~
Louis ~
Jak się okazało, Ana musiała zostać w szpitalu
jeszcze parę dni. a co za tym idzie, mnie przypadła opieka nad dzieckiem przez
jego pierwsze dni. w pierwszej chwili byłem ogromnie szczęśliwy, jednak kiedy
doszło do mnie co tak naprawdę mam robić, byłem przerażony.
- i co, ja mam go niby karmić piersią?! – krzyknąłem
- tak, myslę, że to
bardzo dobry pomysł – Ana przewróciła oczami
- spokojnie stary dasz sobie radę – zaśmiał się
Niall, obejmując Zoey
- właśnie. A my ci z Jo pomożemy – stwierdziła z
uśmiechem rudowłosa
- dobrze się składa, bo zbliża się pora karmienia. –
rzuciła Ana – Lou kup coś dla małego i wrócisz po niego. – wyszczerzyła się.
- ale co ja mam niby kupić? Gdzie? Jak? – byłem
przerażony. Opiekowałem się co prawda siostrami, ale to było zupełnie co innego
niż własne dziecko.
-nie paikuj, chodź – rzuciła Zo, łapiąc mnie za rękę
– pojedziemy do sklepu, pomożemy ci kupić wszystko co jest potrzebne i
przygotujemy dom na przyjazd Frankie’go.
- dom? – Ana uniosła brew.
- ups. – Zoey zrobiła głupią minę, a wszyscy
spojrzeli na mnie wyczekująco.
- no dobra, chodźmy do samochodu. Tomo do nas
dojdzie. – stwierdził Liam, uśmiechając się tajemniczo – pa An, trzymaj się
mocno – ucałował ją w czoło i machając wyszedł z salo, co zrobiła i reszta
naszych przyjaciół.
- Loui, co tu jest grane? – zwróciła się do mnie
brunetka, kiedy wszyscy zniknęli za drzwiami.
- bo wiesz…- zacząłem, siadając przy łóżku – przed
naszym nieudanym ślubem.. kupiłem dom, dla całej naszej trójki. – posłałem
dziewczynie niewyraźny uśmiech
- i dlaczego mi nie powiedziałeś?
- bo to miała być taka niespodzianka..
- och Louis, Louis.. – pokręciła głową z uśmiechem i
wyciągnęła ręce w moją stronę. – kocham cię – wyszeptała mi do ucha. Spojrzałem
w jej piękne oczy, po czym wbiłem się w jej usta.
- przepraszam, że przeszkadzam gołąbeczki ale Frank
jest bardzo głodny. – usłyszeliśmy sympatyczny głos pielęgniarki. Uśmiechnęła
się do nas i podała Anie małego.
- to ja już lecę. Jak wszystko załatwimy to wpadnę –
stwierdziłem. Ucałowałem brunetkę i pożegnałem się z kobietą.
***
Już drugą godzinę łaziliśmy po sklepie. Wyszło na to,
że wszyscy mieli ochotę mi pomóc. Byłem z tego powodu naprawdę zadowolony, bo
widząc te wszystkie dziecięce gadżety, trochę się przeraziłem. Dziewczyny
chodziły z wózkiem i pakowały do niego wszystko co było potrzebne, a my z
chłopakami co chwilę zatrzymywaliśmy się przy jakichś zabawkach i testowaliśmy
je.
- chłopaki… - usłyszeliśmy głos Jo. odwróciliśmy się
w jej stronę. Stała z założonymi na klatce piersiowej rękami i brwią uniesioną
do góry. – co wy robicie?
- a nic. Właśnie… co to jest? – spytał Niall, unosząc
dziwny sprzęt w górę
- to jakaś maska tlenowa? – zaśmiałem się
- nie, to do odciągania pokarmu. Wam chyba nie będzie
potrzebne. – rzuciła blondynka głosem pełnym pożałowania i zabrała nam sprzęt,
odkładając go na miejsce. – moglibyście się do czegoś przydać?
- no ale co my mamy robić? – Zayn objął dziewczynę
ramieniem
- nie wiem, albo wyjść stąd i nie robić obciachu,
albo znaleźć jakąś fajną butelkę dla małego.
- tak jest! Chłopaki, mamy misję. – stwierdziłem
radośnie, prostując rękę w górze, niczym superman. Wszyscy spojrzeli na mnie z
głupimi minami. Wzruszyli ramionami i ruszyliśmy na poszukiwania.
Po ogromnych i długich zakupach chłopaki zawieźli wszystko do
domu, a ja pojechałem po Frank’a. kiedy wszedłem do Sali, Ana słodko spała. Od zawsze
uwielbiałem się jej przyglądać. Była taka niewinna, taka piękna. Uśmiechnąłem
się pod nosem i ucałowałem ją w czoło. Poruszyła się powoli i zacmokała. Przewróciła
się na bok i rozchyliła lekko wargi. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Nie tylko
przez sam widok mojej ukochanej, ale przez to, że znów zaczęło się układać i
znów może być pięknie. Postanowiłem sobie w duchu, jak tylko dowiedziałem się,
że An żyje, że już nigdy nie dopuszczę do takich chorych sytuacji. I już nigdy
jej nie zawiodę. Tak samo jak nie zawiodę Frank’a. muszę się mocno postarać, by
być dobrym ojcem. Z zamyśleń wyrwał mnie znajomy płacz. Odwróciłem głowę i
zobaczyłem znaną mi już pielęgniarkę, trzymającą na rękach mojego malucha.
- o, witam tatusia. Dobrze się składa, że pan tutaj
jest. Nie chciałam budzić pani Brooks. Proszę. – uśmiechnęła się do mnie
wręczając malca. – powodzenia.
Odwzajemniłem uśmiech i spojrzałem na Frank’a.
wpatrywał się we mnie bez mrugniecia, co po paru chwilach stało się trochę
krępujące.
Zadzwoniłem po transport, to znaczy po Liam’a i już
paręnaście minut później wchodziłem z synem do naszego nowego domu. Rozejrzałem
się i muszę przyznać, że mam świetnych przyjaciół. Wszystko było posprzątane,
porozkładane. Pokój Frank’a całkowicie przygotowany na swojego nowego
właściciela.
Włożyłem malucha do łóżeczka i wróciłem do ogromnego
salonu, w którym odpoczywali wszyscy. Opadłem na kanapę obok Zayn’a i wlepiłem
wzrok w telewizor. Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy płacz.
- boże, Louis on chyba ma to po tobie – zaśmiał się
Niall, zakrywając uszy
Pobiegłem do Frank’a i wyjąwszy go z łóżeczka zacząłem
zastanawiać się o co tak właściwie mu chodzi. Przyszedłem z nim do przyjaciół,
na co wszyscy zrobili dokładnie to samo co Niall.
- zrób coś, to twój syn! - krzyknął Harry, dociskając dłonie do uszu.
- niby co? skad ja mam wiedzieć co mu jest i co mam zrobić?
– mówiłem, wpatrując się w małego.
- a może jest głodny? – zasugerowała Jo.
- właśnie! – wykrzyknąłem. – ej, ale musicie mi pomóc
bo ja nie wiem..

Parę minut później Jo
przyniosła butelkę. Od razu zacząłem karmić Frank’a przez co zapadła piękna
cisza. Wszyscy odetchnęli z ulgą, a ja przyglądałem
się z dumą jak mój syn je.
Jak się okazało wszyscy postanowili zostać, by mi
pomóc. Tak przynajmniej twierdzili. Ja uznałem, że zostali tylko po to by
pośmiać się z moich nieumiejętności, a dziewczyny chciały popodziwiać mojego
przystojnego potomka.
- jaki on jest śliczny. – stwierdziła po raz setny
Zoey, nachylając się nad Frank’iem
- no wiadomo, ma to po tatusiu. Jak wyrośnie, zobaczysz,
że wszystkie laski będą jego. – mówiłem z dumą. Sam nie wiem czemu, bo przecież stwierdziłem oczywiste, ale wszyscy
wybuchli śmiechem.
***
- matko boska! Jak to możliwe, że takie małe zostawia
po sobie tak dużo! – krzyczałem z łazienki, starając się przewijać Frank’a. –
pomocy!
- sam sobie radź stary, to
twój przystojny potomek. – Harry stanął w drzwiach z szerokim uśmiechem. – o matko.
– skrzywił się i wrócił szybko do pokoju, zostawiając mnie z niespodzianką,
którą sprawił mi mój syn.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
wydaję mi się, że ten rozdział jest taki sobie. ale zawsze coś. w sumie to mimo, że nie wyszedł jak chciałam to i tak go nawet lubię. ;) mam nadzieję, że Wam się spodoba.
ps.: chciałam oficjalnie podziękować Tofi za cudowny nagłówek ;*
Kocham Was.
buziaki!
Hahaha, ta scena na końcu mnie rozwaliła.
OdpowiedzUsuńjeszcze nie mogę przestać się śmiać.
No nie powiem, bo rozdział bardzo mi się podoba.
Och, Louis w roli ojca. Czy tylko mi się wydaje, że to nienajlepszy pomysł?
Hahaha.
Czekam na kolejny rozdział.
Dominika.
na wstępie doznałam już szoku! Świetny wygląd!! *__*
OdpowiedzUsuńhahahah xd biedy Lou! Jaki ojciec taki syn! Ana ma przerąbane :D
śmiałam się przez cały rozdział! Słowo daje ten rozdział jest lepszy niż kabaret! Hahahah!
Taki głupi, a został ojcem! Boże nie wiem komu mam współczuć! Jemu czy temu biednemu dziecku xd
więcej takich rozdziałów! Boski jest! :*
Cudo ♥♥♥
OdpowiedzUsuńJeju jaki ten rozdział był słodki.<3 Lou to świetny ojciec.:D Kocham i czekam na następny.:**
OdpowiedzUsuń