Kiedy się
obudziłam i rozejrzałam dookoła, doznałam szoku. Wokół mojego łózka, na
krzesłach, parapetach i czymś podobnym do szafki, porozkładani byli moi
przyjaciele. Każdy z nich spał w przedziwnej, najwidoczniej najwygodniejszej
pozycji. Uśmiechnęłam się do siebie. Oni wszyscy są tacy niesamowici i kochani.
Został nawet John. Jak to dobrze, że mam szczęście co do przyjaciół. Niestety,
co do miłości, jestem jedną wielką porażką.
Przypominając
sobie o Louis’ie złapałam się za brzuch. Nasze dziecko chyba również pomyślało
o ojcu, bo w tym samym momencie poczułam jakby się poruszało. Powoli wstałam z
łózka i podeszłam do okna, wciąż trzymając się za brzuch. Z każdym tygodniem
robił się coraz większy. Maleństwo rosło i przygotowywało się do przywitania
świata. Szkoda tylko, że nie pozna ojca.
Uchyliłam
delikatnie okno i zaciągnęłam się świeżym, porannym powietrzem. Wiosna to
niesamowita pora roku, a ja od zawsze ją kochałam. Wiosną wszystko budzi się do
życia, a ludzie od nowa się w sobie zakochują. Mnie niestety ten zaszczyt nie
przypadł. Ja wszystko spieprzyłam. Zamiast spacerować alejkami kwitnącego
parku, pod rękę ze swoim ukochanym, zamiast czuć jego dotyk na brzuchu i jego
opiekuńczość, ja siedzę w szpitalu i użalam się nad swoim życiem. Tak bardzo mi
go brakowało.
Podeszłam
na palcach do śpiącego na ramieniu Jo, Zayn’a. nachyliłam się i spojrzałam na
jego spokojną, piękną twarz. Tak cholernie mocno dziękuję Temu, który jest na
górze, że zesłał mi takiego anioła. Ucałowałam go w czoło i powoli wsunęłam
rękę do kieszeni jego kurtki. Poruszył się delikatnie, ale wciąż spał.
Umiejętnie wyjęłam papierosa i znalazłam zapalniczkę. Już miałam się odwrócić
kiedy poczułam na nadgarstku uścisk.
- nie
ładnie. Mała złodziejka. – usłyszałam zaspany szept mulata. – nie powinnaś
palić.
- coś ty
taki czujny. – uśmiechnęłam się.
- oddawaj
– wyszczerzył się do mnie, wyciągając rękę. Rzeczywiście, chwila słabości i
jednym gestem zaszkodziłabym dziecku. Posłusznie zrobiłam to o co mnie prosił i
odwróciłam się do okna.
- ja
wiem, że nie powinnam.. ale nie mam co ze sobą zrobić.. nie wiem co zrobić z
życiem.. nie wiem jak przestać myśleć o Lou. Nie wiem jak zapomnieć..
- słuchaj
Ana.. – zaczął Zayn, wstając powoli, by nie zbudzić swojej Jo. – moim zdaniem
nie powinnaś o nim zapominać. Powinnaś walczyć o to uczucie jak najdłużej się
da. – podszedł do mnie i objął mnie w pasie – jesteście dla siebie stworzeni.
Przezwyciężyliście tyle problemów.
- ale
Zayn, on powiedział, że już nic nie ma sensu.. – szepnęłam łamiącym się głosem
– nie ma dla nas wspólnej przyszłości..
- owszem
jest. – poczułam jak chowa twarz w moich włosach i uśmiecha się, dotykając
mojego brzucha – ono jest waszą przyszłością i sądzę, że to ono będzie „lekiem”
na wszelkie problemy.
- szkoda,
że Louis tak nie myśli.. szkoda, że go nie kocha..
- uwierz
mi, że kocha i to najbardziej na świecie. tak jak i ciebie. – odwrócił mnie,
tak, że teraz patrzyliśmy sobie w oczy – jest po prostu zagubiony, nie wie co
ma myśleć. Musisz go zrozumieć. Ochłonie i wszystko wróci do normy. Obiecuję. –
uśmiechnął się tak uroczo, jak tylko on potrafi i ucałował mnie w czoło.
~ Louis ~
Wszedłem do
pustego domu. Nie rozglądając się nawet pobiegłem do pokoju, zatrzaskując za
sobą drzwi. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Jak to się mogło w
ogóle stać? Wciąż nie mogłem uwierzyć, że nie mam już Any. Ze już mnie nie
kocha. Rozejrzałem się po pokoju, a do moich oczu napłynęły łzy. Wszystko tu
przypominało mi o mojej ukochanej. Pogładziłem pościel, po czym ułożyłem się na
plecach. Poczułem jej zapach. Ogarnęła mnie jeszcze większa rozpacz.
Nienawidziłem
siebie i nienawidziłem jej, jednocześnie kochając ponad życie. Nie miałem
pojęcia co myśleć, co robić. Bez niej czułem pustkę, czułem się jak totalny idiota, nie warty niczego. Bez niej nie widziałem sensu życia. Byłem po prostu jak dziecko we mgle. Potrzebowałem jej. Ale teraz to już nieważne. Ona dokonała wyboru.
Po paru godzinach
bezczynnego leżenia, spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i zamówiłem taksówkę. Pół
godziny później wysiadałem przed ogromnym, nowo wybudowanym, białym domem. Wstrzymałem
oddech i ruszyłem przed siebie.
kiedy wszedłem do środka, poczułem zapach
farby. Oparłem się o drzwi i odchyliłem głowę, zaciskając wargi. Zamknąłem oczy
i złapałem się za głowę. Kiedy w końcu odważyłem się je otworzyć, moim oczom
ukazał się ogromny bukiet białych Gerberów, które przeznaczone były dla Any.
-
przecież to miał być nasz dom.. to miało być nasze wspólne szczęście.. –
szepnąłem do siebie i uderzyłem z całej siły w błękitną ścianę. Opadłem na podłogę i kładąc się na plecach spojrzałem zaszkolnymi oczami w sufit. - to nie może być prawda.. to nie może być koniec.. - powtarzałem wciąż, coraz bardziej zaciskając pięści.
Kiedy wstałem, spojrzałem na ogromny szklany wazon, w którym stały kwiaty. Pod wpływem jednej chwili uderzyłem w niego pięścią. Rozbił się na drobniutkie kawałeczki, woda rozlała się po całym pomieszczeniu, a na białe płatki gerberów zaczęły spływać pojedyncze krople mojej krwi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
przepraszam, że tak krótko! mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Kocham!
buziaki!
Kurde no! To się musi szybko wyjaśnić, bo ja nie mogę czytać takich rzeczy! Od razu mi się smutno robi. Jestem zła na Lou jak diabli, że nie pogadał z Aną i jednocześnie jest mi go szkoda.
OdpowiedzUsuńZayn jest boski <3 kocham go takiego!
Rozdział może i krótki, ale jest świetny! :-D
KC <3
Nie daj zbyt długo czekać na next :-P
Muszę powiedzieć, że się pokomplikowało.
OdpowiedzUsuńOboje obwiniają siebie za to.
Przecież muszą się pogodzić no!
Mam nadzieję, że nie potrwa to długo.
Dobrze, że Ana ma takich przyjaciół.
Czekam na next.
Dominika.
Boniu, czemu tak krótko...:( Ja to opowiadanie mogłabym czytać godzinami. Wszystko jest takie smutne... Kochają się nad życie, a muszą cierpieć z miłości.. Mam nadzieję, że w końcu, któreś z nich pójdzie po rozum do głowy, odpuści emocje i wreszcie szczerze porozmawiają. Kocham bardzo i czekam na next.<3
OdpowiedzUsuńPS. Kochana moja, nie myśl tylko nigdy, że zapominam o Tobie i nie komentuję, ale to wszystko przez tą pracę. Gdy tylko mam sekundę czasu, nadrabiam wszystko.:*
Przepraszam, za spamik, ale pojawił się u mnie 51 rozdział.:)
OdpowiedzUsuńBiedni oni wszyscy tacy. Louis na koniec taki smutny, że aż mi się smutno zrobiło. ;c
OdpowiedzUsuńMusza do siebie wrócić, głupia Patty wszystko zjebała. Ugh musiałam aż przeklnąć.
Czekam na kolejny! :D