sobota, 22 marca 2014

73. „W letargu tym mijają dni, nadzieja już opada z sił.”



Po paru dniach spędzonych w szpitalu, nadszedł w końcu ten, na który czekałam najbardziej. Po wzięciu wypisu i swoich rzecz – to znaczy sukni ślubnej i kosmetyków, przebrałam się w ciuchy, które przywiozła mi parę dni wcześniej Zoey. Okazało się, że chłopaki mają mnóstwo spraw, jakiś wywiad i nagranie, więc nie mogli po mnie przyjechać. Wyszłam przed budynek szpitala, gdzie czekała na mnie jak zwykle uśmiechnięta Jo.

- hej – rzuciła i ucałowała mnie w policzek. – no to idziemy? – przytaknęłam głową i ruszyłam bez słowa za dziewczyną. W rękach wciąż kurczowo trzymałam moją suknie ślubną. Po drodze do samochodu, mijałyśmy ogromne kontenery na śmieci. Podeszłam do jednego z nich i spojrzałam na trzymaną przeze mnie sukienkę. Spłynęło na nią parę moich łez. Wzięłam głęboki oddech i zaciskając wargi, wrzuciłam ją do śmietnika. Zmrużyłam oczy i szybkim krokiem wróciłam do Jo.

- wszystko okej? – wyszeptała, obejmując mnie ramieniem.
- tak..- odpowiedziałam. Ale nie wytrzymałam. Znowu łzy, te cholerne, słone łzy! Jak dobrze było, kiedy nie potrafiłam płakać!
Blondynka pomogła mi wsiąść do samochodu i ruszyłyśmy.

Kiedy weszłam do środka, rozejrzałam się dookoła. Tak jakby stanął czas. W moim mieszkaniu był totalny burdel. Weszłam do salonu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to koszulka Louis’a, leżąca pod kanapą. Podniosłam ją powoli i siadając, zaciągnęłam się jego zapachem. Jak mogłam tak spieprzyć nasze życie. Jak mogłam pozwolić sobie na stratę najważniejszej osoby w moim życiu. Tak bardzo pragnęłam rzucić wszystko i wtulić się w jego ramiona. Znów poczuć jego niesamowity zapach i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze.


***

Nadszedł wieczór, a ja wciąż siedziałam w tym samym miejscu. Na podłodze, opierając się o kanapę i nie wypuszczając z rąk koszulki Lou. Wpatrywałam się tępo w wyłączony telewizor, raz na jakiś czas czując delikatne poruszanie małego. Położyłam dłoń na brzuchu i odetchnęłam ciężko.

- przepraszam.. przepraszam, że już na wstępie spieprzyłam twoje życie.. – wyszeptałam, kierując słowa do dziecka. W tamtym momencie wpadł mi do głowy bardzo głupi pomysł. Ale szybko pozbyłam się tych chorych myśli. Przecież nie mogę ze sobą skończyć,  mając w sobie tę małą istotkę.


~ Louis ~

Nie potrafiłem wytrzymać w domu ani minuty. Wciąż kręciłem się po pokojach. Nie potrafiłem odmówić sobie ciągłego wchodzenia do jednego z nich. Jednego z najważniejszych. Pokoju, który miał być pokojem naszego dziecka. Przecież razem z Zayn’em tak ładnie go przygotowaliśmy. Za każdym razem, widząc małe łóżeczko, obrazki na ścianach nie mogłem powstrzymać się od płaczu. Wiem, że to cholernie niemęskie, ale kurwa nie mogłem wytrzymać! Nie potrafiłem dusić w sobie takiej ilości uczuć, żalu i miłości.

Któregoś dnia w końcu nie wytrzymałem. Spiąłem się w sobie i wyszedłem z domu. Muszę z nią porozmawiać. Muszę ją chociaż zobaczyć. Pragnąłem dotknąć jej brzucha i poczuć istnienie naszego cudownego dziecka. Z nadzieją wszedłem do bloku, gdzie mieszka Ana. Wejście po schodach zajęło mi mnóstwo czasu, bo wciąż albo się rozmyślałem, albo znów dostawałem kopa do działania.

Stanąłem pod jej drzwiami i uniosłem rękę by zapukać. Jednak jakaś siła mnie powstrzymała i zawahałem się. spojrzałem na drewniane drzwi i odetchnąłem cicho.

- nie, nie potrafię..


***

Kolejne dni były mniej dołujące, bo moi przyjaciele nie pozwalali na to bym zostawała sama. Miałam wrażenie, że oni sądzą, że mogłabym sobie coś zrobić. To śmieszne, choć urocze. Przecież ja nie jestem aż taka głupia. Najczęściej odwiedzał mnie Zayn. To anioł nie człowiek, ale ileż można to powtarzać. Jak tylko pozwolił mu na to czas, przychodził do mnie rano, a wychodził dopiero kiedy usnęłam.

Paul stwierdził, że nie jestem mu na razie potrzebna, więc dostałam mały urlop. Miałam wrażenie, że boi się reakcji mediów na ten cały kryzys związany ze mną i Louis’em. Bo przecież dziennikarze zawsze wszystkiego się dowiedzą i mogą zrobić z tego cholerną sensację.


Z każdym dniem mój maluch rósł coraz bardziej, a ja czułam się coraz większa.

- boże, wyglądam jak zmutowana dynia.. – stwierdziłam, przeglądając się w lustrze. W odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech Jo i Zoey.
- przesadzasz. Wyglądasz pięknie – rzucił Zayn, wchodząc do pokoju i witając się ze wszystkimi.
- tak się mówi. A będzie jeszcze gorzej. – zbliżyłam się do lustra i przejrzałam się.
- chodźmy więc! – rzuciła entuzjastycznie Zo
- niby gdzie? – spojrzałam na przyjaciół w odbiciu lustrzanym
- na sesję!
- co? – uniosłam brew, odwracając głowę do rudowłosej

- przecież nie możesz nie mieć żadnego zdjęcia z ciąży! Ubieraj się i chodźmy – uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za sobą. 

Coraz częściej podziwiam jej nieustający radosny humor. Tak cholernie pasuje do Niall’a. czasem zachowują się identycznie.

 Jak się okazało, chłopaki zorganizowali małą sesję zdjęciową, dogadując się ze znajomym fotografem. Wcześniej nie byłam przekonana do tego pomysłu, jednak kiedy wszystko rozkręciło się na dobr, poczułam się naprawdę szczęśliwa. Byli wszyscy, jednak zabrakło Louis’a. nie dziwię mu się. na pewno się mnie brzydził, na pewno mnie nienawidził.

- Ana! – usłyszałam krzyk Zayn’a. spojrzałam na niego ze zdziwieniem
- skup się  - wyszczerzył się, układając z palców coś na wzór aparatu i zaczął latać po całym pomieszczeniu. Pokręciłam głową i wróciłam do normalnego świata.  


- i co myślicie? – spytał Joe, fotograf, pokazując nam zdjęcia w laptopie. 
- och! – wykrzyknęła Zo
- jakie piękne. Też bym mogła być w ciąży.. – rzuciła Jo
- wedle życzenia – Zayn wyszczerzył się do blondynki i zaczął całować ją po szyi.
- przestań! – dziewczyna próbowała się bronić, ale widać było, że robi to tylko i wyłącznie dlatego, że było jej przed wszystkimi głupio. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyjrzałam się zdjęciom. Gdyby tylko Lou mógł je zobaczyć..

Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłam głowę, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Liam. Odwzajemniłam gest.

- wiem, że to głupie pocieszenie, ale ja naprawdę wierzę, że wszystko będzie dobrze. – wyszeptał. Wtuliłam się w niego, nie potrafiąc się odezwać. Tak bardzo się cieszyłam, że ich mam. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

przepraszam, że tak krótko. mam nadzieję, że przynajmniej Wam się spodoba ;) same wiecie, że nie słynę z długich rozdziałów. :D ponieważ poszalałam i napisałam parę rozdziałów z wyprzedzeniem, możecie się spodziewać za niedługo kolejnego. no i oczywiście "rozkręcenia" akcji. ;) co myślicie o zdjęciu Any w ciąży? ;3
ps.: myślę, że ten drugi sezon nie będzie tak długi jak poprzedni. 
Kocham Was!
buziaki!

2 komentarze:

  1. Zdjęcie jest przepiękne *.*
    A teraz uwaga do Louis'a: Rusz dupę chłopie! Masz dziecko i jeszcze kochasz Ane. W końcu mógłbyś z nią porozmawiać.
    Ok, to chyba koniec uwagi do Lou.
    Coś mi dzisiaj odbija, ale to normalka :D
    Czekam na następny :p

    Dominika O.o

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa Louis rusz w końcu tą swoją seksowną dupę i idź do Any!! Przekaż mu ode mnie, że jest facetem i niech się nie użala nad sobą jak baba bo to nie przystoi przyszłemu tatusiowi do jasnej cholery! A Ana też by mogła spróbować jakoś się z nim skontaktować, a nie gadać, że się nią brzydzi albo że jej nienawidzi. Kurde, niech ktoś nimi po czepie!

    Pomysł z sesją jest zajebisty :D a to zdjęcie jest takie słodkie xd
    Czekam na kolejny rozdział, już się doczekać nie mogę <3
    Kocham :***

    OdpowiedzUsuń