki porwali Louis'a, Zayn zajął się Frank'iem, a mną dziewczyny. Po przebraniu się w suknię, stanęłam przed wielkim lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Jo składała kosmetyki, a Zoey dokonywałam ostatnich poprawek w moim wyglądzie. Ja stałam bez ruchu i powoli oddychając, starałam się uporządkować myśli. Nagle usłyszałyśmy pukanie i sekundę później, w pokoju pojawiła się Patty. Ubrana w czerwoną, dopasowaną, krótką sukienkę. Wyglądała zjawiskowo. Właśnie wtedy przypomniałam sobie, co stało się rok wcześniej. 

- nie denerwuj się. - uśmiechnęła się do mnie, widząc moją minę. - nie chce ci spieprzyć tego dnia. - rzuciła, podchodząc bliżej mnie. Ułożyła dłonie na moich ramionach i ponownie uśmiechnęła się do mojego odbicia. - wyglądasz ślicznie. 
- dziękuję. - wyszeptałam. Mimo, że się pogodziłyśmy, że wszystko wydawało się być w porządku, ja wciąż miałam wrażenie, że zaraz znów stanie się coś złego. 
- widzę, że mi nie wierzysz.
- nie, dlaczego..
- po prostu to widać. - przerwała mi, odwracając mnie przodem do siebie. - Ana chciałam ci podziękować.
- co? - uniosłam brew ze zdziwienia. Uśmiechnęła się do mnie i odgarnęła za ucho kosmyk, który opadł mi na czoło.
- cieszę się, że poznałam Harry'ego. Wcześniej tego nie doceniałam, a teraz już wiem, że to wyjątkowy koleś. 
- ja.. um.. cieszę się. - odwzajemniłam uśmiech. - mam nadzieję, że wam się ułoży.
- a ja mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. Naprawdę tego pragnę. - wyszeptała, patrząc mi prosto w oczy.
- tak jak ja. - rzuciłam. Chwyciła mnie za dłonie i ścisnęła je delikatnie. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i stanął w nich Zayn i Frank.

- mamusiu! - krzyknął chłopiec i podbiegł do mnie.
- a cóż to za przystojniak? - zaśmiałam się, biorąc go na ręce. Zayn zajął się nim wyjątkowo dobrze. Ubrał go nawet  w mały, czarny garniturek  i muszkę. 
- dzięki - uśmiechnęłam się do mulata - świetnie wyglądacie.
- się wie - wypiął dumnie pierś i podszedł do Jo. 
- okej, idę sprawdzić chłopaków. - stwierdziła Zoey i wyszła z pokoju. 
- nie będę przeszkadzać. - rzuciła Patty i całując mnie w policzek również wyszła. 
- mamusiu.. - usłyszałam i spojrzałam na malucha
- co tam?
- slicnie wyglądas - wyszczerzył się, tym samym wyglądając zupełnie jak własny ojciec
- ale bajerant! coś chyba odziedziczył po Lou- zaśmiała się Jo. Ucałowałam Frank'a w czoło i oddałam go Zayn'owi.
- my też już pójdziemy. Chcesz pewnie odsapnąć przed wielką chwilą. - zaczęła blondynka i podeszła do mnie. Chwyciła mnie za dłonie i ściskając je lekko, ucałowała mnie w policzek.
- tylko się nie denerwuj mała. - dodał Zayn i ucałował mnie w czoło. 


Zostałam sama. Odwróciłam się do lustra i odetchnęłam. To dziś. Ten dzień. Najważniejszy w moim życiu. Tylko dlaczego nie czuję się szczęśliwa? Dlaczego wciąż mam jakieś wątpliwości, których sama nie potrafię zrozumieć? Ułożyłam dłoń na brzuchu i zmrużyłam oczy. Poczułam okropny ból. Zacisnęłam zęby i poczułam jak powoli tracę przytomność.

- Chciałem jeszcze... - usłyszałam znajomy głos. Zanim opadłam bezwiednie na podłogę, poczułam jak silne ramiona Zayn'a łapią mnie w ostatniej chwili. - mała.. - szepnął. Wziął mnie na ręce i usadził na krześle. Kucnął na przeciwko i odgarnął kosmyk włosów, opadający na moje czoło. 

- co się dzieje? - spytał z troską
- nie wiem.. chyba za bardzo się denerwuję..
- no i czym? Przestań. - posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. - to twój dzień. Twój i Louis'a. Macie być szczęśliwi. Bo wszystko się układa. 
- ale Zayn..
- kochasz go? - przerwał mi, układając palec na moich ustach.
- najbardziej.
- więc nie ma co kombinować. - zaśmiał się. - jak się czujesz?
- już lepiej, dziękuję. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do mulata.
- Horan! czy ty jesteś niepoważny?! - usłyszeliśmy krzyk.
- co jest? - zdziwiłam się.
- chyba mały coś przeskrobał - zaśmiał się Zayn, podnosząc się i podając mi dłoń. 

Wstałam, poprawiłam sukienkę i ruszyliśmy w stronę drzwi. To co zobaczyłam sprawiło, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Niall uciekał przed wkurzoną Zoey z szerokim uśmiechem na twarzy.

- kochanie, ja tylko żartowałem! mam je! - krzyczał, starając się powstrzymać od śmiechu.
- ty pajacu! przez ciebie dostanę zawału! - krzyczała, biegnąc za blondynem na bosaka i wymachując rękoma. 
- o co poszło? - spytał Zayn, kiedy tuż obok nas pojawił się Liam
- Horan zażartował, że zgubił obrączki. - rzucił, po czym oboje wybuchli śmiechem. 
- widzę, że wszystkim odwala. - stwierdziłam. Wróciłam do pokoju i po raz ostatni spojrzałam w lustro. Odetchnęłam i uśmiechnęłam się sama do siebie. W pokoju pojawiła się, już spokojniejsza, Zoey i z szerokim bananem wręczyła mi bukiet. 
- gotowa?
- gotowa. - odrzekłam i ruszyłam za rudowłosą. 



Stanęłam przed ogromnymi drzwiami kościoła, z bukietem białych stokrotek w dłoniach i zamkniętymi oczami. Odetchnęłam po raz ostatni i uchyliłam oczy. Drzwi się otworzyły. Przy samym ołtarzu stał Louis. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął szeroko. Ruszyłam przed siebie. Czułam wzrok wszystkich przyjaciół. Wcześniej czułam wątpliwości. Wcześniej denerwowałam się i bałam. Widząc jednak uśmiechniętego Lou, wszystko co męczyło moje myśli odpłynęło. Podążałam powolnym krokiem, nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu znajdę się tuż przy ukochanym.  Kątem oka zauważyłam jak siedzący na kolanach Zayn'a, Frank szczerzy się i coś mówi do mulata. Patty siedziała wraz z Harry'm i udało mi się nawet zauważyć jak dyskretnie trzymają się za dłonie. Obok Liam i John, uśmiechali się szeroko. 

W końcu dotarłam do ołtarza. Stanęłam przy Lou, a za nami znaleźli się Niall i Zoey. Przez chwilę patrzyłam ukochanemu w oczy. Odwróciliśmy się w stronę księdza, a po chwili zaczął całą ceremonię. Szczerze mówiąc, nie skupiałam się za bardzo na tym co mówi. Wolałam wpatrywać się w Louis'a, który swoją drogą wyglądał niesamowicie przystojnie. Był ubrany dokładnie w  to co Frank, tylko w większej wersji. 

Mimo, że stałam przed ołtarzem, mimo, że miałam przy sobie najcudowniejszego mężczyznę świata, wciąż nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Moje wnętrzności szalały, a ja nie potrafiłam oderwać wzroku od Louis'a. Czułam jak dyskretnie muska moją rękę, widziałam jak posyła mi swoje najpiękniejsze uśmiechy. W tamtym momencie byłam najszczęśliwszą dziewczyną we wszechświecie. W końcu przyszedł najważniejszy moment. Louis odwrócił się do mnie i chwycił mnie za dłoń. Wcześniej wziął obrączkę, którą wręczył mu Niall. Spojrzał mi głęboko w oczy.

- Ja Louis William Tomlinson biorę sobie ciebie Ano Brooks za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Oraz, że nie opuszczę cię aż do śmierci. - ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, że chyba tylko ja je usłyszałam. Uśmiechnął się i powoli wsunął srebrny krążek na mój palec. Chwilę później i ja wypowiedziałam te same słowa, wsuwając obrączkę na jego palec. Nie odrywaliśmy od siebie oczu, nie puszczał mojej dłoni. 

- w takim razie  ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. - kapłan zwrócił się do Louis'a. Nie zdążyłam nawet nic zrobić, kiedy poczułam ciepłe usta chłopaka na swoich. Chwycił moją twarz w dłonie i całował mnie tak namiętnie i tak intensywnie jak jeszcze nigdy.
- nareszcie.. pani Tomlinson.. - wyszeptał i musnął mój policzek kciukiem. 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

no i jest ostatni rozdział. ;) jednak nie żegnam się z Wami, bo został jeszcze epilog! Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Przepraszam, że ostatnia scena mi nie wyszła, ale nie potrafię tak słodko pisać. Same wiecie, że wole komplikacje. :D 
kocham i buziaczki ;* 

sobota, 3 maja 2014

84. "Wenecki sen."

* Półtora roku później *

Życie przy dziecku mija niesamowicie szybko. Nawet się nie zorientowaliśmy kiedy nadeszły drugie urodziny Frank'a. Od rana krzątałam się w kuchni, przygotowując mu wymarzony tort. Okazało się bowiem, że wujek Liam zaraził małego miłością do superbohaterów, jednak najbardziej do Batmana. Męczyłam się z dziewczynami od paru godzin ze zrobieniem tortu. Chłopcy natomiast zajmowali się małym. To znaczy Louis i Harry grali w coś na konsoli. Liam i John przygotowywali wszystko na imprezę, a Niall wylegiwał się pod drzewem wraz z Frank'iem i wciąż coś wcinał. Zayn chodził od kuchni, do ogrodu, zachowując się jak zestresowany ojciec.

- Zayn, uspokój się. z Horanem jest bezpieczny - zaśmiała się Zo, widząc zdenerwowanie mulata.
- chciałbym w to wierzyć. - zabrzmiał bardzo poważnie, jednak po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem. 

Miałam szczęście, że Zo, Jo i Patt mi pomagały bo w takim haosie jaki zapanował chwilę później, mogłabym zwariować. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje moją nogę. 

- mamusiu! ziobac co mi Li dał! - usłyszałam słodki głosik swojego syna. Spojrzałam w dół. Mały wypinał dumnie pierś, ukazując koszulkę, którą dostał od chłopaków. 

- no pięknie. Przystojniak - zaśmiałam się, czochrając jego włoski. On uśmiechnął się i zrobił dziwną minę. Zaraz potem w kuchni pojawił się Lou i od razu chwycił małego na ręce, bawiąc się z nim i łaskocząc. Frank zaczął się śmiać i myślałam, że zaraz się popłacze. Swoja drogą jego śmiech był identyczny, jak śmiech Louis'a. Chłopiec spojrzał na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami, a chwilę potem został porwany przez ojca do ogrodu. Przez ostatni rok, Frank bardzo się zmienił. Był coraz bardziej podobny do Lou. Nawet oczy, wcześniej całkowicie brązowe, teraz zrobiły się niebiesko - zielone. Cieszyłam się, bo w takim wydaniu wyglądał o wiele bardziej uroczo. I jak powtarzał Lou, w przyszłości na pewno będzie miał branie. 

Jak się okazało, zabrakło nam produktów, więc postanowiłyśmy wysłać Harry'ego i Lou do sklepu. Frank wrócił do Niall'a, Zayn zajął się pomaganiem w przygotowaniach, a my kontynuowałyśmy gotowanie. 

~ Zayn ~

Krzątałem się właśnie przy stole, pomagając chłopakom, kiedy usłyszałem krzyk. 

- Ziajn! Ziajn! – krzyczał Frankie, biegając po ogrodzie i trzymając się za głowę
- co jest mały? – przerażony wybiegłem na taras.
- wujek Niall zjadł mi obiadek! – krzyknął, wskazując na oblizującego się blondyna, siedzącego pod drzewem
- och. – zaśmiałem się i chwyciłem malca na ręce.
- Horan czyś ty zwariował? – rzuciłem, podchodząc do przyjaciela
- o co chodzi? – Niall spojrzał na mnie oczami szczeniaka
- zerzarłeś dziecku jedzenie?!
- no co.. dobre było no..
- stary, przecież to była kaszka.. dla małych dzieci.. – spojrzałem na blondyna z politowaniem
- no co ja poradzę, że było dobre! – oburzył się
- Hojan zły! – krzyknął nagle obrażony Frankie
- no przestań, chodź, dam ci coś lepszego mały!- blondyn wyszczerzył się i zabrał mi chłopczyka.
- a cio? – spytał zaciekawiony chłopiec, a na jego twarzy pojawił się uśmiech
- niespodzianka! Ale zaufaj wujkowi, bo zna się na rzeczy! – udał poważnego i poniósł Frankie’go do domu.

- co ja się z nimi mam.. – pokręciłem głową, odetchnąłem i wróciłem do środka. 

Kiedy już wszystko przygotowaliśmy, zasiedliśmy przy stole i po zaśpiewaniu "sto lat", Frank zdmuchnął świeczki. Louis cieszył się zupełnie tak jak jego syn, jednak w jego oczach widziałem, że jest cholernie dumny z tak dużego synka. Uśmiechnąłem się pod nosem i objąłem Jo. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy myślałem o dzieciach, musiałem mieć ją bardzo blisko siebie. Spojrzała na mnie z uśmiechem i obdarowała czułym buziakiem. 

Widziałem jak Horan stara się panować nad rzuceniem na wszystko co było na stole. Nigdy jeszcze nie widziałem, by jego oczy tak bardzo błyszczały. Dziewczyny chyba przesadziły z ilością pysznego jedzenia. Kiedy praktycznie wszystko zniknęło ze stołu, rozłożyliśmy się na podłodze, a Frankie zaczął rozpakowywać prezenty. Z każdego kolejnego cieszył się jeszcze bardziej. Od swojego ojca dostał między innymi strój supermana, który od razu na siebie włożył. Od Niall'a i Zo dostał mały mikrofon, by mógł kontynuować swoją wokalną karierę i duży koszyk jedzenia. Ciekawe kto wybierał to drugie. Nie ma sensu wymieniać wszystkich prezentów, bo było ich naprawdę sporo. Dopiero później stwierdziłem, że wszyscy chyba za bardzo rozpieszczamy Frankie'go. 

Ten dzień był jednym z najlepszych. Wieczorem zasiedliśmy przy małym ognisku, śpiewaliśmy, opowiadaliśmy małemu bajki, wygłupialiśmy się. Frankie cieszył się dosłownie ze wszystkiego. Kiedy stawał przy Lou, wydawało mi się, że są identyczni. I nie chodzi mi tu tylko o wygląd. Spojrzałem na Anę i stwierdziłem w myślach, że naprawdę jej współczuję. Posiadanie w domu dwóch, wiecznie śmiejących się pajaców nie jest proste. 


***

Mijały tygodnie, a Louis zachowywał się coraz dziwniej. Przez trzy dni, wychodził rano i wracał po południu, później wykonywał jakieś tajemnicze telefony, których nie miałam prawa słyszeć. Byłam naprawdę ciekawa o co może mu chodzić. Czyżby mnie zdradzał? To była myśl, która przeleciała mi przez głowę tylko raz, jednak bardzo się tego przestraszyłam. 

Pewnego dnia, kiedy zostawiłam Frankie'go, bawiącego się we własnym pokoju, postanowiłam porozmawiać z Lou. Jego zachowanie było dziwne i musiałam poznać jego powód. 

- Louis? - rzuciłam, wchodząc do sypialni. Chłopak stał przy szafie i grzebał w niej, nucąc coś pod nosem. Kiedy go zawołałam, odwrócił się z uśmiechem.
- tak mała?
- możemy pogadać? - spytałam, siadając na łóżku.
- no pewnie. A coś się stało? - uniósł brew ze zdziwienia i zajął miejsce obok mnie. 
- możesz mi powiedzieć co się dzieje?
- hm?
- ostatnio strasznie dziwnie się zachowujesz. Loui, czy ja powinnam o czymś wiedzieć? - spojrzałam w jego jasne tęczówki, a moje serce przyśpieszyło. 
- naprawdę? przepraszam. Nawet tego nie zauważam. Nic się nie stało. - rzucił, robiąc przy tym tak poważną minę, że poczułam w sobie ogromny niepokój. Czyżbym miała racje? Odetchnął i uśmiechnął się do mnie. 

- Lou. - przeszyłam go wzrokiem, przygryzając ze zdenerwowania wargę. 
- An, spokojnie. - zbliżył się do mnie. - nie martw się, nie mam nikogo na boku. - zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
- to nie jest śmieszne. - stwierdziłam poważnym tonem, zrzucając jego rękę. 
- kochanie. - zaczął. Złapał moją twarz w dłonie i musnął kciukami moje policzki. Z jego twarzy wciąż nie znikał niesamowity uśmiech. - Kocham tylko ciebie. - wyszeptał, po czym wbił się w moje usta. Przez sekundę wpadło mi do głowy by go odepchnąć, nie chciałam tak szybko ulegać. Jednak kiedy wczułam się w smak i ciepło jego ust, stałam się kompletnie bezbronna. 

Całował moje wargi, raz na jakiś czas podgryzając. Zszedł na policzki. Kiedy je całował, uśmiechałam się. Musnął kąciki moich ust kciukami i kreśląc mokre ślady, zszedł na moją szyję. Poczułam jak powoli ściąga ze mnie bluzkę i delikatnie popycha  na łóżko, a jego dłonie zaczynają błądzić po moim ciele. Zmrużyłam oczy i wczuwałam się w dotyk jego rozgrzanych ust, które teraz całowały moje obojczyki. Wsunęłam zimną dłoń pod jego koszulkę. Zadrżał, jednak nie zaprzestał całowania. Zszedł na mój brzuch i językiem, kreślił na nim mokre ślady. Wplotłam palce w zmierzwione włosy chłopaka i poczułam jak się uśmiecha. Jego dłonie delikatnie ściskały moje piersi, a usta powoli schodziły niżej. Z sekundy na sekundę straciłam spodnie. Całował moje uda i szukał wzrokiem moich oczu. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się i odchylił delikatnie turkusowy materiał moich majtek. W następnej chwili poczułam niesamowitą przyjemność, kiedy jego język zaczął powoli poruszać się w moim wnętrzu. 


***

Kolejne dni, mnóstwo koncertów, wywiadów, sesji zdjęciowych. Pędziliśmy ze wszystkim na łeb, na szyję. Tylko dlatego, że chłopcy chcieli pozałatwiać jak najwięcej przed dłuższym urlopem. Wszystko szło
świetnie, niesamowite sesje zdjęciowe, cudowne wrażenia z koncertów. Oczywiście na każdym wspierałam chłopaków wraz z małym. Staliśmy za sceną, a mnie ledwo udawało się utrzymać Frank'a przed wybiegnięciem na scenę i daniem czadu z tatusiem i wujkami. Patrzyłam to na niego, to na chłopaków i z przerażeniem stwierdzałam, że zaczyna zachowywać się dokładnie tak jak oni, biegając i wariując.

Pewnego dnia, wróciliśmy całą trójką do domu. Nakarmiłam Frank'a, wspólnie go wykąpaliśmy i ułożyliśmy do snu. Po wszystkim, wykończeni, lecz szczęśliwi, opadliśmy na łóżko.

- kochanie.. - zaczął Lou. Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco. - masz jeszcze siłę..?
- o nie, nawet o tym nie myśl. Jestem zmachana. Żadnego seksu. - rzuciłam szybko. 
- nie o to mi chodziło. - zaśmiał się, łapiąc mnie za dłoń i przykładając ją do swoich ust, ucałował ją delikatnie.
- to o co?
- ufasz mi? - spytał cicho, podnosząc się i spoglądając mi prosto w oczy.
- owszem. Ale..
- cieszę się. - ucałował mnie w nos. - w takim razie pakuj się.
- co? - podniosłam się tak gwałtownie, że uderzyłam go głową w czoło. - wyrzucasz mnie? - w odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech. Lou patrzył na mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy i masował czoło.
- przepraszam. - wyszeptałam i ucałowałam go w bolące miejsce. - ale o co chodzi?
- po prostu się spakuj. Zaufaj mi. - wyszeptał i musnął moje usta. Wstałam powoli i bez żądnego słowa, schyliłam się i wyciągnęłam spod łóżka walizkę. Stanęłam przed szafą i zaczęłam zastanawiać się co tak właściwie mam spakować. Przecież nie wiedziałam o co chodzi Louis'owi.

- ko..
- weź jakieś lekkie rzeczy. - przerwał mi z uśmiechem. Przytaknęłam głową i wróciłam wzrokiem do szafy. Kiedy w niej grzebałam, poczułam jak dłonie chłopaka oplatają moją talię, a jego usta delikatnie pieszczą skórę na mojej szyi. 


Następnego ranka doznałam prawdziwego szoku. To Louis wstał wcześniej i to on mnie obudził. Swoją drogą, wybrał bardzo przyjemny sposób. Całował moją twarz cholernie delikatnie, dopóki nie otworzyłam oczu. 

- dobry mała. - wyszeptał, kiedy w końcu zmusiłam się do uchylenia powiek. 
- coś się stało? - spytałam zaspanym głosem.
- czemu od razu zakładasz, że coś się stało? - uśmiechnął się
- bo wstałeś przede mną? nie mogłeś spać? - pytałam, siadając na łóżku.
- tak jakoś wyszło. - wyszczerzył się tajemniczo. - zamknij na chwilę oczy. 
- słucham? - uniosłam brew ze zdziwienia
- no zamknij, nie gadaj - zaśmiał się. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to o co prosił. 

Poczułam jak chłopak kładzie coś na moich kolanach. Kiedy pozwolił mi otworzyć oczy, doznałam kolejnego szoku. Na moich kolanach leżała tacka, na której był talerz z grzankami, szklanka soku, miseczka z truskawkami i malutki wazon z moim ulubionym, białym gerberem.

- o boże.. - wyszeptałam, zakrywając usta. Nigdy wcześniej Lou nie zrobił mi śniadania do łózka. Byłam totalnie zaskoczona i szczęśliwa. 
- aż tak źle? starałem się, żeby nie były spalone.. - rzucił, drapiąc się po tyle głowy i robiąc głupią minę. Ostrożnie odłożyłam tackę i rzuciłam się na chłopaka. Całowałam go, przytulałam i wciąż nie mogłam uwierzyć w ten piękny gest. 
- to chyba znaczy, że się podoba. - stwierdził ze śmiechem i musnął opuszkiem palca mój policzek. 


Później okazało się, że muszę ogarnąć się i dopakować w dwie godziny. Louis stał nade mną i popędzał, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana. Nie dość, że nie jest łaskaw wyjaśnić mi o co chodzi, to jeszcze ma czelność mnie poganiać.

- Lou, przyrzekam, jeśli jeszcze raz coś powiesz to cię zatłukę. - chciałam powiedzieć coś jeszcze, jednak chłopak przerwał mi, wbijając się w moje usta.

Po parunastu minutach rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Kiedy otworzyłam, przywitał mnie wesoły Zayn. Ucałowaliśmy się na powitanie i zaprosiłam go do środka.

- co tu robisz? - spytałam kiedy wszedł głębiej. Mulat spojrzał na przyjaciela.
- przyjechałem po małego, a przy okazji odwiozę was na lotnisko. - stwierdził.
- co? - spytałam cicho. W tym samym momencie, do pokoju wbiegł Frank i rzucił się Zayn'owi na ręce. 
- chodźmy już. - stwierdził Lou, chwytając za nasze walizki. Wciąż ogłupiała, ruszyłam za chłopakami. Wsiedliśmy do samochodu i parę minut później jechaliśmy już w stronę lotniska. 


Docierając na miejsce, Lou wziął Frank'a na ręce, mnie chwycił za dłoń i nakazał Zayn'owi wziąć nasze bagaże. Byłam zdziwiona, że nie natknęliśmy się na ani jedną fankę. Dotarliśmy do odpowiedniego miejsca i Louis zaczął żegnać się z małym. Później i ja pożegnałam się z synkiem, po którym nie było widać nutki smutku. Wyglądało na to, że bardzo cieszy się z zostania z wujkiem Malikiem. Pożegnaliśmy się z Zayn'em i ruszyliśmy do samolotu.

- Tomlinson. - zaczęłam, nie wytrzymując dłużej tej tajemniczości - mógłbyś mi w końcu powiedzieć gdzie lecimy i co tu się dzieje?
- wszystko w swoim czasie kochanie. - posłał mi szeroki uśmiech i usadowił się wygodnie w fotelu obok mnie. Wzruszyłam jedynie ramionami i oparłam głowę o wygodny zagłówek. Wiedząc, że i tak nic nie uda mi się wyciągnąć z mojego upartego mężczyzny, postanowiłam się zdrzemnąć. 


Obudził mnie szept Louisa. Uniosłam głowę i przetarłam oczy. Wyjrzałam przez okno, a widok sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Spojrzałam na chłopaka. Siedział z dumnie wypiętą piersią i uśmiechał się. 

Kiedy wyszliśmy w końcu na ulicę, zaciągnęłam się świeżym powietrzem i ponownie spojrzałam na Lou.

- witam w Wenecji piękna. Niespodzianka! - krzyknął i wbił się w moje usta. Odrzuciłam torbę na ziemię i oplotłam ręce wokół jego szyi. Nie mogłam uwierzyć, że odstawił taką szopkę, by przywieźć mnie właśnie tutaj. Do miasta, o którym zawsze marzyłam. Poczułam jak tracę grunt pod stopami. Kiedy Louis mnie podniósł, oplotłam nogi wokół jego bioder i wplotłam palce w jego misternie ułożoną fryzurę. 
- Kocham cię. - wyszeptałam do jego ucha, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy.
- a ja kocham ciebie. - odrzekł i pocałował mnie w nos. 

Docierając do hotelu, który jak się okazało, Louis załatwił z ogromnym wyprzedzeniem, doznałam kolejnego, tego dnia szoku. Hotel był bowiem w najpiękniejszym miejscu w mieście. Pokój był niesamowicie gustownie urządzony, a widok z małego balkoniku zapierał dech w piersiach. Pod jedną ze ścian ogromnego pokoju stało wielkie, drewniane łoże z baldachimem. Satynowa, jasna pościel i miękkie poduszki. Na środku pokoju stał zgrabny, szklany stoliczek, na którym ustawiony był wazon ze świeżymi kwiatami. Podeszłam do niego i zaciągnęłam się pięknym zapachem. Ściągnęłam buty i wolnym krokiem podeszłam do balkoniku. Odsłoniłam długie, kremowe zasłony i wyszłam na zewnątrz. Wszystko tutaj było tak niesamowicie piękne. Poczułam na swoich biodrach dłonie chłopaka, a zaraz potem jego brodę na swoim ramieniu.

- i jak? - spytał cicho.
- zachwycająco. Przepięknie. - mówiłam, ledwo łapiąc powietrze. 
- cieszę się. - rzucił i ucałował mnie w policzek.


***

Cały dzień przechodziliśmy po mieście. Pływaliśmy gondolą, jedliśmy w najbardziej romantycznej restauracji i podziwialiśmy niesamowite widoki. Późnym popołudniem wróciliśmy do hotelu i zalegliśmy na łóżku. Włączyliśmy telewizor i oglądając to co właśnie leciało, komentowaliśmy i śmialiśmy się. Przecież i tak żadne z nas nie zna włoskiego. 

Kiedy nadszedł wieczór, Lou wygramolił się z łóżka i oświadczył mi, żebym się ubierała, bo gdzieś mnie zabiera. Nie mając za wiele do powiedzenia, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w białą koszulkę i jasne szorty. Zrobiłam delikatny makijaż i rozpuściłam włosy. 

Kiedy wyszliśmy z hotelu Louis zawiązał mi oczy, co spotkało się z ogromnym niezadowoleniem z mojej strony. W końcu postanowiłam dać mu szansę i pozwoliłam mu na to co zaplanował. Nie szliśmy długo, kiedy poczułam jak chłopak staje tuż za mną i powoli ściąga opaskę z moich oczu. Kiedy przyzwyczaiłam się do ciemności nocy, rozejrzałam się po okolicy. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy zorientowałam się, że stoimy na małym mostku, a przed nami rozciąga się panorama rozświetlonego miasta. Spojrzałam na Lou, który ponownie tego dnia wypiął pierś z dumą. 

- ale tu pięknie.. - wyszeptałam, wracając wzrokiem do widoków. 
- owszem. Ale to ty jesteś tutaj najpiękniejsza. - rzucił chłopak i stając za mną, oplótł moje biodra dłońmi. 

Uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam w niego. Staliśmy chwilę w milczeniu, a ja słyszałam jedynie szum wody i jego spokojny oddech. 

- kocham cię. - szepnęłam w końcu. Zamiast odpowiedzi, poczułam jak Lou odwraca mnie przodem do siebie. Ułożył dłonie na mojej twarzy i spojrzał mi głęboko w oczy. Odetchnął i uśmiechnął się. Chwycił mnie za dłoń i przyłożył ją sobie do ust. Całował jej wewnętrzną stronę, przechodząc do nadgarstka i nie odrywając ode mnie wzroku. Zmrużyłam oczy, wczuwając się w jego delikatny dotyk. Kiedy jednak je uchyliłam, moje serce stanęło. Louis klęczał tuż przede mną, wciąż ściskając delikatnie moją dłoń i wpatrując się w moją twarz.

- Loui, co ty..
- An.. - przerwał mi, składając buziaka na mojej dłoni. - wiem, że już kiedyś to robiłem, ale dziś denerwuję się jeszcze bardziej. - ścisnął moją dłoń i odetchnął. - Ano Brooks, jesteś kobietą mojego życia. Najcudowniejszą i najpiękniejszą. Dałaś mi ślicznego syna. Nawet sobie nie wyobrażasz jak szczęśliwy teraz jestem, że mogę być tutaj, właśnie z tobą. Bo to ty jesteś osobą, z którą chciałbym iść przez resztę życia. Chciałbym wychowywać z tobą naszego synka i widzieć co dzień twój piękny uśmiech. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham cię, tak cholernie mocno, że nie jestem w stanie oddychać, kiedy nie ma cię przy mnie. Dlatego chciałbym cię o coś spytać. - przerwał, a ja czułam jak moje serce przyśpiesza i robi mi się coraz goręcej. - An, wyjdziesz za mnie? 

Stałam bez ruchu, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Wpatrywałam się w jego niesamowite oczy, a moje serce rosło.

- An? - szepnął, a jego mina zmieniła się na smutną. Odetchnęłam i uśmiechnęłam się. Chwyciłam go za ręce i podniosłam. Kiedy jego oczy znalazły się na wysokości moich, ułożyłam dłoń na jego rozgrzanym policzku i zbliżyłam się.
- tak, Loui. - wyszeptałam. W jednym momencie poczułam jak tracę grunt pod stopami. Chłopak wziął mnie na ręce i obkręcił wokół własnej osi. Przez cały ten czas całował mnie namiętnie.
- och, przestań bo zaraz mi się w głowie zakręci - zaśmiałam się, kiedy oderwałam się od jego ust. Ustawił mnie ostrożnie i z kieszeni wyjął małe pudełeczko. Kiedy je otworzył, moim oczom ukazał się ten sam pierścionek co kiedyś.
- mam nadzieję, że już więcej mi go nie zwrócisz. - uśmiechnął się i ostrożnie wsunął go na mój palec, po czym ucałował moją dłoń.