sobota, 3 maja 2014

84. "Wenecki sen."

* Półtora roku później *

Życie przy dziecku mija niesamowicie szybko. Nawet się nie zorientowaliśmy kiedy nadeszły drugie urodziny Frank'a. Od rana krzątałam się w kuchni, przygotowując mu wymarzony tort. Okazało się bowiem, że wujek Liam zaraził małego miłością do superbohaterów, jednak najbardziej do Batmana. Męczyłam się z dziewczynami od paru godzin ze zrobieniem tortu. Chłopcy natomiast zajmowali się małym. To znaczy Louis i Harry grali w coś na konsoli. Liam i John przygotowywali wszystko na imprezę, a Niall wylegiwał się pod drzewem wraz z Frank'iem i wciąż coś wcinał. Zayn chodził od kuchni, do ogrodu, zachowując się jak zestresowany ojciec.

- Zayn, uspokój się. z Horanem jest bezpieczny - zaśmiała się Zo, widząc zdenerwowanie mulata.
- chciałbym w to wierzyć. - zabrzmiał bardzo poważnie, jednak po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem. 

Miałam szczęście, że Zo, Jo i Patt mi pomagały bo w takim haosie jaki zapanował chwilę później, mogłabym zwariować. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje moją nogę. 

- mamusiu! ziobac co mi Li dał! - usłyszałam słodki głosik swojego syna. Spojrzałam w dół. Mały wypinał dumnie pierś, ukazując koszulkę, którą dostał od chłopaków. 

- no pięknie. Przystojniak - zaśmiałam się, czochrając jego włoski. On uśmiechnął się i zrobił dziwną minę. Zaraz potem w kuchni pojawił się Lou i od razu chwycił małego na ręce, bawiąc się z nim i łaskocząc. Frank zaczął się śmiać i myślałam, że zaraz się popłacze. Swoja drogą jego śmiech był identyczny, jak śmiech Louis'a. Chłopiec spojrzał na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami, a chwilę potem został porwany przez ojca do ogrodu. Przez ostatni rok, Frank bardzo się zmienił. Był coraz bardziej podobny do Lou. Nawet oczy, wcześniej całkowicie brązowe, teraz zrobiły się niebiesko - zielone. Cieszyłam się, bo w takim wydaniu wyglądał o wiele bardziej uroczo. I jak powtarzał Lou, w przyszłości na pewno będzie miał branie. 

Jak się okazało, zabrakło nam produktów, więc postanowiłyśmy wysłać Harry'ego i Lou do sklepu. Frank wrócił do Niall'a, Zayn zajął się pomaganiem w przygotowaniach, a my kontynuowałyśmy gotowanie. 

~ Zayn ~

Krzątałem się właśnie przy stole, pomagając chłopakom, kiedy usłyszałem krzyk. 

- Ziajn! Ziajn! – krzyczał Frankie, biegając po ogrodzie i trzymając się za głowę
- co jest mały? – przerażony wybiegłem na taras.
- wujek Niall zjadł mi obiadek! – krzyknął, wskazując na oblizującego się blondyna, siedzącego pod drzewem
- och. – zaśmiałem się i chwyciłem malca na ręce.
- Horan czyś ty zwariował? – rzuciłem, podchodząc do przyjaciela
- o co chodzi? – Niall spojrzał na mnie oczami szczeniaka
- zerzarłeś dziecku jedzenie?!
- no co.. dobre było no..
- stary, przecież to była kaszka.. dla małych dzieci.. – spojrzałem na blondyna z politowaniem
- no co ja poradzę, że było dobre! – oburzył się
- Hojan zły! – krzyknął nagle obrażony Frankie
- no przestań, chodź, dam ci coś lepszego mały!- blondyn wyszczerzył się i zabrał mi chłopczyka.
- a cio? – spytał zaciekawiony chłopiec, a na jego twarzy pojawił się uśmiech
- niespodzianka! Ale zaufaj wujkowi, bo zna się na rzeczy! – udał poważnego i poniósł Frankie’go do domu.

- co ja się z nimi mam.. – pokręciłem głową, odetchnąłem i wróciłem do środka. 

Kiedy już wszystko przygotowaliśmy, zasiedliśmy przy stole i po zaśpiewaniu "sto lat", Frank zdmuchnął świeczki. Louis cieszył się zupełnie tak jak jego syn, jednak w jego oczach widziałem, że jest cholernie dumny z tak dużego synka. Uśmiechnąłem się pod nosem i objąłem Jo. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy myślałem o dzieciach, musiałem mieć ją bardzo blisko siebie. Spojrzała na mnie z uśmiechem i obdarowała czułym buziakiem. 

Widziałem jak Horan stara się panować nad rzuceniem na wszystko co było na stole. Nigdy jeszcze nie widziałem, by jego oczy tak bardzo błyszczały. Dziewczyny chyba przesadziły z ilością pysznego jedzenia. Kiedy praktycznie wszystko zniknęło ze stołu, rozłożyliśmy się na podłodze, a Frankie zaczął rozpakowywać prezenty. Z każdego kolejnego cieszył się jeszcze bardziej. Od swojego ojca dostał między innymi strój supermana, który od razu na siebie włożył. Od Niall'a i Zo dostał mały mikrofon, by mógł kontynuować swoją wokalną karierę i duży koszyk jedzenia. Ciekawe kto wybierał to drugie. Nie ma sensu wymieniać wszystkich prezentów, bo było ich naprawdę sporo. Dopiero później stwierdziłem, że wszyscy chyba za bardzo rozpieszczamy Frankie'go. 

Ten dzień był jednym z najlepszych. Wieczorem zasiedliśmy przy małym ognisku, śpiewaliśmy, opowiadaliśmy małemu bajki, wygłupialiśmy się. Frankie cieszył się dosłownie ze wszystkiego. Kiedy stawał przy Lou, wydawało mi się, że są identyczni. I nie chodzi mi tu tylko o wygląd. Spojrzałem na Anę i stwierdziłem w myślach, że naprawdę jej współczuję. Posiadanie w domu dwóch, wiecznie śmiejących się pajaców nie jest proste. 


***

Mijały tygodnie, a Louis zachowywał się coraz dziwniej. Przez trzy dni, wychodził rano i wracał po południu, później wykonywał jakieś tajemnicze telefony, których nie miałam prawa słyszeć. Byłam naprawdę ciekawa o co może mu chodzić. Czyżby mnie zdradzał? To była myśl, która przeleciała mi przez głowę tylko raz, jednak bardzo się tego przestraszyłam. 

Pewnego dnia, kiedy zostawiłam Frankie'go, bawiącego się we własnym pokoju, postanowiłam porozmawiać z Lou. Jego zachowanie było dziwne i musiałam poznać jego powód. 

- Louis? - rzuciłam, wchodząc do sypialni. Chłopak stał przy szafie i grzebał w niej, nucąc coś pod nosem. Kiedy go zawołałam, odwrócił się z uśmiechem.
- tak mała?
- możemy pogadać? - spytałam, siadając na łóżku.
- no pewnie. A coś się stało? - uniósł brew ze zdziwienia i zajął miejsce obok mnie. 
- możesz mi powiedzieć co się dzieje?
- hm?
- ostatnio strasznie dziwnie się zachowujesz. Loui, czy ja powinnam o czymś wiedzieć? - spojrzałam w jego jasne tęczówki, a moje serce przyśpieszyło. 
- naprawdę? przepraszam. Nawet tego nie zauważam. Nic się nie stało. - rzucił, robiąc przy tym tak poważną minę, że poczułam w sobie ogromny niepokój. Czyżbym miała racje? Odetchnął i uśmiechnął się do mnie. 

- Lou. - przeszyłam go wzrokiem, przygryzając ze zdenerwowania wargę. 
- An, spokojnie. - zbliżył się do mnie. - nie martw się, nie mam nikogo na boku. - zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
- to nie jest śmieszne. - stwierdziłam poważnym tonem, zrzucając jego rękę. 
- kochanie. - zaczął. Złapał moją twarz w dłonie i musnął kciukami moje policzki. Z jego twarzy wciąż nie znikał niesamowity uśmiech. - Kocham tylko ciebie. - wyszeptał, po czym wbił się w moje usta. Przez sekundę wpadło mi do głowy by go odepchnąć, nie chciałam tak szybko ulegać. Jednak kiedy wczułam się w smak i ciepło jego ust, stałam się kompletnie bezbronna. 

Całował moje wargi, raz na jakiś czas podgryzając. Zszedł na policzki. Kiedy je całował, uśmiechałam się. Musnął kąciki moich ust kciukami i kreśląc mokre ślady, zszedł na moją szyję. Poczułam jak powoli ściąga ze mnie bluzkę i delikatnie popycha  na łóżko, a jego dłonie zaczynają błądzić po moim ciele. Zmrużyłam oczy i wczuwałam się w dotyk jego rozgrzanych ust, które teraz całowały moje obojczyki. Wsunęłam zimną dłoń pod jego koszulkę. Zadrżał, jednak nie zaprzestał całowania. Zszedł na mój brzuch i językiem, kreślił na nim mokre ślady. Wplotłam palce w zmierzwione włosy chłopaka i poczułam jak się uśmiecha. Jego dłonie delikatnie ściskały moje piersi, a usta powoli schodziły niżej. Z sekundy na sekundę straciłam spodnie. Całował moje uda i szukał wzrokiem moich oczu. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się i odchylił delikatnie turkusowy materiał moich majtek. W następnej chwili poczułam niesamowitą przyjemność, kiedy jego język zaczął powoli poruszać się w moim wnętrzu. 


***

Kolejne dni, mnóstwo koncertów, wywiadów, sesji zdjęciowych. Pędziliśmy ze wszystkim na łeb, na szyję. Tylko dlatego, że chłopcy chcieli pozałatwiać jak najwięcej przed dłuższym urlopem. Wszystko szło
świetnie, niesamowite sesje zdjęciowe, cudowne wrażenia z koncertów. Oczywiście na każdym wspierałam chłopaków wraz z małym. Staliśmy za sceną, a mnie ledwo udawało się utrzymać Frank'a przed wybiegnięciem na scenę i daniem czadu z tatusiem i wujkami. Patrzyłam to na niego, to na chłopaków i z przerażeniem stwierdzałam, że zaczyna zachowywać się dokładnie tak jak oni, biegając i wariując.

Pewnego dnia, wróciliśmy całą trójką do domu. Nakarmiłam Frank'a, wspólnie go wykąpaliśmy i ułożyliśmy do snu. Po wszystkim, wykończeni, lecz szczęśliwi, opadliśmy na łóżko.

- kochanie.. - zaczął Lou. Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco. - masz jeszcze siłę..?
- o nie, nawet o tym nie myśl. Jestem zmachana. Żadnego seksu. - rzuciłam szybko. 
- nie o to mi chodziło. - zaśmiał się, łapiąc mnie za dłoń i przykładając ją do swoich ust, ucałował ją delikatnie.
- to o co?
- ufasz mi? - spytał cicho, podnosząc się i spoglądając mi prosto w oczy.
- owszem. Ale..
- cieszę się. - ucałował mnie w nos. - w takim razie pakuj się.
- co? - podniosłam się tak gwałtownie, że uderzyłam go głową w czoło. - wyrzucasz mnie? - w odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech. Lou patrzył na mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy i masował czoło.
- przepraszam. - wyszeptałam i ucałowałam go w bolące miejsce. - ale o co chodzi?
- po prostu się spakuj. Zaufaj mi. - wyszeptał i musnął moje usta. Wstałam powoli i bez żądnego słowa, schyliłam się i wyciągnęłam spod łóżka walizkę. Stanęłam przed szafą i zaczęłam zastanawiać się co tak właściwie mam spakować. Przecież nie wiedziałam o co chodzi Louis'owi.

- ko..
- weź jakieś lekkie rzeczy. - przerwał mi z uśmiechem. Przytaknęłam głową i wróciłam wzrokiem do szafy. Kiedy w niej grzebałam, poczułam jak dłonie chłopaka oplatają moją talię, a jego usta delikatnie pieszczą skórę na mojej szyi. 


Następnego ranka doznałam prawdziwego szoku. To Louis wstał wcześniej i to on mnie obudził. Swoją drogą, wybrał bardzo przyjemny sposób. Całował moją twarz cholernie delikatnie, dopóki nie otworzyłam oczu. 

- dobry mała. - wyszeptał, kiedy w końcu zmusiłam się do uchylenia powiek. 
- coś się stało? - spytałam zaspanym głosem.
- czemu od razu zakładasz, że coś się stało? - uśmiechnął się
- bo wstałeś przede mną? nie mogłeś spać? - pytałam, siadając na łóżku.
- tak jakoś wyszło. - wyszczerzył się tajemniczo. - zamknij na chwilę oczy. 
- słucham? - uniosłam brew ze zdziwienia
- no zamknij, nie gadaj - zaśmiał się. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to o co prosił. 

Poczułam jak chłopak kładzie coś na moich kolanach. Kiedy pozwolił mi otworzyć oczy, doznałam kolejnego szoku. Na moich kolanach leżała tacka, na której był talerz z grzankami, szklanka soku, miseczka z truskawkami i malutki wazon z moim ulubionym, białym gerberem.

- o boże.. - wyszeptałam, zakrywając usta. Nigdy wcześniej Lou nie zrobił mi śniadania do łózka. Byłam totalnie zaskoczona i szczęśliwa. 
- aż tak źle? starałem się, żeby nie były spalone.. - rzucił, drapiąc się po tyle głowy i robiąc głupią minę. Ostrożnie odłożyłam tackę i rzuciłam się na chłopaka. Całowałam go, przytulałam i wciąż nie mogłam uwierzyć w ten piękny gest. 
- to chyba znaczy, że się podoba. - stwierdził ze śmiechem i musnął opuszkiem palca mój policzek. 


Później okazało się, że muszę ogarnąć się i dopakować w dwie godziny. Louis stał nade mną i popędzał, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana. Nie dość, że nie jest łaskaw wyjaśnić mi o co chodzi, to jeszcze ma czelność mnie poganiać.

- Lou, przyrzekam, jeśli jeszcze raz coś powiesz to cię zatłukę. - chciałam powiedzieć coś jeszcze, jednak chłopak przerwał mi, wbijając się w moje usta.

Po parunastu minutach rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Kiedy otworzyłam, przywitał mnie wesoły Zayn. Ucałowaliśmy się na powitanie i zaprosiłam go do środka.

- co tu robisz? - spytałam kiedy wszedł głębiej. Mulat spojrzał na przyjaciela.
- przyjechałem po małego, a przy okazji odwiozę was na lotnisko. - stwierdził.
- co? - spytałam cicho. W tym samym momencie, do pokoju wbiegł Frank i rzucił się Zayn'owi na ręce. 
- chodźmy już. - stwierdził Lou, chwytając za nasze walizki. Wciąż ogłupiała, ruszyłam za chłopakami. Wsiedliśmy do samochodu i parę minut później jechaliśmy już w stronę lotniska. 


Docierając na miejsce, Lou wziął Frank'a na ręce, mnie chwycił za dłoń i nakazał Zayn'owi wziąć nasze bagaże. Byłam zdziwiona, że nie natknęliśmy się na ani jedną fankę. Dotarliśmy do odpowiedniego miejsca i Louis zaczął żegnać się z małym. Później i ja pożegnałam się z synkiem, po którym nie było widać nutki smutku. Wyglądało na to, że bardzo cieszy się z zostania z wujkiem Malikiem. Pożegnaliśmy się z Zayn'em i ruszyliśmy do samolotu.

- Tomlinson. - zaczęłam, nie wytrzymując dłużej tej tajemniczości - mógłbyś mi w końcu powiedzieć gdzie lecimy i co tu się dzieje?
- wszystko w swoim czasie kochanie. - posłał mi szeroki uśmiech i usadowił się wygodnie w fotelu obok mnie. Wzruszyłam jedynie ramionami i oparłam głowę o wygodny zagłówek. Wiedząc, że i tak nic nie uda mi się wyciągnąć z mojego upartego mężczyzny, postanowiłam się zdrzemnąć. 


Obudził mnie szept Louisa. Uniosłam głowę i przetarłam oczy. Wyjrzałam przez okno, a widok sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Spojrzałam na chłopaka. Siedział z dumnie wypiętą piersią i uśmiechał się. 

Kiedy wyszliśmy w końcu na ulicę, zaciągnęłam się świeżym powietrzem i ponownie spojrzałam na Lou.

- witam w Wenecji piękna. Niespodzianka! - krzyknął i wbił się w moje usta. Odrzuciłam torbę na ziemię i oplotłam ręce wokół jego szyi. Nie mogłam uwierzyć, że odstawił taką szopkę, by przywieźć mnie właśnie tutaj. Do miasta, o którym zawsze marzyłam. Poczułam jak tracę grunt pod stopami. Kiedy Louis mnie podniósł, oplotłam nogi wokół jego bioder i wplotłam palce w jego misternie ułożoną fryzurę. 
- Kocham cię. - wyszeptałam do jego ucha, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy.
- a ja kocham ciebie. - odrzekł i pocałował mnie w nos. 

Docierając do hotelu, który jak się okazało, Louis załatwił z ogromnym wyprzedzeniem, doznałam kolejnego, tego dnia szoku. Hotel był bowiem w najpiękniejszym miejscu w mieście. Pokój był niesamowicie gustownie urządzony, a widok z małego balkoniku zapierał dech w piersiach. Pod jedną ze ścian ogromnego pokoju stało wielkie, drewniane łoże z baldachimem. Satynowa, jasna pościel i miękkie poduszki. Na środku pokoju stał zgrabny, szklany stoliczek, na którym ustawiony był wazon ze świeżymi kwiatami. Podeszłam do niego i zaciągnęłam się pięknym zapachem. Ściągnęłam buty i wolnym krokiem podeszłam do balkoniku. Odsłoniłam długie, kremowe zasłony i wyszłam na zewnątrz. Wszystko tutaj było tak niesamowicie piękne. Poczułam na swoich biodrach dłonie chłopaka, a zaraz potem jego brodę na swoim ramieniu.

- i jak? - spytał cicho.
- zachwycająco. Przepięknie. - mówiłam, ledwo łapiąc powietrze. 
- cieszę się. - rzucił i ucałował mnie w policzek.


***

Cały dzień przechodziliśmy po mieście. Pływaliśmy gondolą, jedliśmy w najbardziej romantycznej restauracji i podziwialiśmy niesamowite widoki. Późnym popołudniem wróciliśmy do hotelu i zalegliśmy na łóżku. Włączyliśmy telewizor i oglądając to co właśnie leciało, komentowaliśmy i śmialiśmy się. Przecież i tak żadne z nas nie zna włoskiego. 

Kiedy nadszedł wieczór, Lou wygramolił się z łóżka i oświadczył mi, żebym się ubierała, bo gdzieś mnie zabiera. Nie mając za wiele do powiedzenia, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w białą koszulkę i jasne szorty. Zrobiłam delikatny makijaż i rozpuściłam włosy. 

Kiedy wyszliśmy z hotelu Louis zawiązał mi oczy, co spotkało się z ogromnym niezadowoleniem z mojej strony. W końcu postanowiłam dać mu szansę i pozwoliłam mu na to co zaplanował. Nie szliśmy długo, kiedy poczułam jak chłopak staje tuż za mną i powoli ściąga opaskę z moich oczu. Kiedy przyzwyczaiłam się do ciemności nocy, rozejrzałam się po okolicy. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy zorientowałam się, że stoimy na małym mostku, a przed nami rozciąga się panorama rozświetlonego miasta. Spojrzałam na Lou, który ponownie tego dnia wypiął pierś z dumą. 

- ale tu pięknie.. - wyszeptałam, wracając wzrokiem do widoków. 
- owszem. Ale to ty jesteś tutaj najpiękniejsza. - rzucił chłopak i stając za mną, oplótł moje biodra dłońmi. 

Uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam w niego. Staliśmy chwilę w milczeniu, a ja słyszałam jedynie szum wody i jego spokojny oddech. 

- kocham cię. - szepnęłam w końcu. Zamiast odpowiedzi, poczułam jak Lou odwraca mnie przodem do siebie. Ułożył dłonie na mojej twarzy i spojrzał mi głęboko w oczy. Odetchnął i uśmiechnął się. Chwycił mnie za dłoń i przyłożył ją sobie do ust. Całował jej wewnętrzną stronę, przechodząc do nadgarstka i nie odrywając ode mnie wzroku. Zmrużyłam oczy, wczuwając się w jego delikatny dotyk. Kiedy jednak je uchyliłam, moje serce stanęło. Louis klęczał tuż przede mną, wciąż ściskając delikatnie moją dłoń i wpatrując się w moją twarz.

- Loui, co ty..
- An.. - przerwał mi, składając buziaka na mojej dłoni. - wiem, że już kiedyś to robiłem, ale dziś denerwuję się jeszcze bardziej. - ścisnął moją dłoń i odetchnął. - Ano Brooks, jesteś kobietą mojego życia. Najcudowniejszą i najpiękniejszą. Dałaś mi ślicznego syna. Nawet sobie nie wyobrażasz jak szczęśliwy teraz jestem, że mogę być tutaj, właśnie z tobą. Bo to ty jesteś osobą, z którą chciałbym iść przez resztę życia. Chciałbym wychowywać z tobą naszego synka i widzieć co dzień twój piękny uśmiech. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham cię, tak cholernie mocno, że nie jestem w stanie oddychać, kiedy nie ma cię przy mnie. Dlatego chciałbym cię o coś spytać. - przerwał, a ja czułam jak moje serce przyśpiesza i robi mi się coraz goręcej. - An, wyjdziesz za mnie? 

Stałam bez ruchu, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Wpatrywałam się w jego niesamowite oczy, a moje serce rosło.

- An? - szepnął, a jego mina zmieniła się na smutną. Odetchnęłam i uśmiechnęłam się. Chwyciłam go za ręce i podniosłam. Kiedy jego oczy znalazły się na wysokości moich, ułożyłam dłoń na jego rozgrzanym policzku i zbliżyłam się.
- tak, Loui. - wyszeptałam. W jednym momencie poczułam jak tracę grunt pod stopami. Chłopak wziął mnie na ręce i obkręcił wokół własnej osi. Przez cały ten czas całował mnie namiętnie.
- och, przestań bo zaraz mi się w głowie zakręci - zaśmiałam się, kiedy oderwałam się od jego ust. Ustawił mnie ostrożnie i z kieszeni wyjął małe pudełeczko. Kiedy je otworzył, moim oczom ukazał się ten sam pierścionek co kiedyś.
- mam nadzieję, że już więcej mi go nie zwrócisz. - uśmiechnął się i ostrożnie wsunął go na mój palec, po czym ucałował moją dłoń.


5 komentarzy:

  1. CO JA SIĘ NUDZIŁAM.. JAK NIGDY..




    nie, nie napiszę, że żartuję, myk myk. : o
    haha. ♥ jak ja dawno Ci nie pisałam komentarzy, które Ty tak kochasz. nie no, serio, tak słodko, romantycznie, śmierdząca wenecja zalana wodą XD może to jest romantyczne miejsce, ale smród tam nieziemski. :-( Franek spoko, taki słodki, kochany, imprezowicz, po cioci. huehue. no co ja mogę jeszcze.. hm, myślę, ale no nie wiem.. jak mi się przypomni to na fejsie Ci napiszę, skarbie. ;;;;-* !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku *.* Jakie to piękne.
    A coś tak przeczuwałam, że Louis oświadczy jej się jeszcze raz.
    Mam nadzieję, że tym razem ślub się odbędzie.
    rozwalił mnie Niall.
    Zaprał jedzenie małemu dziecku, no jak tak można?!
    hehe.
    czekam na next.

    Dominika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja się cieszę, że tak wszystko powoli zaczyna się układać.:) Wszyscy są tacy szczęśliwi.<3 I te oświadczyny w Wenecji... Marzenie. Kocham bardzo i czekam na ślub.:D
    PS. Nie martw się, powiem Liam'owi, że czekasz na niego w Polsce i dokończysz przytulasy tak jak trzeba.:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha xd Niall zjadł dziecku jedzenie! Jezu, chłopie! :D
    Lou - idealny tatuś <3 Zayn tu jest boski!!
    A ta końcówka, nie no zabiła mnie! Leże i nie wstaje!
    Boski rozdział! Kocham Cię za to opowiadanie!
    Nie chcę by się kończyło :(
    Duże buziaki!! :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie musimy się wymienić!!! Masz mojego maila: adrienne176@gmail.com i wysyłaj wszystko co się da.:D

    OdpowiedzUsuń