Ach te
pożegnania. Nigdy ich nie lubiłam. Chciałam po raz kolejny bardzo Wam
podziękować za to, że byłyście i czytałyście. Nigdy nie będę w stanie wyrazić
tego jak wiele to dla mnie znaczy. Każdy kolejny komentarz motywował mnie coraz
bardziej. Nie wiem czy stworzę kolejną część, ale myślę, że jest to bardzo
możliwe ;) jednak teraz postanowiłam zająć się ewentualnie moimi innymi
opowiadaniami. Nad kolejnym „sezonem” muszę trochę popracować, by Ana i Louis
wrócili do Was w wielkim stylu ;) Kocham Was moje piękne i całuję słodko każdą z Was po kolei. ;*
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czekając na najpiękniejszy dzień życia, dni mijają naprawdę powolnie. Od
samego początku roku przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą. Ana była bardzo
wdzięczna Zoey, że pomaga jej wszystko ogarnąć. Rodzice rudowłosej zgodzili się
na jej półroczny pobyt w Londynie, by pomóc Anie i przy okazji nabrać trochę
praktyki w stylizacji. Gdyby nie Zo, zapewne ślub by się nie odbył. Tak
naprawdę to ona dowodziła wszystkim i wszystkimi. Ana nie miała do tego ani
głowy, ani czasu.
Przez ostatnie miesiące dziewczyna miała mnóstwo pracy, jeżdżąc po całym
mieście i codziennie załatwiając jakieś interesy chłopaków. Mimo, że Louis
wciąż oferował swoją pomoc, ona wolała zająć się wszystkim sama. Mimo, że nie
pracowała dla Chłopców jakoś szczególnie długo, przez całą trasę koncertową,
nauczyła się najważniejszych i najpotrzebniejszych rzeczy. A Paul wciąż
powtarzał, że jest z niej bardzo dumny.
- Lou, daj mi spokój! – krzyknęła, zakładając buty – nie jestem kaleką,
poradzę sobie!
- ale ja chcę ci pooomóc.. – przeciągnął, podchodząc do dziewczyny i
obejmując ją od tyłu.
- zajmij się lepiej sobą i przygotowaniami do wywiadu. Nie chcę nic
mówić, ale za pół godziny powinieneś być w studiu mały – odwróciła się do niego
i z uśmiechem musnęła jego ciepłe policzki.
- uwierz mi, że teraz już nie taki mały.. – wyszeptał jej do ucha i
włożył dłonie pod jej koszulkę
- Louis’ie Williamie Tomlinson! Ogarnij się do cholery – krzyknęła,
śmiejąc się i odpychając chłopaka
- jesteś okrutna. – rzucił, spuszczając głowę i udając smutek.
- obiecuję, że jak spotkamy się wieczorem, wynagrodzę ci wszystko. –
uśmiechnęła się zawadiacko i posyłając mu całusa, wyszła z domu.
***
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Od samego rana, po całym domu
chłopaków dało się dosłyszeć krzątaninę. Ponieważ Zoey nocowała u Niall’a, od
razu po przebudzeniu zaczęła przygotowania do ślubu. Pobudziła wszystkich i
ogarnęła ich.
- pośpieszcie się! zostało tylko parę godzin! – krzyczała, poganiając wszystkich.
- Zo, spokojnie. – zaśmiał się Niall i przyciągając dziewczyne do
siebie, ucałował ją w czoło.
- chciałabym żeby wszystko wyszło idealnie. W końcu jestem za to
odpowiedzialna.. – mówiła, uspokajając się.
- super się spisałaś. Nie martw się – Niall uśmiechał się do dziewczyny,
gładząc jej rozgrzany policzek.
- Zooooooooo! – nagle usłyszeli przeraźliwy krzyk Louis’a
- boże, co się stało.. – przestraszyła się i pobiegła na górę – co jest?
– spytała, wbiegając do pokoju chłopaka
- nie wiesz gdzie jest mój krawat? – wyszczerzył się brunet
- ja cię zabiję. Dostałam zawału.- uderzyła chłopaka w ramię i ruszyła
na poszukiwania.
Parę godzin później cała grupa pakowała wszystkie potrzebne rzeczy do
samochodu, by móc w spokoju pojechać do przykościelnego domu dla biorących
ślub par i ich bliskich.
Przywitali się z resztą gości. Paul’owi udało się nawet załatwić, by na
ceremonii nie było ani jednego dziennikarza. Ana i Lou byli mu za to ogromnie
wdzięczni. W końcu ten dzień miał być dla nich i ich przyjaciół, a nie dla
mediów i ogólnego rozgłosu.
***
Stała na środku pokoju przed podłużnym lustrem, wpatrując się w swoje
odbicie. Nie mogła uwierzyć w to
co ma wydarzyć się za godzinę. Miała wziąć
ślub z mężczyzną, którego kochała ponad wszystko. Chciała być z nim, dzielić z
nim codzienność, budzić się każdego ranka u jego boku i zasypiać z nim każdej
nocy. Chciała widzieć jak z każdym dniem się zmienia, jak siwieją mu włosy, a
twarzy wypełniają nowe zmarszczki. Jak bawi się z ich dziećmi, jak zmienia im
pieluszki i rozbawia je tak, jak całe życie rozbawiał ją. Chłopak o niebieskich
oczach był dla niej wszystkim – całym światem.
- Ana? – z zamyśleń wyrwał ją radosny głos rudowłosej dziewczyny.
Popatrzyła na nią pytającym wzrokiem, na co Zoey uśmiechnęła się i poprawiła przyszłej
pannie młodej włosy. – wyglądasz przepięknie. Louis padnie przed ołtarzem jak
cię zobaczy.
- prędzej ja tam padnę. Strasznie się stresuję. – powiedziała i
odwróciła głowę w stronę otwierających się drzwi, w których stanęła wysoka
brunetka. W przeciwieństwie do Zoey i Any, ani trochę nie podzielała ich
entuzjazmu. Pewnym krokiem weszła do pomieszczenia, zwracając się oschle do
rudowłosej.
- zostaw nas na chwilę – Zo przytaknęła i na polecenie Patty, wyszła.
Stanęła za Aną i patrzyła na ich odbicie w lustrze. Były same, a w
pokoju panowała cisza przerywana niespokojnymi oddechami obu dziewczyn. Już nie
było tak jak kiedyś. Kiedyś? Nie przeszłoby im przez myśl, że będą osobno, że
coś albo ktoś zdoła je rozdzielić, nie mówiąc już o jakimkolwiek ślubie.
Wszystko się zmieniło. one się zmieniły. Ich więź, niegdyś nieprzerywalna,
teraz zupełnie zanikła. Nie miały już ze sobą nic wspólnego poza burzliwą i
destrukcyjną przeszłością, która zniszczyła je obie. Ana chciała się od niej
uwolnić, jednak szatynka wciąż dawała o sobie znać.
Jej uczucia względem dziewczyny chyba pozostawały bez zmian. Może były
nieco słabsze, ale Patty nie mogła pogodzić się z tym, że mężczyzna odbierze
jej to co kochała. Już nie byłoby odwrotu. Patty była egoistką. Chciała dla
siebie jak najlepiej i nienawidziła gdy coś szło nie po jej myśli. Tak też było
ze ślubem.
- zostaw go. Wróć ze mną do domu. – odezwała się cichym, czułym głosem.
Ana spojrzała na szatynkę. Kochała ją, lecz nie była to już ta sama
miłość. Ona nie była już jej życiem. Teraz liczył się mężczyzna z rozczochraną,
brązową czupryną na głowie i cudownym uśmiechem.
Tak naprawdę to on pomógł jej wyleczyć się z tej toksycznej miłości do
Patty. Dopiero przy nim oduczyła się kochać kobietę, bez której parę lat temu
nie mogła oddychać, która zniszczyła ich związek swoją zaborczą zazdrością,
narkotykami i egoizmem.
Ileż można było znosić to gówno? Ana nie dawała rady. Wypaliła się, a
uczucie do dziewczyny wygasło z przyjściem nowego. W końcu, po dłuższym czasie,
udało jej się odezwać.
- nie mogę. Nie chcę..
- Ana, zacznijmy od nowa. Proszę.. – mówiła drżącym głosem. Czarnowłosa odwróciła
się do niej przodem. Nawet w butach na obcasie była od niej niższa. Przyglądała
się dziewczynie i od razu zauważyła znacznie powiększone źrenice. Patty znowu
ćpała, a obiecywała, że z tym skończy.
- nie. nie wrócę do ciebie. Nie po tym co mi, co NAM zrobiłaś. – mówiła głosem
pełnym żalu – spójrz na siebie dziewczyno! – wskazałą na nią palcem - Dalej bierzesz,
chociaż mówiłaś, że skończyłaś z narkotykami. – Patty tępym wzrokiem
obserwowała coraz bardziej zdenerwowaną dziewczynę. – właśnie dzisiaj, właśnie
teraz oczekujesz ode mnie, że znów ci zaufam? Że uwierzę?
- to wszystko twoja wina! To przez ciebie taka jestem. Ta pieprzona
miłość mnie zniszczyła. – Patty przysunęła się bliżej dziewczyny w białej
sukni. Serca dziewczyn zdawały się bić jednym rytmem, jak kiedyś.
- nie! to ty spieprzyłaś wszystko co stworzyłyśmy. Kochałam cię Patty,
ale teraz jest za późno. Może gdyby nie.. boże! Co ja mówię! To koniec! Nigdy już
nie będzie NAS.
Obie płakały, z prawie czarnych, dużych oczu Patt leciały słone łzy, zalewając
jej policzki strumieniem czarnej „rzeki” powstałej w wyniku rozmazanego tuszu
do rzęs. Ana również zanosiła się od płaczu. Ich klatki piersiowe szybko
unosiły się i opadały.
- pocałuj mnie po raz ostatni. – wydukała ledwo wysoka dziewczyna, ocierając
kciukami czarne strużki łez z policzka ukochanej. Ana przygryzła dolną wargę,
zaciskając mocno powieki. Nie mogła dłużej patrzeć na zrozpaczoną dziewczynę,
pękało jej serce. Niepewnie zbliżyła się do szatynki i musnęła jej dolną wargę.
Chciała się odsunąć, lecz Patty była cwana i szybka. Złapała twarz Any w swoje
dłonie, łapczywie całując jej usta. Oszołomiona zachowaniem szatynki, Ana
oddawała pocałunek z pełną pasją. Obydwie się poddały. Tęskniły za sobą, co
widoczne było w ich namiętnym pocałunku.
- kocham cię. – powiedziała szeptem Patty. Brunetka spojrzała na nią, a
jej oczy po raz kolejny się zaszkliły.
- co kurwa?! – gwałtownie odwróciły głowy w stronę drzwi, z których
dobiegł zachrypnięty głos.
- H.. Harry.. – wyjąkały przerażone. Ana widząc swojego przyszłego męża,
stojącego obok przyjaciela, poczuła jak żołądek kurczy się, a krew z całego ciała
nagle odpływa.
Zielonooki z pogardą spojrzał na dziewczyny. Pokręcił głową i złapał
Louis’a pod rękę, tym samym kierując go do wyjścia.
***
- stary zaczekaj! – brunet z idealnie ułożonymi lokami, szybkim krokiem
szedł za wściekłym przyszłym, a może już byłym – panem młodym, który prawie
biegł w stronę wyjścia.
Harry szarpnął za ramię przyjaciela, zatrzymując go dzięki temu. Louis patrzył
na chłopaka oczami pełnymi łez i wściekłości.
- to koniec, ślubu nie będzie. Możesz poinformować wszystkich o tej
jakże radosnej nowinie. – powiedział na jednym wydechu.
- jesteś tego pewny? – lokowaty położył dłoń na ramieniu kumpla. Było mu
go strasznie żal, bo doskonale wiedział ile Ana dla niego znaczyła i jak bardzo
ją kochał, a ten ślub miał być dowodem jego miłości. Louis nie odpowiedział,
tylko kiwnął głową.
- nie chce wiecznie konkurować z jej pierwszą miłością – odezwał się
smutnym głosem. Harry spojrzał na niego pytająco, nie mając pojęcia o czym mówi
jego przyjaciel. – nawet nie wiesz nic o przeszłości swojej panny?
- nie jestem z nią. – odparł szybko.
- może to i lepiej. – powiedział półgłosem – idę się przewietrzyć.
Niebieskooki szedł długim korytarzem, mając przed oczami obraz sprzed
piętnastu minut. Bolało. Cholernie bolała go zdrada narzeczonej. Jak mogła
zrobić mu takie świństwo w dniu ślubu. Przecież ten dzień miał być idealny. Miał
być ICH dniem. I nigdy, nawet w najgorszych snach, nie wyobrażał sobie takiego
beznadziejnego końca.
Skoro mnie nie kocha, to po co było to wszystko? – powiedział z
wściekłością i splunął na chodnik.
Kucnął, opierając dłonie na swoich kolanach,
zacisnął powieki, by nie dopuścić do utraty ani jednej łzy. Nie mógł płakać. Nie
przez Anę. Zadała mu najmocniejszy cios i to prosto w serce, które jakiś czas
temu jej oddał. Wiedział, że to już koniec. Nie potrafiłby z nią być po tym co
widział.
Pragnął zniknąć, ból w klatce piersiowej uniemożliwiał mu oddech. Nie wytrzymał
i dał upust swoim emocjom.
- KURWA! – krzyknął, a z jego oczu poleciały łzy. Usiadł na chodniku,
jak mały chłopiec i płakał. Marzył, by przestał istnieć. Nie wyobrażał sobie
życia bez jego ukochanej kobiety.
***
~ Harry ~
Nie chciał jeszcze nikogo powiadamiać o tej przykrej sytuacji, mając
nadzieję dowiedzieć się czegoś od źródła. Któraś z nich musiała mu wytłumaczyć
o co tak naprawdę chodziło.
Szedł jasnym korytarzem, kiedy nagle zobaczył idącą z przeciwka, wysoką
dziewczynę. Jego serce przyśpieszyło na jej widok. Zacisnął pięści, idąc pewnym
krokiem. Dziewczyna przybrała identyczną
postawę co Harry. Mijając się, zderzyli się mocno ramionami. Zielonooki nie dał
jej uciec i szybko złapał ją za nadgarstek, uniemożliwiając ucieczkę. Patty szeroko
otwartymi oczami spojrzała na jego twarz, która była daleka od przyjaznej.
- kocha cię? – wysyczał przez zęby, na co dziewczyna tylko się zaśmiała.
- pierdol się. – jej ton głosu był wyniosły, a wyraz twarzy cwany.
- jesteś suką! Nie masz żadnych skrupułów.
- życie chłopcze. – odparła beznamiętnie i wyrwała się z mocnego
uścisku.
- zrobiłaś to specjalnie. – zbliżył się do niej. ich oddechy mieszały
się ze sobą coraz bardziej, gdy Harry podchodził bliżej. W końcu uderzyła
plecami o ścianę, a Harry stanął tak blisko, że dzieliły ich jedynie milimetry,
do zetknięcia się czołami.
- jesteś podłą egoistką – przysunął twarz do jej twarzy, patrząc głęboko
w jej szare oczy – może i wyglądasz jak anioł, ale daleko ci do niego.
- zgadzam się z tobą. – była bezczelna.
Nie było ważne, że właśnie zniszczyła komuś życie. Chociaż to Ana ją
pocałowała, nie zmieniało to faktu, że Patty osiągnęła swój cel i była z siebie
zadowolona.
Oplotła rękami kark Harry’ego, przysuwając usta do jego ucha. Delikatnie
przygryzła płatek, owiewając przy tym szyję chłopaka gorącym oddechem, na co on
przymrużył powieki, czując jak fala ciepłą przechodzi przez jego ciało. Byłby w
stanie się jej oddać gdyby nie resztki trzeźwego umysłu. Chociaż bardzo nie
chciał jej odtrącać, zrobił to. Odskoczył do tyłu.
Patrzyła na niego, unosząc lewy kącik ust, w cwanym uśmiechu. Była sprytna
i przebiegła. Jak modliszka, która zbiera do kolekcji swoje ofiary łamiąc im
serca.
- już mi się nie chce. – przerwała nagle i odsunęła się będą wyraźnie
zadowoloną z siebie. – cześć młody.
Zaśmiała się i musnęła czoło Harry’ego, po czym odwróciła się i zniknęła
za rogiem, zostawiając oszołomionego i zdezorientowanego chłopaka pod ścianą. Przeklnął
głośno, uderzając pięścią w lekko żółtą, chłodną powierzchnie za sobą. Zapiął
koszulę, po czym wytarł usta i szyję wierzchem dłoni.
- szmata. – syknął pod nosem, patrząc w pustą przestrzeń.
***
Wybiegła z budynku, przecierając twarz brudną od zaschniętego,
rozmazanego makijażu. Kiedy znalazła się przy podjeździe zauważyła, że na
krawężniku siedzi Louis, ze spuszczoną głową. Wzięła głęboki oddech i
wyprostowała się. Czuła, że powinna z nim porozmawiać. Musi wytłumaczyć mu to
co tak naprawdę się wydarzyło.
- Louis.. – wyszeptała, powoli podchodząc. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę
swoimi zapuchniętymi od płaczu, niebieskimi ślepiami. Poczuła jak jej serce
przełamuję się na pół. Teraz to co zrobiła bolało ją jeszcze bardziej, widząc w
jakim stanie znajduję się jej ukochany.
- daj mi spokój. – rzucił cicho i odwrócił głowę.
- Lou. Proszę, wysłuchaj mnie. – szepnęła, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- powiedziałem, żebyś dała mi spokój! – krzyknął, zrzucając rękę
dziewczyny i wstając. – nie chcę wysłuchiwać twoich bezsensownych tłumaczeń. Tego
nie da się wyjaśnić. A ja nie mam siły na życie w kłamstwie. – mówił, patrząc
prosto w jej czekoladowe oczy.
- przepraszam, ja..
- nie obchodzi mnie to! To koniec! Nic już nie ma sensu. Kompletnie nic.
– krzyknął, zaciskając pięści – nie rozumiem tylko po co to wszystko. Skoro wciąż
ją kochasz. Po cholerę ten cały cyrk ? – wskazał na budynek.
- daj mi..
- nie! nie chcę cię słuchać! – po
raz kolejny jej przerwał. Wcześniej totalnie załamany, teraz poczuł jak wzbiera
w nim tłumiona złość. – jesteś.. jesteś zdradziecką i kłamliwą suką! Jak mogłaś
mi to zrobić! – wymachiwał rękoma, nie panując już nawet nad tym co mówi. Kiedy
usłyszała jego ostatnie słowa, jej serce całkowicie pękło. Nigdy w życiu nie
sądziła, że on może ją tak nazwać. Ale miał rację. Czuła się dokładnie tak jak
on to określił. Jednak mimo wyrzutów, mimo bólu w jej ciele zaczęła wzbierać
złość na chłopaka.
- dobrze! Skoro nie chcesz nawet mnie wysłuchać, niech ci będzie! –
krzyknęła i z trudem zsunęła z palca pierścionek zaręczynowy – żegnaj! – stwierdziła łamiącym się głosem i rzuciła małym krążkiem pod nogi chłopaka. Podwinęła
białą sukienkę i nie patrząc na bruneta wybiegła z placu, przed kościołem.
Biegła ulicami wczesnowiosennego Londynu, w białej sukni, w butach na
obcasie , rozmazanym makijażem i rozwianymi włosami. Biegła przed siebie, ledwo
widząc, bo łzy wciąż napływały do jej oczu.
- to już koniec. Naprawdę koniec.. nie chcę żyć. Nie bez niego.. – łkała,
potykając się o długą suknie. Zdjęła w biegu białe szpilki, wyrzucając je za
siebie.
Dotarła do parku. Wbiegła do niego i od razu skierowała się do małego
jeziorka. Wcześniej śnieżnobiała suknia, teraz zrobiła się zielona i brudna od
trawy i błota. Podwinęła dół i powoli weszła do okropnie zimnej wody. Z jej
oczu płynęły rzewne łzy. Wstrzymała oddech i rozluźniła mięśnie.
- nic już nie ma sensu.. - powtórzyła słowa chłopaka, by po chwili zatopić się w lodowatej wodzie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
no to już koniec. jeszcze raz bardzo Wam dziękuję! no i podziękowania dla Paczuszki, za pomoc w realizacji! kocham Cię mała! <3.
buziaki moje piękne! ;*
CO?! Ale, jak?!
OdpowiedzUsuńNigdy nie spodziewałam się takiego zakończenia. Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć.
Ana... umarła?
Nie, to nie może być prawda!
Kurde, mimo,że tak to mnie wszystko zaskoczyło, to jakoś spodobało mi się zakończenie.
Naprawdę. Chodź nadal jestem w szoku! Ale chyba o to chodziło, prawda?
Ok, ja też chciałabym podziękować Ci za to całe opowiadanie.
Nigdy nie wymyśliłabym czegoś takiego.
Będę tęsknić za tym opowiadaniem i mam nadzieję, że pojawi się kolejny 'sezon'
Do zobaczenia!
Kocham <333
Dominika.
Nie nie nie nie nie nie nie nie!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCzyś Ty oszalała dziewczyno?! Pisz mi tu szybko kolejny sezon, bo ja zaraz wybuchnę!
Mówię poważnie! Już liczyłam na szczęśliwe zakończenie, a tu... co to ma być no?
Patty co za s*ka!! No normalnie sie wkurzyłam!
Totalnie mnie zaskoczyłaś takim zakończeniem. Chce mi sie krzyczeć ze złości i płakać. Tylko ty chyba potrafisz mnie doprowadzić do takiego stanu <3 kocham cię za to!
Chcę więcej Twoich dzieł, bo jak zwykle mam niedosyt i powiem ci, że to jest uczucie do dupy więc pisz! :*
czekam na sezon :D
boże i co teraz ? co z nimi będzie ? aż oczy mi się zaszkliły nie chce żeby to wszystko tak szybko się skończyło za pięknie było i miało być nadal. mam nadzieję że ktoś ją uratuje z tej wody . wszystko będzie dobrze . czekam na coś nowego życzę weny <3
OdpowiedzUsuńBoże... To nie może się już tak kończyć!!!! Musisz jak najszybciej zacząć drugi sezon, bo ja nie wytrzymam bez tego opowiadania...:( A co do rozdziału.. całkowicie mnie zatkało.. Miałam łzy w oczach, jak Lou rozmawiał z Aną... Patty to skończona szmata! Mam nadzieję, że jej się mocno oberwie w 2 sezonie, bo na to zasłużyła.. I to jak traktowała Harrego.-.- U mnie jest już 49 rozdział, więc zapraszam. Kocham.<3
OdpowiedzUsuń